A ja Wam coś powiem. Ostatnio często jestem nad zbiornikami PZW czy to kontrolując czy wędkując czy przy innych okazjach. W jakiś sposób zainteresowałem się rybostanem, zacząłem analizować zarybienia, przemyślałem sprawę zabierania ryb. To wszystko o czym mówimy to żadna nowość - wędkarze są jacy są i trudno tutaj kogokolwiek zmusić do zmiany przyzwyczajeń. Co najlepsze jednak, moim zdaniem, główną przyczyną słabej jakości wód PZW są złe zarybienia. Wszędzie tam, gdzie PZW nie zarybia karpiem jest dobrze. Taka Odra, w zeszłym sezonie połowiłem sporo pięknych łopat leszczy, połowiłem brzany, jazie, klenie, ogromne płocie. Widziałem jak łowili sandacze, bolenie, wielkie okonie (polujący na drapieżniki). Łowiłem świetne ryby na kanałach Gliwickim, Kędzierzyńskim. W najgorszej sytuacji są stawy, które z jednej strony banalnie proste do utrzymania, stwarzające świetne warunki do tarła, rozrodu jednak z drugiej na własne życzenie wręcz gnębione i przytłaczane, zubożane przez rok roczne zarybienia karpiem. Tam 500 kg karpia, tam 1000 kg karpia, tam 250 kg karpia i tak w kółko. Odsetek zarybień rybą, która wymiernie przynosi korzyść w postaci potomstwa jest znikomy! Dlatego ja, od tego sezonu zostaję mięsiarzem i zabieram każdego wymiarowego karpia, którego złowię! Tych karpi jest już za dużo w stawach. Wyobraźcie sobie, do czego doszło, że na zbiorniku PZW łatwiej złowić jest karpia aniżeli leszcza, płoć (jakiekolwiek!). Nie jestem przeciwnikiem tej ryby jako takiej, jednak zarybienia w obecnej formie po prostu nie prowadzą do poprawy a jedynie pozwalają kręcić się karuzeli, na której z uśmiechem na twarzach jadą hodowcy, baronowie PZW, mięsiarze.