Koniec lipca był dla mnie bardzo pracowity. Jednak znalazłem chwilę na odwiedzenie kilku mało znanych łowisk.
Głównie były to śródleśne bajorka, ale popołudniem dotarłem także na stare wiejskie kąpielisko w zapomnianej części Puszczy Kozienickiej. Okazało się, że zbiornik jest od czasu do czasu zarybiany. Po miłej pogawędce z dzierżawcą i opłacie 10zł za dwie wędki zasiadłem na wybranym miejscu.
Kilka hektarów czystej wody, skwar z nieba i cisza na wodzie. To zapowiadało prawdziwy relaks oraz bezrybie...
Tymczasem już po godzince ostre wygięcie szczytówki, potem całkowite zwolnienie. Cholera - pomyślałem - za późno podniosłem się z fotela. Po zwinięciu około 20 m luźnej żyłki - opór. Zaczep? Nie !! Ostry odjazd z mega prędkością ! i znowu luz.
Co to za ryba? Tołpyga !!

Tego dnia przechytrzyłem ich pięć. Wszystkie na kuleczki o słodkim zapachu. Trzy na pomanańczę od Ringersa

Bardzo silne ryby. Największa złowiona miała 71cm długości i 3,35kg wagi. Szła jak torpeda. Mimo mocnej żyłki głównej - 0,23 - hol trwał i trwał. Myślę, że nawet 10 minut. Dwie z tołpyg "wzięły" na zestaw założony na pickerze Garbolino (żyłka 6lb). Ta wędka to cudo - nie poddawała się i pięknie oddawała energię rybki.
W tzw. międzyczasie złowiłem okonia i kilkanaście płoci. ładnych- spaśnych. Na łowisku było jeszcze kilku wędkarzy, ale nie widziałem by coś drgało w ich końcach jeziorka.
Odjechałem stamtąd dopiero po zachodzie słońca. To był udany dzień !!



