Spławik i Grunt - Forum
ORGANIZACJE WĘDKARSKIE => PZW, czyli Polski Związek Wędkarski... => Wątek zaczęty przez: Mimi w 18.07.2020, 15:00
-
Witam, chciałbym opisać sytuację, która ma miejsce w moim okręgu. Połowiłem ostatnio sporo karpi, wszystkie w tym samym, małym rozmiarze. Takie max 1,5 kg. Wszystkie mają na sobie plamy, niektóre większe, inne mniejsze i przeróżne narośle na całym ciele i płetwach.
Później dowiedziałem się, że kilka dni wcześniej część stawów było zarybiane właśnie karpami - na wszystkich występowały takie same chore ryby. Wiem od spotykanych ludzi, że na wszystkich zarybianych stawach pływa cała masa tych kilogramowych karpi z których wszystkie wyciągane mają rany i narośle. Wiem też od spotykanych wędkarzy, że zgłaszali ten problem do okręgu.
Ja również zadzwoniłem, przez telefon usłyszałem zdziwienie, że o niczym nie wiedzą (lol) i że zbadają sprawę ale to z pewnością są cytuje "odparzenia" które powstają przy transporcie ryb, które podróżują w ścisku na miejsce wodowania i to zniknie.
Rany nie zniknęły, są na rybach coraz większe (ta ze zdjęcia to jeden z pierwszych karpi które wyciągnąłem, dzisiaj takie owrzodzenia pokrywają znacznie większą część ciał ryb). Od kontrolujących PSRów, dowiedziałem się że to jakiś wirus, zamierzają sypać coś do wody żeby z nim walczyć ale nie mam się czym martwić bo nie jest groźny dla człowieka i ryby przecież można spokojnie jeść... :facepalm:
Może jest tu ktoś kto miał w swoim okręgu podobny przypadek. Czy takie chore ryby mogły (co dla mnie jest prawdopodobne) świadomie zostać wpuszczone do stawów przy zignorowaniu faktu że są chore co widać na pierwszy rzut oka? Nie chce mi się wierzyć aby wpuścili zdrowe ryby a po 3 dniach miały otwarte rany i sine płetwy w naroślach po 3 dniach... Nie dość, że na tych stawach nie było kompletnie nic to jeszcze zarybiają takim gównem... Ręce opadają :facepalm: co mogę zrobić w takiej sytuacji?
(https://i.imgur.com/23dp0i3.jpg)
-
Widziałeś jak się traktuje ryby zanim trafią do wody PZW?
To ze zdjęcia to normalne rzucanie karpiami o metalowe wanny i inne szajsy, dzisiaj bylem na zarybionej wodzie i każdy miał podobne "coś" tylko świeże...
Może sie myle... NIe wiem, ale świeże wygląda jakby uderzył o krawędź czegoś ostrego.
-
Infekcje wywołane przez ruchliwe pałeczki Aeromonas (MAS)
•Bakterie z rodzaju Aeromonas są szeroko rozpowszechnione w środowisku wodnym.
•Występują w wodzie słodkiej, osadach dennych oraz w przewodzie pokarmowym ryb.
•Istnieją trzy grupy ruchliwych pałeczek z rodzaju Aeromonas:
•Aeromonas hydrophila complex
•Aeromonas caviae complex
•Aeromonas sobria complex.
•W patogenezie bakteryjnych chorób ryb największe znaczenie mają bakterie należące do grupy Aeromonas hydrophila complex.
•Bakterie te normalnie występują w środowisku wodnym nie szkodząc rybom. W przypadku wystąpienia np. stresu dochodzi spadku poziomu odporności u ryb i bakterie wywołać chorobę.
•Czynniki sprzyjające wystąpieniu infekcji ruchliwych pałeczek z rodzaju Aeromonas:
- nadmierne zagęszczenie
- niska zawartość tlenu rozpuszczonego w wodzie
- transport
- sortowanie
Barmą wejścia bakterii jest:
- przewód pokarmowy
- uszkodzenie powłok zewnętrznych
- mechaniczne
- inwazja pasożytów zewnętrznych Gyrodactylus spp., Argulus foliaceus (splewka), Piscicola geometra (pijawka)
•Wybroczyny stopniowo powiększają się tworząc owrzodzenia. Wrzody mogą mieć średnicę od 3 mm do nawet kilkudziesięciu mm. Środek wrzodu jest czerwony, otacza go biała obwódka i jasny pas przekrwienia.
Bez specjalistycznego badania nie będziesz wiedział co to jest.
U nas był przypadek zarybienia z czymś takim:
Zdjęcie poglądowe, bo realne już dawno usunąłem. Była z tego awantura ale nic nikt nie zrobił. Mieli przyjechać z Katowic itd...
Jedni się brzydzili, inni brali bo mięso.
(https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn%3AANd9GcT3SIttskyKPxwJLvy1MTg_NcBRMKC1QEZEFQ&usqp=CAU)
i tego typu
(http://)
-
Nie wiem, ale ja u siebie co roku łowię większość karpi z takimi ranami.
Dla mnie nic dziwnego, ryba nie zdycha.
-
To ostatnie zdjęcie to nie jest czasem ślad po wyrwanej łusce? Zdarza się podczas holu.
-
Mimi,
To na Twoim zdjęciu wygląda na uszkodzenie ryby przy zarybianiu. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie ale tak mi się wydaje. W zeszłym roku na jednej z komercji po zarybieniu łowiłem strasznie uszkodzone ryby. Zobacz tą.
(https://splawikigrunt.pl/forum/gallery/4699_03_05_19_8_15_19.jpeg)
Jesienią już takich nie było, albo doszły do siebie albo nie doszły. Tego roku wiosną już same zdrowe się łowiły.
-
To ostatnie zdjęcie to nie jest czasem ślad po wyrwanej łusce? Zdarza się podczas holu.
Nie, to nie jest ślad po zerwanej łusce.
Ktoś, ostatnio wrzucał zdjęcie karpia z przekrwieniami w okolicy brzucha i płetwy ogonowej.
Pytał co to może być... (nie mogę tego wyszukać) - Znalazłem ale zdjęcia już nie ma...
Właśnie ciekawe co z nim. Normalna, silna ryba, mega waleczna. Ale nie wygląda zbyt zdrowo..
To też wyglądało na chorą rybę.
Można poszukać jak wyglądają takie i podobne choroby. W większości, są to dokumenty PDF do pobrania.
-
Czytałem artykuł w WW na temat zarybiania chorymi karpiami ,to jest tzw pleśniawka jak się nie mylę ,bo ekspertem nie jestem :-\
-
Też jeden z wędkarzy użył określenia pleśniawka. W przypadku "moich" stawów nie są to raczej mechaniczne uszkodzenia bo to ewidentnie rozrasta się na rybach, tworzą się nowe plamy. Nie mogę tylko zrozumieć jak można zarybiać chorymi rybami, widząc że jest z nimi coś nie tak
-
Zdjęcie nr.2 to, Erytrodermatoza.
Miłosz wrzucił coś innego...
-
Też jeden z wędkarzy użył określenia pleśniawka. W przypadku "moich" stawów nie są to raczej mechaniczne uszkodzenia bo to ewidentnie rozrasta się na rybach, tworzą się nowe plamy. Nie mogę tylko zrozumieć jak można zarybiać chorymi rybami, widząc że jest z nimi coś nie tak
Pleśniawka, jak sama nazwa mówi/wskazuje wygląda jak nalot/meszek a na zdjęciu tego nie widać.
-
Tak jak pisałem,expertem nie jestem,ale wiem że na pleśniawkę choruje wiele karpi w wodach PZW ,widziałem takie również u siebie na mniejszych zbiornikach ,z kolei na dużych akwenach nie spotkałem się jeszcze ,aczkolwiek nie twierdzę,że też ich tam nie ma ::)
-
Również nie jestem expertem, kilka dokumentów przeczytałem itd...
Powtórzę się, bez badań nie będziesz wiedział dokładnie z czym masz do czynienia.
U mnie 2 lata temu wrzucili karpia chorego - badanie ryb przez ichtiologa to fikcja.
Nie liczcie na to, że przyjedzie Ichtiolog, zamkną zbiornik i zrobią rzetelne badania. ;) :beer:
-
Nie mogę tylko zrozumieć jak można zarybiać chorymi rybami, widząc że jest z nimi coś nie tak
Taką rybę dostają (może taniej :P), zarybienie musi być. Nikt tego raczej nie sprawdza, ma iść do wody. Hieny, typu - "karta musi się zwrócić" są szczęśliwe. Chora ryba, mała, słaba - nieważne. Przecież to dla nich, jest ten karp. Inne ryby są, mało ważne. :( Przecież muszą znowu opłacić kartę aby do Koła wpływała kasa.
Temat wałkowany pierdylion razy( nie chcę aby znowu temat się rozjechał - są odpowiednie na Forum)
Dla Ciebie to inny świat - np. relax, okaz, fota i z powrotem do wody...
-
Ale daleko szukać...nie tylko PZW odwala takie numery.Nie tak znowu dawno w Poznaniu o wielkie i cudowne Stowarzyszenie Miłośników Dębiny zarybiło swoje stawy chorym karpiem. Jak się połapali żeby zamknąć jadaczkę dostawca wcisnął im gratis parę kg ryby i po sprawie. Cicho sza,nikt nic nie wie :P
-
To klasyka gatunku. W nowym mieście niedaleko Płońska co drugi karp miał jakieś skazy na łusce czy ciele. Najgorsze jest to że ta zaraza przechodzi na rodowite gatunki jak płoć dlatego uważam że zarybianie karpiem bardziej szkodzi jak pomaga.
-
"dlatego uważam że zarybianie karpiem bardziej szkodzi jak pomaga" - to oczywiste. Zarybia się karpiem bo ludzie chcą sobie holować dużą rybę a nie po to by dbać o zbiornik. Są zbiorniki gdzie przez zarybienia karpiem nie ma nic, całkowicie nic, katastrofa ekologiczna. Taka moda obecnie....
-
"dlatego uważam że zarybianie karpiem bardziej szkodzi jak pomaga" - to oczywiste. Zarybia się karpiem bo ludzie chcą sobie holować dużą rybę a nie po to by dbać o zbiornik. Są zbiorniki gdzie przez zarybienia karpiem nie ma nic, całkowicie nic, katastrofa ekologiczna. Taka moda obecnie....
Masz jakiś dowód na taką tezę? Nie ma niczego w tym zbiorniku rozumiem, sama woda, tak? I jak niy karp to zrobił?
Panowie, nie dajcie się wkręcić w pewne historie. Na Śląsku zarybiano sporo karpiem, i wody były rybne. Porpawka do ustawy o rybactwie śródlądowym ograniczyła ilości zarybień karpiem, odpowiednio je limitując do maximum 5 kg na hektar. W efekcie ludzie zaczęli na potęgę zabierać inne gatunki. W ten sposób małe zarybienia karpiem, spowodowały zmniejszenie się stad tarłowych innych gatunków. Miało być lepiej, wyszło gorzej, a taki niby był sens tego zapisu.
Wielu spinningistów rozpuszcza plotki o rzekomym złym wpływie karpia na wody stojące. Oczywiście, że wiele jest w tym prawdy, jednak nie jest to nic zero-jedynkowego. Często odpowiednie zarybienia nie spowodują żadnych skutków ubocznych, natomiast wędkarsko taki zbiornik wiele zyskuje. Warto spojrzeć na Czechy, kraj, który karpiem stoi. Jakoś tam jest masa innych gatunków. IRŚ walczy z karpiem, ale dlaczego nasze wody są takie beznadziejne a czeskie takie dobre? Warto zadać sobie to pytanie, zamiast iść na łatwiznę i powielać historie nie mające odzwierciedlenia w rzeczywistości. Tam też są ichtiolodzy, i wg mnie o wiele lepiej dbają o swoje wody. Do tego tak się składa, że w naszych wodach o wiele groźniejszy jest karaś srebrzysty, który osłabia inne gatunki, krzyżując się z nimi. I nic się z nim nie robi, co gorsza, wiele wód się nim zarybia.
-
Masz jakiś dowód na taką tezę?
- mam, ale akurat z Tobą nie będę dyskutował, Ty wiesz wszystko najlepiej na świecie i nie słuchasz argumentów więc dyskusja nie ma sensu.
-
Piszesz kity po prostu, jakieś klechdy domowe. Wpuszczono karpia i w wodzie nic nie ma, po prostu nic. Ja rozumiem troche przesadzić, ale ty robisz to jak dywizja ogrodników :)
Napisz proszę dlaczego w Czechach, gdzie zarybienia karpiem są spore, jest tyle ryby, zarówno w rzekach jak i wodach naturalnych, zaporówkach, stawach. Porównaj z Polską, która ma 'antykarpiowe' przepisy. Dla mnie o wiele lepiej wypada model czeski.
Kolejna sprawa to pomyśl o karpiarzach. Pisząc takie dyrdymały o karpiach powodujesz podziały pośród wędkarzy. A tak się akurat składa, że karpiarze odpowiadają za zdecydowaną większość wód no kill w Polsce, często też za oddolne działania w okręgach. Nie spinnigiści, którzy niby mają dużo do powiedzenia, ale nie potrafią tak skutecznie działać jak się okazuje.
Nie popieram wcale masowych zarybień karpiem, ale rozsądne. A przede wszystkim upatruje w tym gatunku ratunku dla naszych rodzimych ryb. Bo zarybiając więcej karpiem można zdjąć presję z gatunków cennych, których odłowy należy bardziej zlimitować, wprowadzić większe wymiary ochronne, w tym górny.
-
Prawdą jest fakt że zarybienia karpiami wpływają bardzo niekorzystnie na ekosystemu gdzie ich nie było wcześniej. Co innego zarybienie karpikiem 3-4cm a co innego zarybienie rybą która jest pasiona na mączkach i antybiotykach. Niestety tego nie da się oszukać. A jak co to zapraszam na wiosnę na wspomniany zalew bez wędek tylko z gumaczami i zobaczysz ile leży chorych karpii na brzegu.
-
Zarybienie CHORYMI karpiami, bądź HANDLÓWKAMI w dużej ilości jest szkodliwe dla ekosystemu.
Chore bo mogą zarazić innych, a handlówki dlatego, że są naturalnym konkurentem pokarmowym dla lina i karasia (jeśli takowe występują w wodzie...) i wypierają go z racji swojej większej siły.
Pełna zgoda z Lukiem, karp handlówka mógłby być świetnym lekarstwem na bolączki w PZW bo zarybiając zbiornik pzw linem, karasiem, leszczem i karpiem, można prsje przesunąć na karpia, robiąc zapis w regulaminie że tylko ta ryba podlega zabieraniu z wody. Liny i spółka miałyby świety spokój, miesarze mięcho (co roku więcej bo oszczędzamy kasę na innych gatunkach) a wedkarze i Ci no kill i Ci kill, to czego oczekują od czasu spędzonego nad wodą.
-
Zarybienie CHORYMI karpiami, bądź HANDLÓWKAMI w dużej ilości jest szkodliwe dla ekosystemu.
Chore bo mogą zarazić innych, a handlówki dlatego, że są naturalnym konkurentem pokarmowym dla lina i karasia (jeśli takowe występują w wodzie...) i wypierają go z racji swojej większej siły.
Pełna zgoda z Lukiem, karp handlówka mógłby być świetnym lekarstwem na bolączki w PZW bo zarybiając zbiornik pzw linem, karasiem, leszczem i karpiem, można prsje przesunąć na karpia, robiąc zapis w regulaminie że tylko ta ryba podlega zabieraniu z wody. Liny i spółka miałyby świety spokój, miesarze mięcho (co roku więcej bo oszczędzamy kasę na innych gatunkach) a wedkarze i Ci no kill i Ci kill, to czego oczekują od czasu spędzonego nad wodą.
W sumie to jest jakieś wyjście ale czy napewno słuszne i jedyne. Kiedyś miałem frajdę z łowienia tych ryb ale gdy chcesz połowić płoci czy leszczy a karp wypiera je z pola necenie to można oszaleć.
-
Ha ha na ogół tak jest :) mnie tam na rybkach każda ryba cieszy, gul miałby miesarz wypuszczając kolejnego lina czy karasia :) :beer:
-
Zarybienie CHORYMI karpiami, bądź HANDLÓWKAMI w dużej ilości jest szkodliwe dla ekosystemu.
Chore bo mogą zarazić innych, a handlówki dlatego, że są naturalnym konkurentem pokarmowym dla lina i karasia (jeśli takowe występują w wodzie...) i wypierają go z racji swojej większej siły.
Pełna zgoda z Lukiem, karp handlówka mógłby być świetnym lekarstwem na bolączki w PZW bo zarybiając zbiornik pzw linem, karasiem, leszczem i karpiem, można prsje przesunąć na karpia, robiąc zapis w regulaminie że tylko ta ryba podlega zabieraniu z wody. Liny i spółka miałyby świety spokój, miesarze mięcho (co roku więcej bo oszczędzamy kasę na innych gatunkach) a wedkarze i Ci no kill i Ci kill, to czego oczekują od czasu spędzonego nad wodą.
W sumie to jest jakieś wyjście ale czy napewno słuszne i jedyne. Kiedyś miałem frajdę z łowienia tych ryb ale gdy chcesz połowić płoci czy leszczy a karp wypiera je z pola necenie to można oszaleć.
U mnie ostatnio po raz kolejny zarybili NK handlówką. Idzie oszaleć. Wcześniej przez rok tam nie łowiłem, bo nie mogłem się opędzić. Minął rok, karpiki podrosły do 50 i w górę. Przestały być takie durne i można było łowić. To znowu nawpuszczali tych karakanów. Po kiego wała na NK, gdzie wszystko wraca do wody i karp już tam jest?
Zawsze muszą coś spieprzyć, ech.
-
Prawdą jest fakt że zarybienia karpiami wpływają bardzo niekorzystnie na ekosystemu gdzie ich nie było wcześniej. Co innego zarybienie karpikiem 3-4cm a co innego zarybienie rybą która jest pasiona na mączkach i antybiotykach. Niestety tego nie da się oszukać. A jak co to zapraszam na wiosnę na wspomniany zalew bez wędek tylko z gumaczami i zobaczysz ile leży chorych karpii na brzegu.
Problem w tym, że wody na których są wędkarze PZW, nie są zdrowymi ekosystemami. Do tego karp się u nas praktycznie nie rozmnaża, więc nie jest gatunkiem inwazyjnym. A takim jest karaś srebrzysty, który wypiera właśnie takie gatunki jak płoć, lin czy karaś pospolity, krzyżując się nimi.
Co takiego zarzucić można karpiom? Że ryją w dnie? Na wielu wodach nie ma to wielkiego znaczenia, bo i tak nie ma roślinności zanurzonej (żwirownie). A do mazurskich jezior karpi nikt raczej wpuszczać nie chce. Dlatego uważam to za przesadę, gdy się chce karpia oskarżać o różne rzeczy. Polskie zbiorniki są przede wszystkim przełowione, potrzebują silnej populacji drapieżnika, stada tarłowe ryb są małe, często dochodzi do skarłowaceń. Tu karp nie zawinił ale kiepska gospodarka zbiornikami.
-
Zarybienie CHORYMI karpiami, bądź HANDLÓWKAMI w dużej ilości jest szkodliwe dla ekosystemu.
Chore bo mogą zarazić innych, a handlówki dlatego, że są naturalnym konkurentem pokarmowym dla lina i karasia (jeśli takowe występują w wodzie...) i wypierają go z racji swojej większej siły.
Pełna zgoda z Lukiem, karp handlówka mógłby być świetnym lekarstwem na bolączki w PZW bo zarybiając zbiornik pzw linem, karasiem, leszczem i karpiem, można prsje przesunąć na karpia, robiąc zapis w regulaminie że tylko ta ryba podlega zabieraniu z wody. Liny i spółka miałyby świety spokój, miesarze mięcho (co roku więcej bo oszczędzamy kasę na innych gatunkach) a wedkarze i Ci no kill i Ci kill, to czego oczekują od czasu spędzonego nad wodą.
W sumie to jest jakieś wyjście ale czy napewno słuszne i jedyne. Kiedyś miałem frajdę z łowienia tych ryb ale gdy chcesz połowić płoci czy leszczy a karp wypiera je z pola necenie to można oszaleć.
U mnie ostatnio po raz kolejny zarybili NK handlówką. Idzie oszaleć. Wcześniej przez rok tam nie łowiłem, bo nie mogłem się opędzić. Minął rok, karpiki podrosły do 50 i w górę. Przestały być takie durne i można było łowić. To znowu nawpuszczali tych karakanów. Po kiego wała na NK, gdzie wszystko wraca do wody i karp już tam jest?
Zawsze muszą coś spieprzyć, ech.
Gdzieś tu był nie dawno wątek na Sigu o przerzucaniu ryb z jakiegoś no kill na inne wody z powodu jakiejś suszy czy coś. To co mnie uderzyło to co robiło 50 kg suma w jednej wodzie no kill, średniej czy małej, z karpiami, linami i karasiami? Który ichtiolog to podpisał? :)
-
W sumie mógł to być jeden egzemplarz ;)
-
W sumie mógł to być jeden egzemplarz ;)
Być może, ale nawet jeśli to ten sam sum za rok będzie miał 70 kg, a za dwa lata 80 kg :) za pięć lat nie będzie co łowić na takim no killu :)
-
Co takiego zarzucić można karpiom? Że ryją w dnie? Na wielu wodach nie ma to wielkiego znaczenia, bo i tak nie ma roślinności zanurzonej (żwirownie). A do mazurskich jezior karpi nikt raczej wpuszczać nie chce. Dlatego uważam to za przesadę, gdy się chce karpia oskarżać o różne rzeczy. Polskie zbiorniki są przede wszystkim przełowione, potrzebują silnej populacji drapieżnika, stada tarłowe ryb są małe, często dochodzi do skarłowaceń. Tu karp nie zawinił ale kiepska gospodarka zbiornikami.
A teraz wsiadaj w auto i jedź nad jezioro czarne północne na Pomorzu a dokładniej w sercu Kociewia. To jezioro słynęło z sandacza, węgorza ale ktoś z pzw właśnie wpadł na taki pomysł jak TY. Przecież karp nic nie zrobi a co się okazało karpie co roku Niszczą gniazda sandaczy. Przeganiają je z tarlisk. Kilka lat temu jakiś idiota wpadł na kolejny pomysł i zarybil ta wodę boleniem, jaziem i kleniem. Taka polityka półśrodków jest gorsza.jak nic nie robienie bo dobija do końca ekosystem i wprowadza gatunki które nigdy nie występowały w.danym zbiorniku. To dobre rozwiązanie?!
Odbudowa stada drapieżnikow dopiero może wpłynąć na poprawę ekosystemu A zarybianie karpiem to półśrodek do apokalipsy. Nie bez powodu w USA walczy się z rozpowszechniaiu tej ryby, z resztą może być w wodzie i żyć ale nie powinien podlegać ochronie jako sztucznie introdukowany gatunek obcy w większości ekosystemów. Wypisz wymaluj Ebro...
-
Od razu widać, że masz wiedzę, ale szczątkową :)
Po pierwsze w USA czy w Australii karp się rozmnaża, przez co jest gatunkiem inwazyjnym, który wypiera inne. W Polsce zaś się nie rozmnaża, więc nie stanowi takiego zagrożenia,co jest chyba oczywiste. Po drugie powołujesz się na jakiś przykład danego zbiornika, ale ja nie twierdzę, ze nalezy jeziora zarybiać karpiem bardzo mocno. Wody naturalne, te większe, głównie jeziora, jak najbardziej można zarybiać wg obowiązujących przepisów, natomiast mniejsze zbiorniki można podzielić na dwa typy i do jednego ładować sporo karpia. tak aby było go dużo, i aby ludzie mogli go odławiać. Zarybiałbym sztukami mającymi 1-2 kilogramy, i ustanowił odpowiednie limity, wody zaś pilnował. Wtedy wielu wedkarzy zabierających ryby tam by łowiło, odpuszczając innym gatunkom. Tym bym przedłużył okres ochronny i zwiększył wymiary, jak i ograniczyl zabieranie. Karp byłby więc zadośćuczynieniem :)
Kolejna rzecz - piszesz o jeziorze co słynęło z.... Zacznijmy od węgorza. Karp nie ma nic do węgorza i mu nie szkodzi, więc przykład jest zły. Sandacz - czy tutaj karp naprawde mu szkodzi? Sandacz pilnujący gniazda nie zapada w letarg ale odgania aktywnie ryby, więc nie rozumiem dlaczego karpiom by nie podołał. Pierwsze słyszę coś takiego. Największym wrogiem sandacza w Polsce jest człowiek, i jeżeli szukałbym winnego załamania się jego populacji, to ludzi bym tu wskazał, nie karpia :)
Wypisz wymaluj Ebro... Przykład nietrafiony jak ten z USA. Karp nie jest czymś nowym w polskich wodach, jest od dłuższego czasu, ale w takiej ilości od 60-80 lat. I co takiego niby zrobił? Polscy naukowcy przytaczają przykład jeziora mazurskiego, w którym karpie doprowadziy do wykorzenienia roślinności zanurzonej, zamulenia wody. I faktycznie, jest to negatywne działanie. Jednak aby to się działo, musi być w tej wodzie pewna koncentracja karpia. I właśnie w tym wic, aby nie przekraczać tej ilości. Bo w pewnej ilości karp nie będzie żadnym problemem. Patrz wiele polskich wód, jak i w Europie, warto zwłaszcza przytoczyć przykład czeski.
No i właśnie, czy Czechy są zniszczone karpiem? Jakoś tego nie widzę :)
-
To oczywiste, że karp w Polsce się rozmnaża.
Na jednego białego i hak 18 złowiłem masę "lipcówek" na Jeziorsku, które zarybianie jest minimalnie kroczkiem.
-
Rozmnaża się sporadycznie, czyli jest to wyjątek potwierdzający regułę, że się nie rozmnaża :)
Gdyby karp się w Polsce rozmnażał, nie mielibyśmy takich problemów z wodami, bo mielibyśmy gatunek o sporych przyrostach, występujący w większości zbiorników, nie trzeba by tyle zarybiać.
-
Dlatego nie możemy się opędzić od sandaczy czy linów.
-
Uważasz, że za wybiciem lina stoi gatunek cyprinus carpio? Ja zapewniam, że nie, zrobił to i robi homo sapiens, z podgatunku homo postsovieticus :)
-
Oczywiście, że tak nie uważam.
Wyśmiewam tylko Twoje logiczne fikołki.
-
Ale jakie fikołki? Sam je wykonujesz. Złowiłeś małe karpie w zaporówce i to jest dowód niby, że karp się w polskich wodach rozmnaża? Być może na Jeziorsku są miejsca z cieplejszą wodą, gdzie tarło dochodzi do skutku, jak na Dzierżnie Dużym. Ale to są wyjątki potwierdzające regułę.
Do tego zanim karpia się zacznie oskarżać o zagładę innych gatunków, warto zerknąć na ilość karasia srebrzystego w polskich wodach.
-
Zakładasz, że obwiniam karpia o cokolwiek. Wiesz lepiej co mam w głowie co jest znamienne dla Ciebie.
Twierdzenie, że karp nie rozmnaża się w naszych wodach jest błędne i tylko i wyłącznie do tego się odniosłem.
Obserwowałem tarło karpia na Jeziorsku (na pewno skutecznego ), Sulejowie, Ty podajesz przykład DD. To masa wody Pewnie jest ich o wiele więcej. Nie można tu mówić o wyjątkach potwierdzających regułę.
-
Na ile wód w okręgu katowickim karp się wyciera? Jeżeli jest to jedna lub kilka na sto kilkadziesiąt, łącznie z setkami kilometrów rzek, to mówimy o wyjątkach. Na północy Polski gdzie jest zimniej karp nie wytrze się w ogóle.
-
łącznie z setkami kilometrów rzek
;D ;D ;D
Cały Luk :)
-
Ja ubolewam nad czymś innym, mianowicie że nie ma ani jednego w całym kraju zbiornika wodnego (staw, jezioro) pod szyldem pzw który byłby wolny od karpia.
Tyle pięknych wód typowo linowo karasiowych mam wokół siebie a wszystkie są docelowo traktowane jako obojnia karpia.
Aż serce się kroi na myśl o takich możliwościach gdzie rybostan stanowiłaby płoć, lin i karaś, uzupełniony o okonia i pojedyncze szczupaki...
-
Problem w tym, że u nas ciężko o wodę linowo-karasiową. I nie należy winić tu samego karpia. Po prostu karaś pospolity i lin mają słabe przyrosty, i przy zabieraniu z obecnymi limitami gatunki te nie dają rady presji wędkarskiej. Więc problemem jest ilość zabieranych ryb i obecna polityka odnośnie gospodarki wodami. Karp dla PZW to idealne 'mięso', ponieważ rośnie jak na drożdżach. Bez niego byłoby ciężko o rybę, i mielibyśmy zbiorniki jak w okręgu mazowieckim.
Niestety, wielu wędkarzy nie rozumie, że karp tak naprawdę 'ratuje' wiele wód, a może uratować dużo więcej. Gdyby jeszcze orędownicy usunięcia karpia chcieli tarła naturalnego... Ale tak niestety nie ma. Bo wędkarze nie mają wiedzy, nikt ich nie edukował całe lata. Dlatego mają zbiór jakichś prawd objawionych, zazwyczaj mających za zadanie potwierdzanie jednego - że ryby należy zabierać.
-
Na ile wód w okręgu katowickim karp się wyciera? Jeżeli jest to jedna lub kilka na sto kilkadziesiąt, łącznie z setkami kilometrów rzek, to mówimy o wyjątkach. Na północy Polski gdzie jest zimniej karp nie wytrze się w ogóle.
To powiedz mi jedno, jakim cudem nigdy nie złowiłem karpia ociekającego mleczem lub ikra jak wiosenne leszcze czy płocie. Nie znajdzie się wodą w Polsce o temperaturze 18-20stopni w czerwcu? Ten półśrodek jest właśnie niebezpieczny przez taki sposób myślenia jak twój. Zarybić kroczkiem wszystkie wody w potem trzeba czekać aż pojawi się lin, sandacz, szczupak. Naprawdę bezmyślne niszczenie łowisk.
Wypędzanie sandacza z tarlisk było obserwowane przez wielu wędkarzy i możesz podjechać i popytać się wędkarzy.
Jak dla Ciebie spełnienie marzeń jest łowienie kroczków to twoja sprawa mnie krew za każdym razem zalewała jak mialem łowić tak kroczki jak Zbyszek. Równie dobrze można pojechać na staw hodowlany i bawić w super wędkarza
-
To powiedz mi jedno, jakim cudem nigdy nie złowiłem karpia ociekającego mleczem lub ikra jak wiosenne leszcze czy płocie. Nie znajdzie się wodą w Polsce o temperaturze 18-20stopni w czerwcu? Ten półśrodek jest właśnie niebezpieczny przez taki sposób myślenia jak twój. Zarybić kroczkiem wszystkie wody w potem trzeba czekać aż pojawi się lin, sandacz, szczupak. Naprawdę bezmyślne niszczenie łowisk.
Jeżeli ryba nie pozbędzie się ikry lub mlecza, może mieć spore problemy. Nie bez kozery większość karpi które giną pada na wiosnę, w okresie tarła właśnie. A dlaczego nie złowiłeś karpia z mleczem nigdy? Ja też ich często nie łowię, może nie biorą podczas tarła? 8)
A co do zarybień kroczkiem. Ja wcale nie popieram takich zarybień, wali się tyle tej ryby, bo jest masa chętnych na mięso, którym by żyłka pierdząca pękła, gdyby zarybiono linem i karasiem. To właśnie przez fanów mięsa mamy taki syf. Bo te zarybienia wcale nie są mądre. I nie karpiarze chcą aby tak robiono wcale...
Kolejna rzecz to pretensje do 'garbatego' jakie tu wysuwasz. To, że ryby maja pleśniawkę, wcale nie jest związane z tym, że każdy karp ją ma i zaraża inne gatunki. Ryby które ją mają sporo uszkodzeń, to jest powód dlaczego ta choroa się rozwija. Więc jak już ktoś zawinił, to dostawca materiału zarybieniowego lub ci co zarybienia przeprowadzają. Piszesz też o rybach karmionych maczkami i antybiotykami. Większość karpi karmiona jest zbożem, bo jest najtańsze. Pellety to raczej pokarm dla narybku.
Jak dla Ciebie spełnienie marzeń jest łowienie kroczków to twoja sprawa mnie krew za każdym razem zalewała jak mialem łowić tak kroczki jak Zbyszek. Równie dobrze można pojechać na staw hodowlany i bawić w super wędkarza
Kolejny strzał kulą w płot. Ja nie jestem fanem łowienia kroczków i zarybień nimi każdej wody, wolałbym aby wpuszczano większe ryby. Ale PZW na to nie stać, do tego wędkarze musza sami zrozumieć, że wodę i rybostan się buduje. BUDUJE. Docelowo zarybienia kroczkiem powinny mieć miejsce na początku i później jako uzupełnienie (co kilka lat). U nas jednak nie czeka się aż woda dojrzeje, tłucze się wszystko na maksa, byle więcej zabrać, aby inny nie uprzedził. Więc tak naprawdę pretensje należy mieć do wędkarzy, którzy nie rozumieją jak wodami gospodarzyć. Bo kto chce aby tyle zarybiać? Przecież to oczywiste, że fani mięsa, którzy nie poczekają aż ryba urpsnie i będą zabierać bez myślenia co dalej. Więc pretensje powinieneś mieć do nich, ja mam wrażenie, że próbujesz te winę przypiąć mi :)
Jeszcze raz, karpia można wprowadzić masowo do wybranych zbiorników (tzw. wanien z karpiami), aby w ten sposób dać możliwość wędkarzom zabrać rybę, kosztem ograniczeń w połowie innych gatunków. Zaś każdy zbiornik może mieć małą lub dobrą populację karpia, to znaczy taką, która nie oddziaływuje negatywnie na zbiornik w dużym stopniu. I szafa gra. U nas jednak trwa wciąż rybobicie, i zabiera się dużo więcej niż wynoszą możliwości zbiorników. Stąd tak masakryczne zarybienia kroczkiem karpia non stop.
-
Ja się niedawno dowiedziałem, że jeden z okręgów PZW zarybia swoje rzeki karpiem i amurem. Masakra. Jest to zakazane i grozi odpowiedzialnością karną oraz odebraniem obwodów rybackich przez państwo. Szczególnie amur jest olbrzymim problemem dla polskich wód. Pojawił się on w Polsce już w latach 60-tych XX w. PZW zarybiał nim jeziora i rzeki już w latach 80-tych. Nic dobrego z tego nie wyszło.
Tam gdzie były prowadzone zarybienia amurem ryby traciły miejsca do tarlisk, ale też np. następował spadek ilości ptaków (łysek, łabędzi). Jest on też przede wszystkim źródłem patogennych tasiemców, które szkodzą innym rybom. Moim zdaniem miejsce karpia i amura powinno być w stawach, ewentualnie w mocno zeutrofizowanych niewielkich nieprzepływowych jeziorach. Na pewno nie w rzekach i przepływowych jeziorach. Wystarczy zobaczyć jak szybko rośnie karp i amur, aby uświadomić sobie jak dużą konkurencję pokarmową stanowi dla innych ryb. Karp już rozmnaża się w wielu miejscach Polski. Krzysiek podał przykład Jeziorska. Ma tam idealne jak na Polskę warunki do rozrodu. A płodność karpia jest bardzo wysoka.Karp przecież konkuruje ze wszystkimi rybami odżywiającymi się bentosem. A w zależności od "genu" potrafi rosnąć bardzo szybko i do kolosalnych jak na polskie warunki rozmiarów. Ryjąc w poszukiwaniu bentosu uwalnia też biogeny do wody, tylko przyspieszając eutrofizację zbiornika. Tam gdzie się rozmnaża jest olbrzymim zagrożeniem dla tej wody. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
-
Ja się niedawno dowiedziałem, że jeden z okręgów PZW zarybia swoje rzeki karpiem i amurem. Masakra. Jest to zakazane i grozi odpowiedzialnością karną oraz odebraniem obwodów rybackich przez państwo. Szczególnie amur jest olbrzymim problemem dla polskich wód. Pojawił się on w Polsce już w latach 60-tych XX w. PZW zarybiał nim jeziora i rzeki już w latach 80-tych. Nic dobrego z tego nie wyszło.
Orientujesz się czy legalne jest zarybianie zbiorników zaporowych ? Pytam bo wielce prawdopodobne jest to, że karp spłynie poniżej zapory, lub w górę rzeki.
-
Karp w jeziorach i zbiornikach zaporowych jest legalny. Jednak już rzek nie wolno zarybiać karpiem. Karp w rzekach pochodzi z ucieczek z hodowli, "ucieczek" z zaporówek, ewentualnie nielegalnych zarybień.
Jednakże od 2012 r. zarybienia karpiem mogą być prowadzone w jeziorze i zbiorniku zaporowym, ale tylko w określonej ilości i tylko kroczek w dawce:
1) 4 kg i 5 kg kroczka karpia na 1 ha powierzchni obwodu rybackiego dla jezior i zbiorników zaporowych o powierzchni nieprzekraczającej 100 ha;
2) 3 kg i 4 kg kroczka karpia na 1 ha powierzchni obwodu rybackiego dla jezior i zbiorników zaporowych o powierzchni nieprzekraczającej 100 ha do 500 ha;
3) 2 kg i 3 kg kroczka karpia na 1 ha powierzchni obwodu rybackiego dla jezior i zbiorników zaporowych o powierzchni powyżej 500 ha.
Co do zaporówek to nie powstały one dla celów wędkarskich. One mają chronić przed powodzią i gromadzić wodę dla ludzi i gospodarki. Karp ryjąc w mule w poszukiwaniu bentosu powoduje wzrost biogenów w zbiorniku. Jest cała masa badań, już od lat 60-tych XX.w, które to potwierdzają. I są to badania robione na całym świecie.
W Polsce karp jako materiał zarybieniowy jest tani, powszechnie dostępny (bo łatwy jest w hodowli stawowej) i baaaaardzo szybko rośnie, więc ma on ogromny wpływ na polskie wody. Przyczynia się on do zakwitów wraz ze ściekami, nawozami itp. I to jest fakt. Dlatego ogranicza się jego wpływ na środowisko naturalne we wszystkich krajach w których się on znajduje. Także w Czechach z ich uregulowanymi pod linijkę rzekami i bardzo marną, jak na kraj UE, jakością wód w rzekach (może to jest powód dla którego Czesi nie jedzą swoich ryb, choć na Wigilię wcinają karpie aż huczy :P ) Także w Hiszpanii mocno ogranicza się karpia w naturalnych zbiornikach. Wiem to, bo jestem w Hiszpanii kilka razy do roku i zawsze gdzie jestem to interesuje mnie lokalna polityka zarządzania wodami. Wprowadzenie karpia i suma do Ebro spowodowało wyginięcie tamtejszych gatunków brzan (brzany iberyjskiej) w Ebro i okolicach. A kiedyś Ebro słynęło właśnie z brzan. Fajnie, że wędkarze mają gdzie łowić duże ryby. Jednak do tej pory wielu Hiszpanów irytuje fakt, że karp "wyszedł" poza zaporówki niszcząc wszystko inne w wodzie. Choć dziś rzeka Ebro, czy też zaporówki: Orellana i Sierra Brava, to jedne z najbardziej znanych w Europie łowisk karpiowych (i gdzie się stosuje C&R), to nie zmienia to faktu, że karp i sum "uciekł" Hiszpanom do wielu rzek pustosząc wszystko w okolicy (szczególnie lokalne brzany).
Natomiast co do amura, to w Polsce amur jest nielegalny zarówno w rzekach, jeziorach, jak i zbiornikach zaporowych znajdujących się w obwodzie rybackim. Amur jest legalny wyłącznie w zbiornikach typu stawy, gdy cytując rozporządzenie "obiekt został zabezpieczony przed wydostaniem się ryb hodowlanych do powierzchniowych wód śródlądowych"
Kiedyś myślałem, że ten przepis dotyczący amura jest debilny. Jednak później dowiedziałem się od 2 ichtiologów o historii zarybień amurem polskich wód (w której to historii dużą rolę odegrało PZW, jak i IRŚ) i o tym jak duży wpływ amur ma na otoczenie oraz o tym, że jest on np. nosicielem pasożytów z którymi nie radzą sobie inne ryby. Dlatego rola amura została od 2012 r. ograniczona do de facto gospodarki stawowej. Fajnie jest złowić taką torpedę w rzece lub jeziorze, ale nie oszukujmy się ma on wpływ nie tylko na roślinność, ale i np. choroby innych ryb, a także nawet na ptaki.
Kiedyś miałem podobne zdanie co Lucjan odnośnie karpia i amura, ale czym więcej jeździłem po świecie, nurkowałem i rozmawiałem z różnymi mądrymi głowami m.in. ichtiologami, tym bardziej stałem się przeciwnikiem karpia w naturalnych zbiornikach. Trzeba pamiętać, że karp potrafi często nielegalnie trafiać nawet do jezior typu lobeliowego https://pl.wikipedia.org/wiki/Jezioro_lobeliowe
Ja nurkuje i wiem, że ostatnią rzeczą jaka powinna mieć miejsce to karp w jeziorze lobeliowym. Coś co istniało od milionów lat, coś co jest jednym z najpiękniejszych i najczystszych zbiorników w Polsce, może ulec degradacji raptem w ciągu kilkunastu lat na skutek działalności człowieka (m.in. ścieki, nawozy), ale i głupich zarybień np. karpiem, czy też amurem, bo ryby te mają olbrzymi wpływ na zbiornik. A ludzie potrafią walić karpia i amura do takich jezior :facepalm:
-
Węgry też karpiem stoją. Tam jest już całkiem ciepło, więc się na pewno rozmnaża częściej niż u nas, jeśli nie co roku. A ich wody? Lazur po prostu...
Jestem zdania, że wszystko musi mieć ręce i nogi. Karp jako mięso wpuszczane dla mięsiarzy to godna uwagi opcja, bo zdejmuje presję z innych gatunków. To znaczy ZDEJMOWAŁBY, gdyby można było zabierać tylko karpia, a liny, karaś złoty itp. objęte byłyby całkowitą ochroną.
W przepędzanie sandaczy z gniazd przez karpie ciężko mi uwierzyć, bo w Czechach, gdzie karpi pełno, jest mnóstwo sandacza. Są zbiorniki, gdzie był, ale już go nie ma - ale tam wybili go polscy "turyści". Ot, taka ciekawostka. Gdyby ktoś miał co do tego jakieś wątpliwości i żądał dowodów, to oświadczam uroczyście, że nie zamierzam ich szukać. Swoje słyszałem, drugie tyle przeczytałem, a i trochę na YT widziałem.
Ogólnie drobna populacja karpi w każdym zbiorniku przecież niewiele złego zrobi. Ale ona musi być drobna - w stosunku do wielkości zbiornika oraz liczebności pozostałych gatunków. I lepiej, by to były duże sztuki, atrakcyjne wędkarsko. I po prostu sobie pływały. Natomiast to, co wyrabia PZW na wodach naturalnych, woła o pomstę do nieba. No ale przecież te wody to są stawy hodowlane wg IRŚ. Trza głodny naród wyżywić...
-
Mosteque ciekawe spostrzeżenia z możliwością zabierania karpi, a choćby zmniejszenie limitów innych ryb. Do tego jak u nas wprowadzenie górnych wymiarów. Co się tyczy wpływu karpia na sandacza, myślę że nie ma. Są to ryby preferujące całkiem inne środowiska. Karp jest już w naszych wodach zadomowiony, ale zarybianie nim powinno być kontrolowane. Podobnie każdym innym gatunkiem ryb. Jak ktoś kiedyś powiedział, w Polsce jest dużo ichtiologów, lecz kończyli oni inne szkoły niż cała Europa. :D Dlatego mamy co mamy.
-
My patrzymy głównie oczyma wędkarza, a nie już kogoś kto zastanawia się, co się stanie z danym jeziorem, czy też rzeką za 10, 20, czy 30 lat. Karp do zdjęcia presji na inne gatunki ryb jest idealnym gatunkiem ryby. Mięsiarze go wprost uwielbiają. Nawet takiego starego 10 kg, czy też walącego mułem (ten wigilijny jest "płukany" przez hodowcę - wiem, bo w trakcie Wigilii jem wyłącznie karpia i kupuję go bezpośrednio u hodowcy). Jednak u nas mamy PRL w przepisach dotyczących zarybień, jak i PRL w przepisach dotyczących ochrony ryb. Mają być jak największe zarybienia i jak najmniejsze ograniczenia w zabieraniu ryb. A tak się dziś nie da prowadzić gospodarki rybami. I rola karpia sprowadza się w PZW do roli świń hodowanych przez rolnika.
I teraz pytanie co da wędkarzom w Polsce niewielka ilość karpia w jeziorze, zbiorniku zaporowym, czy też rzece ? Moim zdaniem nic nie da. Ani nie uszczęśliwi to mięsiarzy, ani tym bardziej łowców okazów, jeżeli będą oni z nim mieć rzadki kontakt. Dlatego dziś komercje i prywatne, nieprzepływowe małe karpiowe jeziora są popularne, bo jest tam duża ilość karpi i są one.... duże. Łowi się duże okazy i je wypuszcza. Karmi się je olbrzymią ilością ziaren, kulek, pelletów. I teraz pytanie co znaczy niewielka ilość karpia w naturalnym jeziorze i rzece ? Jeżeli z karpiem będę miał kontakt raz na pół roku, to będzie często, czy rzadko ? To są pytania na które mi jest trudno odpowiedzieć. Nie jestem ichtiologiem. Jednak nie można też zapominać, że karpie z hodowli są źródłem chorób. Wpuszczając je bezmyślnie do naturalnych zbiorników narażamy wiele innych gatunków na choroby. O tym wędkarze raczej już nie myślą.
W Hiszpanii np. karpie znalazły idealne warunki do rozrodu. Poza tym uciekły one Hiszpanom z zaporówek. Teraz np. prowincja Estremadura (okolice Badajoz) słynie z olbrzymich karpi w tamtejszych zaporówkach, które to karpie jednak zagrażają wielu innym gatunkom ryb np. brzanom.
Problem z karpiem jest taki, że rośnie niesamowicie szybko. Jest bardzo płodny (tam gdzie się rozmnaża). Potrzebuje on dużo jedzenia. I ryje w mule. Już w latach 60-tych robiono badania nad karpiem. Wykazano, że potrafi ryć w mule na głębokości powyżej 10 centymetrów. Nawet leszcz nie potrafi tak ryć. I wszystko co w tym mule zawarte uwalniane jest do wody. I nikt mi nie wmówi, że nie ma to wpływu na czystość wody w zbiorniku. Są zbiorniki do których karpie idealnie się nadają, ale jest też cała masa zbiorników w których są wyłącznie zagrożeniem dla innych gatunków, ale też dla ogólnego stanu wody w tym zbiorniku.
-
Arek, ogólnie się zgadzam z tym co piszesz, jednak nie uważam, że model czeski jest gorszy od polskiego, lub też węgierski :) Tam jakoś karp nie niszczy wód bardzo mocno, choć się tam rozmnaża o wiele częściej, zwłaszcza na Węgrzech.
Mamy masę zbiorników, które są idealne do zarybień karpiem, żwirownie, wyrobiska, stawy, zaporówki - i tam karpia można wpuszczać. Na Dzierżnie jakoś masakry żadnej nie ma , jest wiele gatunków, są olbrzymie sandacze, rekordowe, tych jest i więcej, bo i leszcz i lin mogą się tam załapać. Jest wielki okoń i szczupak. Do tego na Dzierżnie woda często jest przejrzysta jak rzeka nie niesie.
Ja znam z UK wiele łowisk, gdzie jest rybostan mieszany, i często jest taka ilość karpia, ze jest roślinność podwodna, sa inne gatunki i jest co łowić, jest świetna różnorodność. I takie wody to błogosławieństwo.
W Polsce jednak chodzi o co innego. U nas zarybia się karpiem bo ma duże przyrosty i jest jedną z nielicznych ryb jakie można jeść po zarybieniu. Wg mnie to nie karp jest winny ale sami wędkarze, pazerni na mięso i robiona pod nich strategia mocnych zarybień. Dlatego tak ważna jest zmiana przepisów, tak aby do ustawy wprowadzić model wędkarskiej gospodarki wodami, i wtedy można ograniczyć zarybienia, skupić się zaś na budowaniu silnego rybostanu. Bo to jest najważniejsze, mamy dążyć do tego, aby wody były pełne ryb, i nie jest to droga poprzez jak największe zarybienia ale poprzez tarło naturalne i zabieranie dopasowane do możliwości danej wody.
-
Luk, wracając do nasz rozmowy to jeśli za zbiornik linowo karasiowy uznamy mały staw leśny, dosyć płytki z tatarakiem i liliami to w promieniu kilku km od miejsca zamieszkania mam takich wód przynajmniej 5 :)
Nie mniej są to wody które pzw zarybia odpowiednio karpiem, amurem i jaziem. A szkoda bo naprawdę aż prosiłoby się wpuścić tam lina i karasia.
Też jestem zdania że każdy zbiornik to osobny podmiot z indywidualnymi cechami biologicznymi. W normalnej organizacji pro wędkarskiej każda woda miałaby swój audyt i w oparciu o jej cechy naturalne i możliwości przerobowe, zostałaby zarybiona takimi gatunkami i w takiej ilości by było optymalnie i zgodnie z naturalnym prawem, albo chociaż w sposób minimalnie ingerujący w prawa przyrody.
Wtedy można by stworzyć i wody karpiowe i wody linowo - karasiowe, i mieszane. Akurat wód Ci pod dostatkiem u nas, gorzej z użytkownikami i zarządcami wód :beer:
-
W Polsce jednak chodzi o co innego. U nas zarybia się karpiem bo ma duże przyrosty i jest jedną z nielicznych ryb jakie można jeść po zarybieniu. Wg mnie to nie karp jest winny ale sami wędkarze, pazerni na mięso i robiona pod nich strategia mocnych zarybień.
:bravo: Obrazek z tego roku - do niewielkiej zaporówki w mojej okolicy wpuszczono karpia i oczywiście na jakiś czas zamknięto zbiornik. W nocy przed upływem terminu wszystkie miejscówki były zajęte a dwunożne kormorany czekały z niecierpliwością aż wybije północ. :facepalm:
Dlatego tak ważna jest zmiana przepisów, tak aby do ustawy wprowadzić model wędkarskiej gospodarki wodami, i wtedy można ograniczyć zarybienia, skupić się zaś na budowaniu silnego rybostanu. Bo to jest najważniejsze, mamy dążyć do tego, aby wody były pełne ryb, i nie jest to droga poprzez jak największe zarybienia ale poprzez tarło naturalne i zabieranie dopasowane do możliwości danej wody.
Akurat zarybianie karpiem nie ma wpływu na rybność wody. Bo karp się nie rozmnaża to raz a dwa nawet taka Wisła to po prostu wanna z wodą jeśli ktoś zabierze z niej dużą rybę to następny okaz z drzewa nie spadnie.
-
I to jest właśnie mus - przejście z gospodarki papierowej, jaką jest korzystanie z 10-letnich operatów na rzeczywistą. Każda woda wymaga opieki ichtiologicznej, dzięki któremu można określić ile z danego zbiornika można zabrać. Wtedy można ustalić limity, wymiary i okresy, chronić tarliska...
CO do łowisk karasiowo-linowych, to te w wersji no kill mają jeden problem - od jesieni do wczesnej wiosny kiepsko obdarzają rybami. Do tego lin i karaś mają małe przyrosty, więc trudno taką wodę normalnie prowadzić w oparciu o tarło naturalne, gdyż odłowy jakie gwarantują limity z RAPR spowodują rzeź tych gatunków. Lin przecież grupuje się w stada przed tarłem, i większość łowionych sztuk to ryby które nie wytarły się. Więc już zmiana przepisów spowodowałaby, że lin zacząłby się odradzać. Trzeba po prostu ograniczyć jego zabieranie przed tarłem. A to już całkiem inne działanie niż wstrzymanie zarybień karpiem, nieprawdaż? Więc prędzej czy później trzeba pójść o krok dalej i zacząć gospodarzyć tak jak się powinno, ustalając odłowy na pewnym rozsądnym poziomie.
Wg mnie nie da się tego zrobić poprzez zamordyzm, dlatego zarybienia karpiem jak najbardziej się tu wpisują, tak aby w wyznaczonych miejscach dać wędkarzom możliwość zabrania ryby, cennej kulinarnie. Karp jest tani, więc można wiele tu osiągnąć. Nie wspominam nawet o tym, że samemu można sobie podhodować karpia niskim kosztem. Gdyby koła miały większe uprawnienia...
-
Akurat zarybianie karpiem nie ma wpływu na rybność wody. Bo karp się nie rozmnaża to raz a dwa nawet taka Wisła to po prostu wanna z wodą jeśli ktoś zabierze z niej dużą rybę to następny okaz z drzewa nie spadnie.
No niestety ma :) Na wodzie gdzie jest roślinność zanurzona, większa ilość karpia spowoduje, że rośliny zostaną wykorzenione, rycie w dnie sprawia, ze woda staje się mętna, co znów ogranicza wzrost roślin podwodnych gdyż nie mają tyle światła. W ten sposób niszczone są miejsca w których chroni się taki lin i karaś, do tego są to tarliska. Więc nie należy przekraczać pewnego punktu w przypadku specyficznych zbiorników. Czym innym będzie natomiast żwirownia czy zaporówka, gdzie roślinności zanurzonej nie ma. Tam można wpuścić więcej karpia.
Wic i tak wszystko sprowadza się do tego, aby wodami mądrze gospodarzyć. Wpuszczać karpia tam gdzie można, ograniczyć zarybienia nim tam, gdzie powoduje szkody.
-
Na wodzie gdzie jest roślinność zanurzona, większa ilość karpia spowoduje, że rośliny zostaną wykorzenione, rycie w dnie sprawia, ze woda staje się mętna, co znów ogranicza wzrost roślin podwodnych gdyż nie mają tyle światła. W ten sposób niszczone są miejsca w których chroni się taki lin i karaś, do tego są to tarliska.
W teorii masz rację w polskiej praktyce rzeczy mają się inaczej ponieważ mało który karp po zarybieniu przeżywa tydzień od otwarcia łowiska. A że trzeba rzeczy robić z głową to chyba każdy się zgodzi szkoda tylko że jak przychodzi co do czego to jakoś ten rozsądek wyparowuje...
-
Nie wszystko da się odłowić po zarybieniu, do tego często zarybienia są na wiosnę, i wtedy karp może wyżerać wylęg innych ryb. Jednak nie tylko karp to robi, robi to większość gatunków :)
Wg mnie dwunożne kormorany są w stanie odłowić większość karpia, ale wiele i tak pozostaje. Wszystko zależy od wielkości zbiornika/zarybień i od presji.
-
Zachwianie równowagi w zbiorniku powoduje brak ryb. Jeżeli w pl jest presją na mięso nie ma co się dziwić że zbiorniki są bez ryb - dlaczego - a dla tego że PZW w zespół z ligą isr . Zamysł gospodarowania polega na uzupełnianiu ubytków ... a skoro w pl mięcho jedzie do domu a nie z powrotem do wody - trzeba zarybiać... Ideałem było by stada podstawowe były chronione - bo w innym razie skoro wybije się stada tarłowe - pzw tego nie nadrobi w swej gospodarce zarybieniowej - bo ona jest ustawiona nie na odbudowanie - tylko na zachętę by płacić składki ( rzucili karpia...) . W obecnym modelu zarybień zbiorniki nie mają szans na uzupełnianie ubytków w rybostanie. Po utracie stad tarłowych następuje zachwianie i zanik pewnych gatunków...a czaple z wędami ustawiają na celownik inny dostępny gatunek w danym akwenie.....
Cała gospodarka oparta na 10 letnich ustaleniach - bez odłowów kontrolnych powoduje bez sens... opre me wywody o dwie zapory na których łowie. Czy isr - to wróżbici... na to wszystko wskazuje... Wsej wszech wiedzy wiedzą że powodzi nie będzie iż struktury zbiornika nie ulegną zmianą , nie będzie zanieczyszczeń , deficytów deficytów tlenowych....
Osiągając ten poziom prawa PZW jest bezpieczne - my operat mamy - a isr go wykonało - my go przestrzegamy...
I tu pojawia się klu programu KASA!
Tak kasa - bo robiąc minimalne zarybienia powiedzmy na poziomie 100 000 zł rocznie - 90% przychodu rozchodzi się w związek a nie w wode w postaci ryb....
I tym sposobem mamy wyjaśnione dlaczego pzw kryje się za pzw a isr kryje sie za ustawą......
Co do wpływu samej natury....
Ktoś tu wrzucił temat sandacza - a wpływ karpia na niego - ludzie sory - ale to jakby porównywać wrzącek do gotującej wody...
Polecam zastanowienie się nad wpływem struktury samych akwenów jak wiemy sandał 40 cm osiąga w pięć lat - także w operacie powinny być dwie tury odłowów oraz wyjęcie z nich wniosków... W swych wywodach należy przyjąćjeśli woda podlega silnym wpływom erozji podczas sezonu - powódź to na bank tarliska w jednych miejscach będą zamulane... a nowe może mniej atrakcyjne - dopiero ukażą swą moc po klilku latach ...itd.
długo by pisać - i celowo nie pisze o wyłąpaniu sandaczy bo to już konsekwencja....
Polityka palczaka - zarybienia - ma równieżwpływ na wynik.... nie ilość robi jakość tylko jakość robi ilość.... ochrona wód , etc.
Temat zarybień jest głęboki i nie należy cisnąć.... wniosek - karp w pl jest potrzebny do momentu gdy polacy zrozumieją że mięcho z wody należy chronić a nie jeść - by była przyjemność nie w jedzeniu a wędkowaniu.
-
Temat zarybień jest głęboki i nie należy cisnąć.... wniosek - karp w pl jest potrzebny do momentu gdy polacy zrozumieją że mięcho z wody należy chronić a nie jeść - by była przyjemność nie w jedzeniu a wędkowaniu.
To się zmienia ale baaardzo powoli. Mnie najbardziej rozśmieszył przepis na ukleje w zalewie octowej opublikowany parę lat temu w Wiadomościach Wędkarskich :facepalm:
Co do karpia wcale nie trzeba go dużo w warunkach gdy ryby się wypuszcza. Szczególnie gdy w zbiorniku jest od groma wyrośniętego lina i karasia.
-
Karp ryjąc w mule w poszukiwaniu bentosu powoduje wzrost biogenów w zbiorniku.
Tak samo jak pstrągi w górskim jeziorze, różnica jest tylko ilościowa.
-
Arku przynajmniej ty bądź poważny - jak pewni ludzie nie są poważni...
Cyt."Ja się niedawno dowiedziałem, że jeden z okręgów PZW zarybia swoje rzeki karpiem i amurem."
-
Skoro mnie już wywołałeś, to Ci Maćku odpowiem ;)
Po pierwsze Maćku o zarybieniach karpiem i amurem rzek, w tym konkretnym okręgu PZW, pisał mi w trakcie dyskusji na temat takich zarybień ... strażnik SSR!, dodatkowo stojący na czele pewnej zorganizowanej grupy karpiarzy działającej "mocno" w PZW właśnie w celu tworzenia łowisk karpiowych. Szanuję go za zaangażowanie w rozwój karpiarstwa, aczkolwiek ów Pan publicznie wyśmiał moją znajomość przepisów prawa rybackiego i próbował wmówić mi coś, co nie istnieje w Polsce, jeżeli chodzi o prawne regulacje dotyczące zarybień karpiem i amurem. Mogę Ci nawet tu na forum wkleić screena z tymi jego wpisami, gdzie z imienia i nazwiska ów strażnik SSR mówi wprost o tym, że on i jego okręg PZW zarybiają rzeki znajdujące się w tym okręgu, właśnie karpiem i amurem.
Może nie wiesz, a może też wiesz, ale takie działanie w Polsce grozi odpowiedzialności karną (z ustawy o rybactwie śródlądowym) i skutkuje ono także odebraniem obwodu rybackiego przez Wody Polskie w sytuacji udowodnienia tego procederu. Narusza się bowiem nie tylko przepisy ustawy, ale też i umowę o użytkowanie obwodu rybackiego. Np. na zarybienia rzek amurem trzeba mieć aż ministerialną zgodę. Nie wystarczy nawet operat.
Wydaję mi się, że znalazłoby się sporo chętnych, aby tą wiedzę wykorzystać dla własnych celów. Jednak mi nigdy nie zależało na wywołaniu "gównoburz" i robieniu komuś problemów, tym bardziej że jest to jakaś tam forma rozwoju wędkarstwa w Polsce, aczkolwiek niezgodna z obowiązującym prawem. Jednakże równie dobrze mógłbym wrzucić tu jego dane oraz ten wpis, a następnie wysłać list do Wód Polskich i PSR ze "stosowną" informacją na temat tych okręgowych zarybień. Skoro ktoś mnie publicznie poucza na temat znajomości prawa rybackiego i według niego oraz władz okręgu można w Polsce zarybiać rzeki karpiem oraz amurem, i właśnie to on w swoim okręgu oficjalnie to robi pod auspicjami Zarządu Okręgu, to niech ma świadomość tego, że taką "publiczną informacją" ryzykuje utratę obwodu rybackiego przez jego okręg PZW. Dlatego radziłbym jemu i jemu podobnym "ogarnąć się" z tego typu publicznymi wiadomościami, bo robią sobie i swojemu okręgowi masę problemów, a nie każdy zareaguje tak jak ja..... czyli nic nie zrobi z tą informacją.
Jeszcze jedna kwestia. Jakbyś chciał wiedzieć Maćku, to nie dotyczy to Twojego okręgu.
-
Arku za bardzo cie cenię by wchodzić z tobą w polemike.
Twa wiedza tutaj przekazywana jest bez cenne.
Cyt.Wydaję mi się, że znalazłoby się sporo chętnych, aby tą wiedzę wykorzystać dla własnych celów.
I tego właśnie się boje...
Pisząc nie miałej na myśli mego okręgu... bo pojawiły się rzeki.
Ale jak wiesz i rykoszecik poszedł... bo ssr-owcy u mnie zamiast nie dopuscić do wsypania kilku amurów przy zarybieniu... a byli świadkami tego procederu i nie podjeli interwencji..- bo nie wiedzieli 8).
Pykneli fotke po której pojawił się kolejny odcinek gówno burzy u mnie...
-
Ta cała gównoburza to wyszła właśnie z Twojego okręgu, aczkolwiek z tego co pamiętam to nie dotyczyła ona rzek, więc mnie to mało interesowało z racji tego, że nie jest to mój okręg.
Jednak na kanwie tej historii pojawiły się "rewelacje" pisane ochoczo przez znanych w światku wędkarskim wędkarzy, odnośnie sytuacji w innych okręgach. I wówczas dopiero podjąłem dyskusję o tym jak to właśnie wygląda w innych okręgach. Pojawiła się wtedy cała masa znawców prawa rybackiego, którzy mówili, że u nich karpiem i amurem zarybia się oficjalnie rzeki. A na to od wielu lat trzeba mieć zgodę ministra, bo jest to nielegalne.
-
Ja się zastanawiam czy karp lub amur w polskich rzekach wyrządzają faktycznie takie szkody. Nie rozmnażają się w nich, więc nie jest to gatunek inwazyjny, jak karaś srebrzysty. Mała populacja tych gatunków wg mnie nie zaszkodzi, natomiast podniesie wędkarską atrakcyjność wód. Rycie w dnie nie jest problemem, trzcin wiele nad rzekami nie ma, więc amur nie może zrobić tego co na pewnych zbiornikach.
Niestety, w Polsce nie ma definicji wędkarstwa w prawie, podobnie jak modelu gospodarki wędkarskiej. Gdyby istniał, można by wiele rzeczy robić po uzgodnieniu z ichtiologami, tak aby wodzie nie zaszkodzić ale ja uatrakcyjnić. Na przykład na Trencie, nad którym mieszkam, nic nie stałoby się, gdyby zarybiono fajną odmianą karpia w niewielkiej ilości. Byłoby to doskonałe uatrakcyjnienie, i nic nie stałoby się innym gatunkom.
Oczywiście można mówić o szkodliwości karpia i amura, ale mamy do czynienia z karasiem srebrzystym, który zmienia strukturę gatunkową polskich wód i jest prawdziwym zagrożeniem. Nic się tu nie działa, absolutnie nie robi niczego. Więc wskazywanie jaki karp jest groźny jest trochę nierozsądne. Wiele wód powinno być modelowanych pod wędkarzy, skoro są oni jedynymi ich użytkownikami, i jeżeli jest dużo karpiarzy, nic nie szkodzi jak się jakieś wody wzbogaci lekko. Wszędzie jednak należy robić to w takim stopniu, który nie spowoduje jakichś następstw, więc mowa o zarybieniach delikatnych, nie zaś masówie jaka ma miejsce. Polska to nie Hiszpania czy Francja, więc tu nie ma takich zagrożeń. O wiele gorzej jest z sumem, który często dziesiątkuje rybostan. Tu zakazałbym jakichkolwiek zarybień, ponieważ ten gatunek ma mega ochronę.
-
Ta cała gównoburza to wyszła właśnie z Twojego okręgu, aczkolwiek z tego co pamiętam to nie dotyczyła ona rzek, więc mnie to mało interesowało z racji tego, że nie jest to mój okręg.
Jednak na kanwie tej historii pojawiły się "rewelacje" pisane ochoczo przez znanych w światku wędkarskim wędkarzy, odnośnie sytuacji w innych okręgach. I wówczas dopiero podjąłem dyskusję o tym jak to właśnie wygląda w innych okręgach. Pojawiła się wtedy cała masa znawców prawa rybackiego, którzy mówili, że u nich karpiem i amurem zarybia się oficjalnie rzeki. A na to od wielu lat trzeba mieć zgodę ministra, bo jest to nielegalne.
No i teraz jest pytanie....
Czy ten temat przyniesie wiecej pożytku czy szkody....
I nie interesuje mnie tutaj walka panow D i D .
-
Ja się zastanawiam czy karp lub amur w polskich rzekach wyrządzają faktycznie takie szkody. Nie rozmnażają się w nich, więc nie jest to gatunek inwazyjny, jak karaś srebrzysty. Mała populacja tych gatunków wg mnie nie zaszkodzi, natomiast podniesie wędkarską atrakcyjność wód. Rycie w dnie nie jest problemem, trzcin wiele nad rzekami nie ma, więc amur nie może zrobić tego co na pewnych zbiornikach.
Niestety, w Polsce nie ma definicji wędkarstwa w prawie, podobnie jak modelu gospodarki wędkarskiej. Gdyby istniał, można by wiele rzeczy robić po uzgodnieniu z ichtiologami, tak aby wodzie nie zaszkodzić ale ja uatrakcyjnić. Na przykład na Trencie, nad którym mieszkam, nic nie stałoby się, gdyby zarybiono fajną odmianą karpia w niewielkiej ilości. Byłoby to doskonałe uatrakcyjnienie, i nic nie stałoby się innym gatunkom.
Oczywiście można mówić o szkodliwości karpia i amura, ale mamy do czynienia z karasiem srebrzystym, który zmienia strukturę gatunkową polskich wód i jest prawdziwym zagrożeniem. Nic się tu nie działa, absolutnie nie robi niczego. Więc wskazywanie jaki karp jest groźny jest trochę nierozsądne. Wiele wód powinno być modelowanych pod wędkarzy, skoro są oni jedynymi ich użytkownikami, i jeżeli jest dużo karpiarzy, nic nie szkodzi jak się jakieś wody wzbogaci lekko. Wszędzie jednak należy robić to w takim stopniu, który nie spowoduje jakichś następstw, więc mowa o zarybieniach delikatnych, nie zaś masówie jaka ma miejsce. Polska to nie Hiszpania czy Francja, więc tu nie ma takich zagrożeń. O wiele gorzej jest z sumem, który często dziesiątkuje rybostan. Tu zakazałbym jakichkolwiek zarybień, ponieważ ten gatunek ma mega ochronę.
Co do tematu karpia i amura w polskich wodach.
Polecam rozkowy z ichtiologami ale nie tymi z iśr lub hodowcami.
-
O wiele gorzej jest z sumem, który często dziesiątkuje rybostan. Tu zakazałbym jakichkolwiek zarybień, ponieważ ten gatunek ma mega ochronę.
Zarybianie sumem nie ma sensu z jeszcze innego powodu. Taki sumek - 30 do 50 cm już się na patelnię nadaje i dwunożne kormorany takiej małej i głupiej rybie nie przepuszczą. Dwa trzy lata temu na sandomierskim odcinku Wisły nie można było od takich sumków się odpędzić - brały praktycznie na wszystko co miało z mięsem coś wspólnego. Teraz cisza spokój nic się nie dzieje.
Co do karasia srebrzystego i skarłowaciałych płoci oraz leszczy jedyne remedium to combo szczupak/sandacz. Małego suma zbyt łatwo wyłowić...
A jeśli chodzi o karpia i amura w rzekach to zarybianie ich nie jest konieczne. Wystarczy mała powódź i dużo karpi wybierze wolność ;)
-
Ta cała gównoburza to wyszła właśnie z Twojego okręgu, aczkolwiek z tego co pamiętam to nie dotyczyła ona rzek, więc mnie to mało interesowało z racji tego, że nie jest to mój okręg.
Jednak na kanwie tej historii pojawiły się "rewelacje" pisane ochoczo przez znanych w światku wędkarskim wędkarzy, odnośnie sytuacji w innych okręgach. I wówczas dopiero podjąłem dyskusję o tym jak to właśnie wygląda w innych okręgach. Pojawiła się wtedy cała masa znawców prawa rybackiego, którzy mówili, że u nich karpiem i amurem zarybia się oficjalnie rzeki. A na to od wielu lat trzeba mieć zgodę ministra, bo jest to nielegalne.
No i teraz jest pytanie....
Czy ten temat przyniesie wiecej pożytku czy szkody....
I nie interesuje mnie tutaj walka panow D i D .
Co do rzek,ale też i jezior, to osobiście twierdzę, że jak ktoś publicznie o tym pisze, to lepiej niech uważa, bo skutki mogą być poważne. Gdybym chciał kiedyś przejąć taki obwód rybacki od PZW, to ten news spadłby mi jak gwiazdka z nieba i zrobiłbym wszystko, aby to dokładnie udokumentować. Ogólnie każde "wałki" z operatem rybackim mogą grozić odebraniem wody, a tym bardziej zarybienia zakazanymi rybami.
-
Co do rzek,ale też i jezior, to osobiście twierdzę, że jak ktoś publicznie o tym pisze, to lepiej niech uważa, bo skutki mogą być poważne. Gdybym chciał kiedyś przejąć taki obwód rybacki od PZW, to ten news spadłby mi jak gwiazdka z nieba i zrobiłbym wszystko, aby to dokładnie udokumentować. Ogólnie każde "wałki" z operatem rybackim mogą grozić odebraniem wody, a tym bardziej zarybienia zakazanymi rybami.
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Niestety wielu wędkarzy lub nawet większość tego nie rozumie, i to jest dramat. Mała ilość PSR-owców plus nie działający dobrze podział kompetencji urzędów odnośnie wód i gospodarki nimi sprawia, że takimi rzeczami się 'jeszcze' nikt nie przejmuje lub je bagatelizuje. Ale jak takie lobby rybackie będzie chciało, to będzie mogło wędkarzom mocno dowalić, właśnie za łamanie warunków umowy dzierżawnej. Wielu powinno zrozumieć co się stało kiedy okręg koszaliński PZW leciał w kule, na skutek czego zerwnao umowę na uzytkowanie rzek Parsęta i Wieprza. Wtedy stała się padaka, bo mało kto chciał opłacić składkę, miało to więc fatalny wpływ i na inne wody okręgu...
Faktycznie jest to głupotą chwalić się czymś takim.
-
Ta cała gównoburza to wyszła właśnie z Twojego okręgu, aczkolwiek z tego co pamiętam to nie dotyczyła ona rzek, więc mnie to mało interesowało z racji tego, że nie jest to mój okręg.
Jednak na kanwie tej historii pojawiły się "rewelacje" pisane ochoczo przez znanych w światku wędkarskim wędkarzy, odnośnie sytuacji w innych okręgach. I wówczas dopiero podjąłem dyskusję o tym jak to właśnie wygląda w innych okręgach. Pojawiła się wtedy cała masa znawców prawa rybackiego, którzy mówili, że u nich karpiem i amurem zarybia się oficjalnie rzeki. A na to od wielu lat trzeba mieć zgodę ministra, bo jest to nielegalne.
No i teraz jest pytanie....
Czy ten temat przyniesie wiecej pożytku czy szkody....
I nie interesuje mnie tutaj walka panow D i D .
Co do rzek,ale też i jezior, to osobiście twierdzę, że jak ktoś publicznie o tym pisze, to lepiej niech uważa, bo skutki mogą być poważne. Gdybym chciał kiedyś przejąć taki obwód rybacki od PZW, to ten news spadłby mi jak gwiazdka z nieba i zrobiłbym wszystko, aby to dokładnie udokumentować. Ogólnie każde "wałki" z operatem rybackim mogą grozić odebraniem wody, a tym bardziej zarybienia zakazanymi rybami.
W praktce sytuacje są inne są przy zarybieniu:
Czlonkowie pzw
Członkowie ssr
Osoby z wódnpolskich.
Na kwitach widnieje to co trzeba i tyle...
Znasz przyklad w realu gdzie komuś odebrano wode....przez fatalne zarybiania... oprócz parsęty....
-
Dawniej nikt nie dybał na PZW, teraz się to zmienia. Mogą (oni- lobby rybackie) na przykład zacząć wykazywać jak łamie się warunki umów, zwłaszcza jak przestanie obowiązywać sojusz z IRŚ (zmiana władz PZW na wędkarskie).
Polecam pomyśleć, co się stanie, jak na przykład w okręgu wrocławskim zakwestionuje się wypełnianie warunków umowy dziezawnej, i odbierze się okreg rybacki rzeki Odra związkowi. Momentalnie masa wędkarzy nie opłaci składek, przez co wszystko zaczyna się walić i może dojść do upadku okręgu, bo zabraknie kasy na jego funkcjonowanie.
Obecnie mało jest przykłądów w realu, gdzie się kłusownika karze odpowiednio, ale czy to jest powód aby zachęcać do kłusonictwa? Wg mnie skóra nie jest warta wyprawki, i takie rzeczy należy załatwiac odpowiednio, poprzez ichtiloga okręgowego i wnioski o zmianę operatu, bez niczego na 'lewo'. A jak już to ma miejsce, to się o tym absolutnie nie mówi publicznie.
Dlatego bardzo mądrym posunięciem jest nadanie kołom uprawnień takich, aby to one podpisywały umowy dzierżawne. Wtedy wpadka danego koła nie idzie na konto PZW, i można wtedy takie koło zlikwidować lub zreformować, podczas gdy inne te wody przejmą lub wystartują do przetargu. W PZW jest masa ludzi co nie ma pojęcia o podstawach gospodarki wodami w Polsce, i póki co nalezy się cieszyć, że państwo zlewa ciepłym moczem pewne rzeczy. Ale to się w końcu zmieni, bo nie będziemy państwem z tektury cały czas.
-
W praktce sytuacje są inne są przy zarybieniu:
Czlonkowie pzw
Członkowie ssr
Osoby z wódnpolskich.
Na kwitach widnieje to co trzeba i tyle...
Znasz przyklad w realu gdzie komuś odebrano wode....przez fatalne zarybiania... oprócz parsęty....
Tak znam takich użytkowników rybackich, którym odebrano wody z tego powodu. Konkurencja po prostu była bardzo skuteczna :) Nie stanowi to w Polsce większego problemu, o ile ktoś ma kasę, aby później przejąć użytkowanie obwodu rybackiego / czy też dzierżawę zbiornika. Wszystko rozbija się o to jak bardzo zależy Ci na przejęciu danej wody. Pamiętaj też, że PZW jest wielotysięcznym stowarzyszeniem (liczonym w setkach tysięcy osób). Mamy blisko tysiąc działaczy we wszystkich okręgach. W jednym okręgu jest zwykle kilkanaście/kilkadziesiąt osób. Myślisz, że nie znalazłbym kogoś chętnego do "współpracy" celem przejęcia wody PZW ? Myślę, że mając odpowiednie środki już w dniu jutrzejszym miałbym sporo chętnych do pomocy. Pamiętaj też, że nowe przepisy wprowadziły jawność operatu rybackiego i to dla każdego. Mając w ręku operat rybacki okręgu PZW i osoby chętne do "współpracy" z tego okręgu mam olbrzymie szanse na przejęcie danego obwodu. I jest to operacja do wykonania w ciągu jednego roku. Wszystko rozbija się o to, czy bardzo chcę go posiadać i czy mnie na niego stać.
A tak w oderwaniu od tego co napisałem wyżej, to ostatnio okręgi PZW tracą obwody rybackie, zwykle jednak przez swoją głupotę.
-
Arku, co muszę zrobić by poznać operat?
-
W praktce sytuacje są inne są przy zarybieniu:
Czlonkowie pzw
Członkowie ssr
Osoby z wódnpolskich.
Na kwitach widnieje to co trzeba i tyle...
Znasz przyklad w realu gdzie komuś odebrano wode....przez fatalne zarybiania... oprócz parsęty....
Tak znam takich użytkowników rybackich, którym odebrano wody z tego powodu. Konkurencja po prostu była bardzo skuteczna :) Nie stanowi to w Polsce większego problemu, o ile ktoś ma kasę, aby później przejąć użytkowanie obwodu rybackiego / czy też dzierżawę zbiornika. Wszystko rozbija się o to jak bardzo zależy Ci na przejęciu danej wody. Pamiętaj też, że PZW jest wielotysięcznym stowarzyszeniem (liczonym w setkach tysięcy osób). Mamy blisko tysiąc działaczy we wszystkich okręgach. W jednym okręgu jest zwykle kilkanaście/kilkadziesiąt osób. Myślisz, że nie znalazłbym kogoś chętnego do "współpracy" celem przejęcia wody PZW ? Myślę, że mając odpowiednie środki już w dniu jutrzejszym miałbym sporo chętnych do pomocy. Pamiętaj też, że nowe przepisy wprowadziły jawność operatu rybackiego i to dla każdego. Mając w ręku operat rybacki okręgu PZW i osoby chętne do "współpracy" z tego okręgu mam olbrzymie szanse na przejęcie danego obwodu. I jest to operacja do wykonania w ciągu jednego roku. Wszystko rozbija się o to, czy bardzo chcę go posiadać i czy mnie na niego stać.
A tak w oderwaniu od tego co napisałem wyżej, to ostatnio okręgi PZW tracą obwody rybackie, zwykle jednak przez swoją głupotę.
Mozesz podać z imienia nazwiska te wody pzw.
Nie chodzi mi o rybackie akweny które stracił rybak...
Tylko te które utraciło pzw.
-
Chociażby Olsztyn.
Co do innych sytuacji, to Ci nie powiem, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Sam pomagałem komuś w przejęciu zbiornika.
-
Arku, co muszę zrobić by poznać operat?
Krzysiu to wymaga głębszego wyjaśnienia :)
Przepisy w zakresie udostępniania informacji o środowisku już od lat wymagają jawności w zakresie zasad oraz sposobu korzystania ze środowiska przez organy i każdego z nas (w tym korzystania z wód śródlądowych należących do Skarbu Państwa). Wcześniej nie było jednak wyraźnej podstawy prawnej do żądania umożliwienia zapoznania się z całością operatu rybackiego danego użytkownika rybackiego. Trzeba było sporo się "nagimnastykować", aby uzyskać od urzędnika treść operatu rybackiego konkretnego użytkownika rybackiego.
Z racji tego, że operat rybacki sporządzany jest wyłącznie przez użytkownika rybackiego i znany jest on urzędnikom państwowym oraz osobie która go sporządziła (oczywiście znany jest też zlecającemu jego stworzenie, czyli użytkownikowi rybackiemu np. działaczom okręgu PZW), to w praktyce dosłownie KAŻDY użytkownik rybacki zasłaniał się tajemnicą handlową i zawodową - osoby która go sporządziła, tylko po to, aby nie pokazać go komukolwiek. Z treści bowiem operatu rybackiego wiemy jakie obowiązki spoczywają po stronie użytkownika rybackiego względem państwa. Znając tą treść jestem w stanie sprawdzić, czy użytkownik rybacki wywiązuje się z tych obowiązków, czy też nie. A udowodnione niewywiązywanie się z tych obowiązków = utracie obwodu rybackiego. Oznacza to po prostu konieczność rozwiązania przez państwo (Wody Polskie) umowy użytkowania/dzierżawy z wyłącznej winy użytkownika rybackiego.
Do tej pory praktyka była taka, że żaden użytkownik rybacki nie pokazywał swoich operatów rybackich postronnym osobom. Aby go do tego zmusić, a dokładnie aby zmusić urzędnika państwowego do jego okazania, trzeba było udać się do sądu administracyjnego i tam walczyć o jego okazanie, bo każdy zasłaniał się tajemnicą.
I stał się w końcu cud :) We wrześniu tego roku zmieniły się przepisy dotyczące operatu rybackiego, co z jednej strony bardzo nie spodobało się IRŚ ( właśnie ze względu na pełną jawność operatu rybackiego). Z drugiej jednak strony obecnie tylko IRŚ może opiniować operaty rybackie, więc i tak są zadowoleni :)
Obecnie mamy więc już podstawę prawną do żądania wglądu do całego operatu rybackiego. To jest ten paragraf - paragraf 3
"Część opisową i graficzną operatu sporządza się w formie dokumentu elektronicznego zabezpieczonego przed wprowadzaniem nieuprawnionych zmian, którego cyfrowa postać umożliwia sporządzenie i zamieszczenie jego kopii w systemie informacyjnym gospodarowania wodami prowadzonym przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie."
https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/operat-rybacki-19028103
Konieczność umieszczenia cyfrowej postaci operatu rybackiego w systemie informacyjnym gospodarowania wodami prowadzonym przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie https://wody.gov.pl/strefa-klienta/110-strefa-klienta/696-udostepnianie-danych-z-systemu-informacyjnego-gospodarowania-wodami otwiera drogę każdemu do zapoznania się z treścią tego operatu w Wodach Polskich. Obecnie z racji tego, że są to świeżutkie przepisy trzeba odnaleźć właściwy dla danego obwodu rybackiego RZGW (tu mapka) https://www.kzgw.gov.pl/index.php/pl/jednostki-organizacyjne/regionalne-zarzady-gospodarki-wodnej i skontaktować się z nimi celem uzyskania dostępu do operatu rybackiego.
-
Chociażby Olsztyn.
Co do innych sytuacji, to Ci nie powiem, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Sam pomagałem komuś w przejęciu zbiornika.
Coś więcej... Olsztyn to piękne miasto.
A w tam tejszym Pzw widnieje piękny wykaz wód pzw.
-
No bardzo piękny. Toruń też ma równie piękne wody :P Ogólnie wiele GR też ma tam świetne wody. Żałuję, że w centralnej Polsce nie ma choć 1/20. A jest tu cała masa chętnych na dzierżawy/użytkowania. Wracając do pytania z racji tego, że pomagam w tych okolicach pewnemu podmiotowi, to nie chcę nic pisać dokładnie na temat tamtejszych wód. Przepraszam. Odsyłam do możliwości skierowania maila do RZGW. Oni w trybie dostępu do informacji publicznej ochoczo odpowiadają na zadane pytania mailami. A można pytać o naprawdę wiele rzeczy :). Powiem tylko tyle, że na tym terenie sporo umów się kończy w najbliższym czasie i w ciągu najbliższych 3 lat (na marginesie podobnie jest w Toruniu), jednakże prawo pierwszeństwa uniemożliwia "chętnym" jakiekolwiek działanie. Dlatego też znani mi "chętni ludzie" działają również w inny sposób. Dopóki jednak nie będzie podpisanych protokołów zdawczo-odbiorczych, to nie chcę nic pisać o dotychczasowej sytuacji na tym terenie z racji m.in. ewentualnych problemów, chociażby takich, że w dość łatwy sposób zdradziłbym tożsamość podmiotu któremu pomagam. A nie potrzebujemy w tej chwili problemów, tym bardziej że przez covida wszystko toczy się strasznie mozolnie, zaś ustawa daje tylko jedną możliwość zmian. Gdyby jeszcze zarybiano, tak jak u Ciebie w okręgu czebaczkiem amurskim - przynajmniej tak wyczytałem z 2 tygodnie temu na grupie znanych nam strażników - aczkolwiek nie mam pojęcia jak to rzeczywistości wyglądało ;), to mielibyśmy znaaaacznie łatwiejszą drogę, a tak to trzeba się trochę postarać. Żeby nie było, że zaraz przypniecie mi tu łatkę tego, który teraz walczy z PZW. O co to nie. W różnych miejscach Polski pomagam zarówno ludziom z PZW, jak i ludziom spoza PZW. Cenię swoją niezależność w tym zakresie, bo z nikim nie jestem na "stałe" związany. I uważam, że nie wszystko co złe jest w PZW, ale też nie wszystko co dobre jest w tym PZW i czasem PZW potrzebuje "klapsa", aby się zmienić. Mogę więc wybrać, czy warto komuś pomóc, czy też nie, kierując się wyłącznie własnymi przekonaniami bez patrzenia na to, czy ktoś jest od tych, czy od tamtych.
-
Arku dziękuje za info.
Nie wnikam głebiej rozumiem cię.
Co do samego zagadnienia nie ma co generalizować i mówić wszem i wobec że wszystko jest źle....wiadomo uchybienia się zdarzają i będą zdarzać.
Dlaczego ciągłem co za woda bo to ważne z punktu widzenia ogółu. Na obecną chwilę nikomu moim zdaniem nie jest na ręke aby pojawiały się problemy... bo zadowoleni z obecnej układanki są pzw -wody -państwo...
Co do marszałków - zagadnienia jakie przedstawiasz to teoria. Dla nich metr drogi jest ważniejszy niż hektar wody.... a ryby to już wogóle.
Co do mojego okręgu sie uśmiałem .... sie śledczy z ssr robią -powiem ci śmiech cała ta sytuacja , najpewniej nietoperzami zarybiają na bank.
Zastanawiam się co oprócz medialnego bicia z tych ich szokujących informacji wynika.... wszyscy normalni wędkarze szczą jak słyszą o nich.
Już drugi rok prężnie działają złapali kogoś grubego... przypomne skuteczność liczy się w momeńcie skazania...skutecznego.
A goscia którego obrali na cała polskę jako ich sukces - w walce nadal widać jak legalnie łowi.
Temu mówię śmiech...lepiej niech śmieci zbierają ... do następnej dużej wody bo medialnie to temet rzeka z przyborem.
Czemu jeste krytyczny remu ża cenie ich prace i podziwiam ale przez pomysły ich lidera inspirowanego przez pana D zabija się sens działania ssr. Szeregowi Chłopaki z ssrsu dają serducho swój czas a to wszystko wykorzystywane jest jak widać do walki z prezesem pzw.
-
No właśnie. Z polskimi wodami jest ten problem, że trudno jest uciec od pewnego generalizowania. To nie jest tak, że wszystko co złe jest w PZW, że wszystko co złe pochodzi z IRŚ, że cały ten system zarządzania polskimi wodami jest do dupy. Tak nie jest.
Jednakże nie lubię tego pisać, ale po rozmowach z naprawdę różnymi ludźmi (nie jakimiś pieniaczami) sporo osób podnosi, że u nas w Polsce konkursy na duże obwody rybackie, są często z góry ustawione. Pisałem tu kiedyś o procedurze konkursowej. Jest ona mocno patologiczna. Cały ten system zarządzania rybami jest żywcem wzięty z czasów PRL i przeniesiony na czasy gospodarki rynkowej. Procedura odwoławcza jest równie patologiczna co sam konkurs. Z racji tego, że nikogo za rękę nie złapałem, to nie będę pisał dokładnie o patologiach, ale po argumentach naprawdę wielu osób siedzących w temacie, w mojej głowie mocno zakotwiczył obraz wielu "ustawionych" z góry konkursów ofert.
Dla mnie jest to niepojęte, bowiem skoro mamy do czynienia z majątkiem Skarbu Państwa i jesteśmy jednocześnie w Unii Europejskiej, a majątek Skarbu Państwa, czyli Nas wszystkich jest przyznawany w użytkowanie danej osobie na kilkanaście/kilkadziesiąt lat, to powinna być tu procedura znana nam z zamówień publicznych, ewentualnie należałoby stworzyć coś na jej kształt, a nie obecny "konkurs ofert", który naprawdę łatwo jest ustawić, a który rodzi jedną wielką patologię (sic!).
Wiecie na jak długie okresy czasu są nadal przyznawane w użytkowanie obwody rybackie na północy Polski, na terenie właściwości RZGW Warszawa, RZGW Gdańsk i RZGW Białystok ? Na przykład na 30 lat. Na przykład na 35 lat. Na przykład na 25 lat. Na przykład na 20 lat. Na ustawowe minimum 10 lat jest naprawdę mało umów użytkowania obwodów. A operat rybacki sporządza się raz na 10 lat. RAZ. Dosłownie RAZ :facepalm: Nawet w zeszłym roku RZGW ochoczo przedłużały umowy użytkowania na 30 lat. Przecież to jest totalna patologia.
Przez 30 lat możesz robić "wałki", czyniąc z wody jedną wielką pustynię tylko dlatego, że możesz czerpać z tego tytułu środki unijne :facepalm: I dla Ciebie dużo bardziej opłacalne staje się samo posiadanie danego zbiornika, aniżeli obrót rybami, czy też sprzedaż zezwoleń wędkarskich. Dzieje się tak, bowiem posiadanie zbiorników oznacza możliwość starania się o unijne dofinansowania z różnego rodzaju europejskich funduszy. Przecież to jest jedna wielka patologia, która niszczy polskie środowisko. A znowu z eutrofizacją, to sobie sam walcz użytkowniku. Państwo ci nie pomoże. Tak właśnie wygląda polski system ochrony środowiska :facepalm:
Użytkownik rybacki szczególnie tu na północy bezproblemowo może użytkować daną wodę przez pokolenia. I jeżeli nie wykaże się niezgodności jego działań z operatem rybackim, to jak w wodzie będzie nawet "pustynia", to i tak ty nic nie możesz zrobić, bo cholerne prawo pierwszeństwa blokuje jakąkolwiek możliwość zmian. Osobiście uważam, że prawo pierwszeństwa w takiej formie jak ta obecna, jest NIEKONSTYTUCYJNE. I gdybym miał czas i chęci, to poświęciłbym miesiąc czasu na napisanie porządnej skargi konstytucyjnej do Trybunału Konstytucyjnego (choć też wiem jak on obecnie działa :facepalm:), bo ta komunistyczna ustawa o rybactwie śródlądowym posiada wiele takich "kwiatków", które naruszają Konstytucję i które wraz z całą tą patologiczną procedurą konkursową niszczą polskie środowisko.
-
Arku, bardzo dziękuję. Wiem gdzie i na co się powoływać :thumbup: :beer:
Czy w myśl tej nowelizacji aktualne operaty muszą być umieszczone w systemie? Czy tylko nowe, zaopiniowane po wrześniu?
-
Wiesz co to jest dobre pytanie :thumbup: Przyznam się, że nie wiem, bo na gruncie nowych przepisów jeszcze nie działałem, a one weszły w życie raptem ponad miesiąc temu. Moim zdaniem powinny tam być już wszystkie operaty i tak chyba jest albo przynajmniej będzie w niedalekiej przyszłości, bo te przepisy dopiero co weszły w życie, a w Polsce jest tak, że nie wszystko musi funkcjonować prawidłowo już z chwilą wejścia w życie przepisów ;) Musisz więc napisać do Wód Polskich. Korespondencja mailowa z urzędem (z imienia i nazwiska, podając w niej swój adres zamieszkania), jest skuteczna w polskim prawie administracyjnym w zakresie dostępu do informacji publicznej, więc nie trzeba jechać do urzędu.
Ja pomagałem już kilku osobom, w różnych częściach Polski, walczyć o dostęp do operatów rybackich. Jednakże robiliśmy to na gruncie jeszcze poprzednich przepisów. I była to droga przez mękę. W dwóch przypadkach skończyło się to w sądzie, który przyznał nam rację, że skoro ktoś użytkuje majątek Skarbu Państwa, to nie może zasłaniać się tajemnicą handlową, a autor operatu tajemnicą zawodową.
Obecnie będzie dużo łatwiej, bowiem ustawa Prawo Wodne w art. 332 wprost wskazuje, że system informacyjny gospodarowania wodami jest udostępniany do wglądu nieodpłatnie, a sporządzanie kopii dokumentów oraz ich przesyłanie odbywa się na podstawie przepisów ustawy z dnia 3 października 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko. Jednakże za udostępnianie tychże informacji mogą być też pobierane opłaty na mocy art. 333 Prawa wodnego, ale powinny być one niewielkie w przypadku operatu rybackiego.
Wejście w życie nowego rozporządzenia w sprawie operatu rybackiego, a dokładnie tego postanowienia "sporządzenie i zamieszczenie jego kopii w systemie informacyjnym gospodarowania wodami prowadzonym przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie" wprowadza dosłownie pełną jawność operatu rybackiego.
Tak jak już pisałem. Wcześniej nie było tak wyraźnej podstawy prawnej do możliwości żądania wglądu do operatu rybackiego i musiałem tworzyć rozbudowane koncepcje prawne, aby ten dostęp uzyskać ;)
Jak będziesz miał jakieś problemy to śmiało pisz do mnie, to Ci pomogę w rozmowach z Wodami Polskimi, jakby robili jakieś problemy, choć wątpię aby jakiekolwiek były.
-
Piękne dzięki :thumbup: :beer:
Jak wydobrzeje to przysiądę do tego.
Jestem niezmiernie ciekaw kilku operatów, szczególnie Jeziorska, szczególnie biorąc pod uwagę coroczne różnice w zarybieniach.
Chociaż największy wałek mój okręg najprawdopodobniej i tak robi na wodach poza obrębem rybackim. Kacze doły, w których ryb praktycznie zero, a zarybiane na papierze wielokrotnie lepiej niż zbiornik Próba czy Smardzew.
Żebym miał tylko tyle czasu co dwa/trzy/cztery lata temu...
-
Walcz, bo bardzo dobrze główkujesz ;) Jak to ktoś powiedział bardzo dawno temu: jesteśmy okłamywani pozorami prawdy ;) Przejrzałem już z kilkadziesiąt operatów i spora część z nich była kiepska. Podstawą zarybień karp, bo jest najtańszy i bardzo łatwy w hodowli. Ogólnie to kilka operatów nigdy nie powinno zostać pozytywnie zaopiniowanych. Przestał mnie więc już dziwić ogólny brak ryb, skoro system jest patologiczny i nie ma nad nim rzeczywistej kontroli. Jakieś elementy kontroli są jedynie w przypadku tych najcenniejszych gospodarczo ryb. Z drugiej strony te składki w PZW "rozpływające się w rozpasanych strukturach" PZW to kolejny temat rzeka. Warto próbować co zmienić, tym bardziej że ustawodawca dał nam w końcu choć jedno narzędzie do zapoznania się z rzeczywistością...przynajmniej tą "papierową". A to ona na chwilę obecną liczy się dla państwa i jego organów.
-
Zarybienia wiosenne na dwóch zb. w tym roku też ryby(karp, leszcz) były chore, podobno to tzw. Posocznica i ponoć jest to wynikiem wpuszczenia ryby do innej wody niż w której była hodowana.
Posocznica ponoć nie szkodliwa dla człowieka.
-
Przyczyną chorób u ryb często jest ich osłabienie, zdrowe nie powinny chorować.
Wg mnie operaty rybackie wcale nie są dobre, bo wprowadzenie obowiązku zarybienia jakie spoczywa na użytkowniku rybackim sprawia, że często będzie on zarybiał kiepskiej jakości materiałem, byle wywiązać się z umowy dzierżawnej. U nas nie kładzie się nacisku na to czym się zarybia, to znaczy jakiej jakości narybkiem, kroczkiem, ale ma być odpowiednia ilość. I mamy potem różne choroby, bo ryby były źle przetrzymywane lub odłowione 'byle jak'. Do tego wyobraźcie sobie sytuację, gdzie należałoby chor ryby lub takie z uszkodzeniami oddzielić od ryb przewidzianych do zarybień. kto to niby zrobi? Gdyby wędkarze kontrolowali zarybienia od A do Z, to można by to dużo zdziałać, ale tego nie ma. Prywaciarz czy pracownik ośrodka zarybieniowego będzie często wciskał towar do 'wypchania'...
Kolejna rzecz to ośrodki zarybieniowe PZW. Ja uważam, że nie jest wcale dobra rzeczą utrzymywanie ich. Lepiej je sprzedać, tak aby koła same kupowały towar zarybieniowy. Wtedy nie trzeba brać tego co się ma, ale można kombinować skąd wziąć lepszą rybę. Obecnie mamy sytuację, że wszystko musimy akceptować co nam taki ośrodek zapoda, bo nie mamy innych opcji. A zarybić trzeba, aby nie utracić wody. Więc jak przyślą słabą i chorą rybę, to i tak trzeba nią zarybić, bo innej opcji nie ma. A kimś należałoby tu potrząsnąć :)
Oczywiście sprawa niczym kij ma dwa końce. Wskazywanie na nieprawidłowości w zarybieniach może sprawić, że Polskie Wody się do czegoś przyczepią, czego następstwem może być przeprowadzenie kolejnego przetargu, co może oznaczać utratę wody na rzecz innego użytkownika. Dlatego tak istotne jest aby wędkarze kontrolowali zarybienia swoich wód, bez zdawania się na okręg (w którego interesie może być wciśnięcie kiepskiej jakości ryby) i bez robienia medialnego szumu. W zarzą są ludzie, którym się muszą zgadzać cyferki, i w doopie mają jakość wód czy rybostan. Osobiście uważam, że gdyby wędkarze tutaj wzięli się do roboty, i zarybień przypilnowali odpowiednio, to wtedy ich wody byłyby o wiele bardziej zasobne. U nas niestety nie zwraca się uwagi na to aby właściwie przeprowadzić zarybienia, zapewniając ich wysok skuteczność, u nas po prostu 'wali się ryby do wody', a im więcej tym lepiej.
Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie mamy karpia, który przybywa w beczkowozie. Jeżeli woda w łowisku jest zimniejsza niż w zbiorniku samochodowym, to jest duże ryzyko chorób. Więc można tu jakoś zadziałać, aby ryba nie miała szoku. Do tego jak wędkarze byliby przy selekcji ryby, to wtedy można wyeliminować sztuki pokaleczone (przy większym kroczku), nie wspominam o dokładnym zważeniu całości lub przeliczeniu. Niestety u nas tego nie ma. Gdyby ktoś więc kombinowal w ośrodku zarybieniowym, to mógłby na każde łwisko wysłać o 50 kilo kroczka mniej, i przy 10 zbiornikach mamy już pół tony ryb do wyprowadzenia na lewo. Coś, co zapewne nie jest rzadkim 'zjawiskiem' w kraju gdzie się ostro kombinuje 8)
-
No u nas kombinuje się i to mocno. Ostatnio facet w okręgu toruńskim PZW będąc na spacerze znalazł worek z narybkiem. Więc go otworzył i wpuścił te mikro ryby do wody. Bodajże opisał to później w necie. Po kilku dniach wpłynęło do niego wezwanie do stawienia się na komisariacie, bo okręg PZW poczuł się pokrzywdzonym i stwierdził, że ów gość przywłaszczył sobie (wykroczenie z kodeksu wykroczeń) ten worek ryb :facepalm: Co z tego, że je wypuścił do wody PZW, przy której znalazł ten worek i gdzie nikogo z PZW odpowiedzialnego za te zarybienia nie było wówczas. Jak umorzono ostatecznie postępowanie przeciwko niemu przed sądem, to okręg PZW nie odpuścił :) Skierowano bowiem wobec tego gościa kolejny wniosek o ukaranie, tym razem za nielegalne zarybienia (z ustawy o rybactwie śródlądowym) ;D :facepalm:
Poza tym jak widzę zarybienia szczupakiem prowadzone przez niektóre koła, gdy wpuszcza się prosto z brzegu te wszystkie mikroszczupaczki w jednym miejscu, to się zastanawiam, czy nie szkoda im kasy. Dlatego też uważam, że kasa w PZW powinna iść głównie na ichtiologów, a nie na działaczy.