Skip to main content

Rybie oczy. Lato 76

  • Utworzono

Czy wiesz jak brzmi świt nad rzeką? Jak rzeka śpiewa po kamieniach...

Czy wiesz jak brzmi świt nad rzeką? Jak rzeka śpiewa po kamieniach, jak lśnią świetlne zajączki na drobnej falce ? Jak pachnie nieokreślonym zapachem ni to wodorostów , kwiatów z nadrzecznych łąk , wymytych prądem muszli , omiecionych wirami warkoczy korzeni z nadbrzeżnych drzew ? Jak soczysta jest zieleń nad brzegiem a w każdej kropli rosy przegląda się tęcza a ptaki buszujące w koronach drzew dają koncert na sto głosów?


Było wczesne lato ale świt nad rzeką powodował że ubrać się trzeba było ciepło, chłód od wody dokuczał. Usiadł jak zwykle nad swoją ulubioną zatoczką którą dobrze znał i cieszył się że żaden inny wędkarz przed nim nie wpadł na pomysł by też tam usiąść. Zanęcił na środek kilkoma spłaszczonymi kulami i cicho zarzucił delikatną wędkę. Wiedział jak to będzie - najpierw pojawią się kolczaste jazgarze, trzeba je wyłowić i wyrzucić dalej w nurt. Potem pojawią się płocie - piękne, pomaranczowookie , srebrne a potem rozpocznie się oczekiwanie na grubszą zdobycz. Będzie nią leszcz - zloty, gruby i szeroki jak łopata i trzeba będzie się dołożyć by delikatnie wyrwać go wodzie, by się nie spiął - bo wypłoszy stado na wiele godzin. Może też pojawić się lin - czarnozielona torpeda murująca w dno, usiłująca wbić się w brzeg, w krzaki by tam uwolnić się od haczyka tkwiącego w mięsistych wargach. Czasem bywało że pojawiała się brzana - siłacz tych wód - ta parła w rzekę i nie sposób jej było delikatnym zestawem zatrzymać - żyłka zajęczała rozpaczliwie i wiotczała zerwana, pozbawiona haczyka. Zatoczkę z obu stron zamykały rosnące w wodzie krzaczaste wierzby , woda kręciła jak w wielkiej pralce . Na środku było najgłębiej - około trzech metrów. Nurt rzeki był dalej i trzeba było tak holować zapiętą rybę by nie udało się jej uciec w nurt - wtedy szanse na ponowne wprowadzenie do zatoczki były bardzo małe.
Dziś było jednak inaczej. Nie pojawiły się pierwsze małe ryby, nie zawisła na haczyku ani jedna płotka i już po godzinie chłopak był trochę zdegustowany kompletnym brakiem brań . Albo z jakichś powodów ryby zmieniły swoją stołówkę na inną - albo w wymytym prądem dołku usadowił się drapieżnik . Wielki szczupak albo mętnooki sandacz. Nie miał jak tego sprawdzić bo łowił tylko jedną przyniesioną wędką zbyt delikatną na żywca i nienadającą się do spinningowania. Dorzucił zanęty . Kolejne pół godziny bez brania. W dziurze między konarami drzew zaświeciła wielka słoneczna tarcza. Zdjął kurtkę, rozpiął koszulę i zamknął oczy skierowane prosto w słońce. Zrobiło mu się słodko i prawie drzemał oparty o wielki wyrzucony przez wodę na brzeg karcz jednak dusza łowcy nakazywała trzymać dłoń na wędce...


Coś go w pewnej chwili zelektryzowało. Nie poczuł drgnięcia blanku ale coś mu nakazało skierować wzrok na wodę, na antenkę spławika - ale nie odnalazł jej. Napięta żyłka wskazywała środek dołu - ale nie wysnuwala się z kołowrotka. Postanowił sprawdzić co to i zaciął krótko ale mocno. Poczuł martwy opór sugerujący że haczyk utkwił w zaczepie gdzieś na dnie. Pomyślał - gałezi tu nie ma , pewno zaklinował się w między kamieniami. Wstał , uniósł wygięte wędzisko do góry , naprężył żyłkę maksymalnie i szybko zluzował - taka sztuczka powodowała że udawało się zestaw wyrwać z kamieni - ale nie tym razem. Naprężył więc żyłkę ponownie - i wtedy poczuł mocarne szarpnięcie i zobaczył że żyłka przesuwa się powoli w stronę środka rzeki .Serce mu zadudniło - to nie zaczep, to jakaś ogromna ryba wisi na jego maleńkim haczyku. Już widział oczyma wyobraźni ciąg dalszy - ucieczkę na środek rzeki , potem w górę lub w dół , brak możliwości panowania nad jej poczynaniami i w końcu - pyk ! Zerwana żyłka.... Ale tak nie było. Ryba odpłynęła na pogranicze nurtu i spokojnej wody i przymurowała do dna stojąc znowu w miejscu.

 

Trzymał kij w górze i patrzył w napięciu jak wygina się delikatnie. Nie miał pomysłu jak tą rybę wyholować . Nagle ryba zdecydowała za niego - na wodzie pojawił się ogromny wir a ryba z szybkością lokomotywy odbiła w nurt a potem w dół rzeki, z prądem. Chłopak beznadziejnie patrzył na szpulę jęczącego kołowrotka i na uciekającą żyłkę nie mogąc nic zrobić. Po kilku minutach ryba znowu stanęła, prawie na środku rzeki gdzie było głęboko i pewno dla nie zacisznie. Popatrzył w gorę i przyszedł mu do głowy ryzykowny pomysł. Gdyby udało mu się z wędką wejść na drzewo to przerzucił by żyłkę nad wierzbami , dalej w dół na odcinku kilkunastu metrów nie ma drzew - jest co prawda gąszcz wyższych od niego pokrzyw, łopianów i kokornaku - ale można je połamać własnym ciałem trzymając jednocześnie wędkę w ręku.Tak też zrobił i udało się ! Stał teraz z twarzą poparzoną pokrzywami ale z nadzieją że może jednak się uda . Postanowił wymęczyć rybę na ile to tylko możliwe napinając żyłkę z wyczuciem i zmuszając ją do oderwania się od dna. Udawało mu się to ale nie widział by ryba wykazywała jakiekolwiek objawy zmęczenia. Stała spokojnie przy dnie , przesuwala się po nim kilka metrów w gorę, potem wolno spływała w dół i tak w kółko. Obawiał się co będzie dalej - czy ryba postanowi odpłynąć z całą swoją siła gdzieś gdzie nie będzie w stanie nad nią panować ? No i jak ją w końcu wyholować na brzeg ? Przedarł się przez parzące zarośla do samej wody, wiercąc się nogami poprzygniatał rośliny tak by zobaczyć jaki jest brzeg w tym miejscu. Było dobrze - równo , żwir na dnie . Jeszcze jedna myśl nie dawała mu spokoju - co to za ryba ? Z pewnością nie leszcz, nie lin . To za ciężkie . Raczej nie brzana - ta szalalaby znacznie bardziej. No chyba że jakaś brzana gigant - a takie tu bywają , takiej nigdy nie mial na wędce, są strasznie ostrożne. A może to mimo wszystko jakiś drapieżnik który złakomił się na kłebuszek robaczków ? Szczupak - nie, już dawno przegryzł by żyłkę , nie stałby też tak spokojnie przy dnie. Sandacz - musialby być naprawdę wielki by walczyć tak długo, one nie są zbyt silne nawet gdy olbrzymie. Więc co ? Po prostu nie wie ! Tak czy owak - chciałby choć móc to coś zobaczyć i przekonać się z jakim przeciwnikiem walczy.Bolały go ramiona, stracił poczucie czasu, już z trudnością trzymał wędkę w górę . Zmienial ręce , piekła go twarz, kąsały komary przebudzone łamaniem roślin. W pewnej chwili zorientował się że ryba slabnie, coraz częściej udawało się ją odrywać od dna a ta pływała raz dłużej raz krócej ale coraz bliżej powierzchni wody i coraz bliżej brzegu. Był coraz pewniejszy zwycięstwa ale nie miał pomysłu jak wyjąć rybę na brzeg - chyba tylko rękami po całkowitym zmęczeniu jej. Nagle ryba podpłynęła pod samą powierzchnię i zobaczył jej wielkie prawie czarne cielsko - to karp !! Zanurkował ponownie do dna w które tak uderzył że poczuł na żyłce jak szoruje pyskiem po żwirze na dnie. Rozpoczął szaleńczą i desperacką ucieczkę z prądem - żyłki ubywało a kołowrotek aż wył i dymił parą . Rybie jednak niewygodnie uciekać z prądem - dusi się nie mogąc oddychać , woda prze na skrzela od drugiej strony - i to ją zmęczyło najbardziej. Ustawiła się równolegle do brzegu powoli płynąc pod prąd dla nabrania sił - ale chłopak jej nie pozwalał zmuszając ruchami wędki od odrywania się od dna . Malał dystans , już tylko kilkanaście metrów, kilka , metr !! Zobaczył jej miedziane boki , usiane ogromnymi łuskami nieregularnie rozmieszczonymi na wielgachnym tułowiu . Karp wyłożył się na bok, bezsilnie i szybko poruszając wielgachnymi pokrywami skrzelowymi. chłopak podciągnął go na wyciągniecie ręki, ciało karpia zadrżało gdy zetknęło się ze żwirowym podłożem ale był już za slaby na kolejny zryw , poddał się . Wygarnął go obiema rękami na trawę , na połamane zielsko. Nie mógł się napatrzeć na olbrzyma.

 

Wyjął miarkę i zmierzył go - od początku ruszającego się bezgłośnie pyska - do końca brunatnego ogona ryba miała niecałe 90cm. Nie miał wagi by ją zważyć ale oceniał ją na jakieś 15 kilo. Dotknął jej wielkiej głowy i pooglądał wielgachny pysk do którego można było bez problemu wlożyć pięść - znalazł haczyk wbity w wargę i wyjął go z trudem bo tkwił mocno, prawie po łopatkę. I wtedy zobaczył jego oczy.....Małe jak na wielkość ryby. Ale z wyrazem ogromnego przerażenia, niesamowitego strachu, przerażenia, zdziwienia , zaskoczenia. Te oczy krzyczaly z rozpaczy ! Dla chłopca były to tylko emocje - dla karpia to walka o życie.....Pierwsza myśl nakazywała łowcy zabić wielką zdobycz, zabrać ze sobą , pochwalić się wszystkim kolegom, znajomym z takiego wyczynu. Ale teraz - usiadł obok nieruchomej ryby i z szacunkiem położył dłoń na jej wielkim ciele. Poczuł łomocące się w głębi serce walczące o życie. Zrobiło mu się żal olbrzyma. Pomyślał że grzechem by było pozbawić go życia. Ta ryba może być starsza niż on.... Delikatnie objął jego ciało i położył z trudem na wodzie kilkadziesiąt centymetrów od brzegu. Karp zamachał słabym ogonem, odetchnął , zabulgotał skrzelami. Chłopak bez żalu odepchnął go dalej a ryba zaskoczona wolnością i jeszcze oslabiona długą walką stała już we wlasciwej pozycji i tylko było jej widać kawałek grzbietu. W pewnej chwili ruszyła pelną parą w głąb rzecznych odmętów i zniknęła na zawsze. Gdyby nie połamane rośliny, ślady śluzu na trawie można by było tą przygodę uznać za sen.........
Nigdy nie zapomni widoku tamtych oczu......

 

Autor:  Gienek - forumowy Druid

Jeżeli chcesz skomentować opowiadanie - tutaj jest link: http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=520.0