Skip to main content

Nie poddawać się!

  • Utworzono

Kilka dni temu zarezerwowałem z Mariuszem miejsce na rzece Wye. Aby tam łowić trzeba bowiem wcześniej się zarejestrować i wykupic pozwolenie, ilość miejsc jest bowiem limitowana. Pogoda nie była zbyt obiecująca, jednak nie miało padać. Niestety, rzeka okazała się nie do łowienia. Wezbrana niczym przed powodzią, niosła masę śmieci, traw, zielska, gałęzi, kłód... Nie dało się dobrze utrzymać zestawu, co chwila się coś wieszało. Woda była strasznie wzburzona, pojawiały się wiry. Akurat w tamtym miejscu jest kilka małych 'główek', i po zalaniu utrudniały jakiekolwiek łowienie.

Pomęczyliśmy się trochę i odpuściliśmy. Ja po raz pierwszy na wyprawę spakowałem się do minimum, i cały sprzęt miałem w postaci pokrowca na kije i parasol, plecaka, pudła z akcesoriami i zanętami, plus worek z matą i podbierakiem. I akurat wtedy zrozumiałem, że mogę pojechać jeszcze na kilka godzin na inne łowisko, ale miałem tylko zestawy brzanowe na silna rzekę...

Ale co tam, Mariusz, pożyczył mi koszyk Drennana 30 gram, i pojechałem... Ostatnio bowiem odkryłem łowisko w Reading, w mieście, w centrum biznesowym. Pomiędzy biurowcami jest piękna woda, należąca do mojego klubu! Tam właśnie wylądowałem, dwie godziny przed zmrokiem. Szybki montaż i zestawy powędrowały do wody.

Kije brzanowe w pozycji bojowej

Zanęciłem każde z miejsc dwoma koszykami z zanętą i pelletami, jako trzeci leciał już koszyk z przyponem, dodatkowo podwieszałem mała torebkę PVA z pelletami. Nie chciałem nęcić zbyt mocno, bo to już listpad przecież. Ogólnie wiało, kropiło, nic się nie działo. Miałem kilka ugięć - ale brania nie było. I jak już się zwijałem, bach - ostatnie branie, na brzanówkę z Korum, nieprzystosowaną do takiego łowienia! Po krótkim holu moim oczom ukazał się przecudny lin, mierzący jak się okazało doskonałe 52 cm! Jak na tę pore roku to rzadki bardzo połów, byłem w siódmym niebie. Miały być brzany - był lin...

   Piękny listopadowy lin, 52 cm szczęścia! 

Przynętą, na którą skusił się prosiaczek był dumbells krylowy z Drennana, którego zaprawiłem dzień wcześniej Goo halibutowym i atraktorem czosnkowym w proszku z Sonubaitsa. Zadziałało!

Fatalny pogodowo, bo wietrzny, deszczowy dzień dał jedno branie i jedną rybę. To właśnie pozwoliło mi wracać w dobrym humorze do domu. Co najmniej jakbym złowił z 10 brzan! Jaki z tego morał? Nigdy nie wolno się poddawać!