Panowie, apeluję o trzymanie odpowiedniego tonu wypowiedzi!
Rybal odpowiada na pytania, powinniśmy być mu za to wdzięczni, ataki personalne są nie na miejscu.
Będąc wczoraj na rybach z zapartym tchem śledziłem dyskusję - cholera, zwroty akcji jak w dobrym filmie, humor (Jacek, z kormoranami zabiłeś
). Jednak to co najbardziej mi się podobało, to sugestia, że IRŚ nie wykonuje swojego zadania dobrze, i że jako wędkarze powinniśmy lobbować za jego rozwiązaniem lub przynajmniej za ograniczeniem jego działalności. To bardzo dobry pomysł. Skoro ich działania nie przynoszą zysku, o korzyściach ogólnych również nie ma mowy - dlaczego by Uniwersytety nie miały przejąć ich roli? No chyba, że panowie naukowcy zaczną nasze postulaty zauważać. Robi się ciekawie, bo wcale jako wędkujący nie jesteśmy na straconej pozycji. Jak Stary Baca słusznie zauważa, możemy bardzo dużo zrobić na samym poziomie kół i okręgów. Wystarczy podjąć głos, że wiele wód można zarybiać o wiele mocniej niż na to pozwala operat. Kasa na to jest! Chyba czas użyć 'gniewu społecznego' aby pewne rzeczy odpowiednio ukierunkować.
Ja Wam powiem jak ja to widzę. Kiedyś zalogował się tutaj dowodzący IRŚ , który zarzucił nam, że sobie jaja robimy, podczas gdy Instytut zajmuje się realizacją zadania, jakim jest wyżywienie narodu. Jako że to nie czasy komuny i kryzysu, gdzie mięso ryb było bardzo istotnym uzupełnieniem diety wielu Polaków, rozwinąłbym myśl tego 'wyżywienia narodu'. Otóż dzisiaj, gdy sklepowe półki uginają się od towarów, i jedzenia jest w bród, łącznie z takimi frykasami jak owoce morza, jakieś ośmiorniczki, krewetki, jest masa ryb i przetworów z nich, że o innych rzeczach nie wspomnę - to właśnie użycie jezior, rzek, jako zbiorników pełnych ryb, może dac pracę wielu ludziom, i ich dzięki temu żywić. Unia Europejska wesprze taką działalność bardzo mocno, można realizować tu różne programy, zarówno 'rybackie' jak i turystyczne. Co najważniejsze - daje to okazję do inwestowania przez samorządy, gdyż gminy z rybactwa nie mają praktycznie nic. Zyskuje tu każdy. Dlaczego więc IRŚ stoi tutaj 'okoniem'? Nie mam pojęcia. Według mnie dlatego, że profesorowie - ci starsi pracownicy tej instytucji, myślą w kategoriach peerelowskich jeszcze. To są ludzie, którzy nie rozumieją możliwości jakie mamy w Polsce. Dodatkowo Polska jest innym krajem niż wszystkie inne. U nas wędkarstwo jest bardzo popularne, i turystów wędkarskich, chętnie spędzających czas na łonie natury byłoby naprawdę dużo. Ale nie ma gdzie tego robić. Mazury są nieprzygotowane tutaj, na wielu płaszczyznach, przy czym podstawową jest atrakcyjność pod względem ilości i wielkości ryb. Tutaj jest tragedia po prostu! Byłem dwa razy i więcej nie pojadę, bo to jest po prostu ugór. Polska ma trzy pojezierza, masę zbiorników wodnych, które mogą funkcjonować (część z nich), jako wody pełne ryb, z wieloma okazami, będące magnesem dla turystów. Co ważne, takie Mazury mają tylko kilka miesięcy w roku gdzie jest ruch w interesie, dzięki wędkarzom może być on znacznie większy, właśnie poza sezonem. Co takiego mają same Mazury? To jeden z biedniejszych regionów w Polsce, nie ma tam przemysłu, wielu zakładów przemysłowych. Są lasy i jeziora- i grzechem jest nie korzystanie z nich we właściwy sposób.
Przychylam się do zdania niektórych rozmówców, że w takiej sytuacji powinniśmy żądać aby państwo przestało finansowac tę instytucję w dotychczasowy sposób, gdyż hamuje ona rozwój pewnych gałęzi gospodarki. Bazowanie na unijnych dopłatach i wciskanie kitu o konieczności posiadania rybaków na 'każdej' wodzie, jest niedorzecznością. Ceny ryb są zbyt niskie aby produkcja się opłacała, zarybienia węgorzem i jego odłowy też się nie opłacają. Na dodatek mamy masę kormoranów, których rozwój można przypisać gospodarce zrównoważonej (zależność ich rozwoju z równoczesnymi zmianami prawnymi - których dokonano w 1985 roku). Jeżeli to okazałoby się prawdą, to nawet zanieczyszczenie jezior może okazać się po części winą IRŚ (bo powoduje je też kormoran). W takim układzie ich
dotychczasowa działalność jest po prostu dla polskiego państwa nieopłacalna. NIEOPŁACALNA.Nasuwa mi się kilka pytań dodatkowych.
Komu służy IRŚ? Czy społeczeństwu czy rybakom? Czy naprawdę bez IRŚ, a z uniwersytetami mającymi 'kierunki rybackie' - nie bylibyśmy w stanie radzić sobie o wiele lepiej? Czy bez IRŚ nagle zabraknie ryb? Przykład zagłady karasia pospolitego wskazuje, że IRŚ wybiórczo traktuje pewne tematy, i nie zajmuje się ochroną gatunkową, a wydając decyzję o zarybianiu gatunkami inwazyjnymi, wręcz działa na niekorzyść rodzimych gatunków.
Dlaczego ich badania, dotyczące na przykład nieopłacalności agroturystyki, 'przechodzą'? Przecież oni nie mają pojęcia o wędkarstwie i potrzebach wędkarzy - na jakiej podstawie więc robią jakieś analizy? W PZW nie ma też ludzi co się na tym znają - więc takie badania są po prostu śmieszne - jak dla mnie to sztuka dla sztuki, z nauką to nie ma wiele wspólnego. Kto to opiniuje, kto zatwierdza? Czy z takich publikacji ma korzystać rząd? Dlaczego żaden magister rybacki nie pofatyguje się na taką Batorówkę aby zobaczyć jak kwitnie biznes państwa Bator? Jest woda, są nawet bobry, jest przyroda i sporo ryb - i ludzi masa. Właściciele pobudowali domy dla turystów, jest spora jadalnia na zewnątrz, cała baza. MIejsce kwitnie i jest perłą w tym dość biednym rejonie. Tak wielkie zapotrzebowanie jest na agroturystykę wędkarską! Ale co ja mogę wiedzieć
Panowie,powoli trzeba pomyśleć jak ugryźć temat. Uważam za nasze główne zadanie naświetlić polskim wędkarzom jaką funkcję w tym wszystkim sprawuje IRŚ. Wędkarze pójdą za nami, tym razem, w przeciwieństwie do łowisk no kill, zrobić to mogą masy tych co zabierają ryby, więc możemy liczyć na posłuch. Skoro naukowcy z Olsztyna nie chcą nas słuchać, trzeba zabrać się do tego z odpowiedniej strony. Dodam, ze na obecnych władzach PZW też wywrzeć trzeba odpowiednie naciski. Będzie się działo!