Spławik i Grunt - Forum
NAD WODĄ => Tematy mniej lub bardziej związane z wędkarstwem => Wątek zaczęty przez: Logarytm w 13.02.2015, 01:46
-
Czy lepiej jest Waszym zdaniem wybrać się na zasiadkę z wielką ilością ciężkiego sprzętu, czy może tak dobrać ekwipunek, aby klamotów było jak najmniej i były jak najlżejsze. Jeśli pójdziemy „na ciężko” jesteśmy uwiązani do jednego miejsca, do którego łatwo dojechać samochodem. Posiadamy jednak komfortowe warunki łowienia, a biorąc pod uwagę wszystkie plusy, można powiedzieć, że ta wygoda pozwala nam na odpoczynek pełną gębą. Idąc „na lekko” nie mamy komfortu siedzenia w wygodnym fotelu, podręcznych i zamocowanych do fotela podpórek, nie mamy zbyt dużej ilości sprzętu. Plusem jest jednak to, że łatwiej możemy zmienić miejsce, w którym łowimy (ma to oczywiście swoje minusy, bo przecież nęcąc powinniśmy raczej poczekać na efekty, a nie szaleć po terenie, jakbyśmy spinningowali), możemy również dotrzeć w miejsca, do których nie dotrzemy z ciężkim bagażem bez samochodu (a przynajmniej nie chciałoby nam się pocić za bardzo).
Z tego, co widzę, większość forumowiczów to wędkarze "ciężcy". Co jednak myślicie o połączeniu ruchliwości spinningisty i metody spławikowej lub gruntowej? Pisząc „ruchliwość spinningisty” mam oczywiście na myśli jakiś złoty środek, który należałoby zastosować w przypadku spławika/gruntu, nie zaś stosować obławianie typowo spinningowe.
-
Ja podzieliłem to na dwie części.
Mam wersję a'la wyczynową, czyli podest, kosz, wiadra do bata.
Mam też wersję gruntową, czyli lekkie krzesło, brak wiader i innych ciężarów, by móc znaleźć sobie nawet najbardziej niedostępną miejscówkę.
Jest też z rzadka używana wersja spinningowa, ale ona jest najcięższa z uwagi na silnik i akumulator do łódki :D (no i sama łódka oczywiście)
-
Ja wolę jechac na ciężko. Mam duży wózek, samochód kombi i to załatwia mi sprawę. Wychodzę z założenia, że lepiej miec więcej niż mniej. mając zanęty, pellety różnej maści można pokombinować bardziej. Dawniej łowiłem na lekko, ale zawsze czegoś mi brakowało... :)
-
ja biore sporo sprzętu plus zanety itp.zawsze mogę wrócic do samochodu jesli czegoś potrzebuje.jak brałem zawsze to co mi trzeba ,to potoem okazywało się,że mogłem zabrać wiecej ;)
-
Ja postanowilem zminimalizowac ilosc oraz wielkosc sprzetu(wyczynowego) do niezbednego minimum,ale tak aby nie tracic na komforcie i efektywnosci.Gdy startowalem w duzej ilosci zawodow gdzie dominowala tyczka nie widzialem problemu bo przewaznie dojazd do miejsca ich rozgrywania byl dobry.Odkad ograniczylem ilosc startow do min.(mistrzostwa kola,towarzyskie)zaczalem odczuwac ciezar wszystkich klamotow gdy chcialem wedkowac w miejscu trudniej dostepnym.Pierwsze co zrobilem to sprzedalem siedzisko(Behr-ok.10kg z osprzetem) zastapilem je siedziskiem Rive D25(5kg z osprzetem)kompaktowe i funkcjonalne tyle ze bez podnozka.Ale to mi w niczym nie przezkadza,bo w lowieniu rekreacyjnym szukam albo drewnianych pomostow lub plaskiego brzegu z czym nie ma u mnie problemu.Nastepnie wszystkie wiadra 25l plastykowe zamienilem na materialowe lub z tworzywa EVA,ktore mozna poskladac lub sprasowac i schowac do torby.Mam dwa pojemniki i jedna miske 5l.ktora chowam do wiekszego okraglego pojemnika w ktorym nawilzam zanete.Siedzisko,osprzet i wszystkie akcesoria mieszcza sie w duzej torbie Mivardi.Tyczka 11m + top do kubka,odleglosciowka 4,2m,sztyca do podbieraka,ramie XS feeder arm,parasol,to wszystko transportuje sie bez problemu w usztywnianym pokrowcu ala-tuba Milo SEA dl-175cm.Tak wiec torba na ramie pokrowiec w jedna reke w druga duza torba na zanete z zanetami i przynetami i z tak skompletowanym i transportowanym sprzetem nie mam problemu z dojsciem na nawet najbardziej odlegle miejscowki na ktorych wedkuje.
-
bacik i kilka zestawów na drabinkach na małą rzeczkę wystarczy ;))
torebka zanęty i przynęty ;))
-
Ja zdecydowanie na lekko. Lubie lowic w miejscach gdzie nie ma ludzi albo jest ich niewielu wiec sprzet trzeba tachac ze soba kawalek - czesto przez krzaczory. Mam opracowany fajny system z zanetami i siedziskiem (nie potrzebuje pieciu wiader 40l) jedna albo dwie wedki (match i feeder) - chociaz ostatnio coraz czesciej decyduje sie na jedna wedke. Nie trawie jak widze, jak wedkarze wjezdzaja samochodami pod sam brzeg gdzie lowia. A zarowno w Polsce jak i w Anglii jest to niestety czest praktykowane. Rowniez jak w Anglii widzialem jak taczkami przywozili sprzet na brzany to mnie to troche smieszylo (dobrze, ze brzegi tamizy byly ladnie poprzycinane bo jakby mieli obrosniete i nierowne brzegi to bylby dopiero ubaw). Ale kazdy lowi jak lubi poniekad. A jak mi czegos zabraknie - coz nastepnym razem o tym nie zapomne :)
To wedkowanie na lekko mam zapewne ze spinningu i muchy gdzie jedna wedeczka, pudeleczko z przynetami i drugie z akcesoriami w kieszeniach i gotowy.
Stad tez wynika poniekad moja awersja do tyczki (bo przy matchu i feederku mozna lowic na lekko) to przy tyczce bez vana sprzetu nie podchodz - 5 topow (albo i wiecej) , kombajn, 5 wiader 40l , 10kg zanety i 20kg gliny i jeszcze wiele sprzetu ktorego nawet chyba nie znam do tej metody :)
Moja zasada jest taka, ze jezeli nie jestem w stanie komfortowo niesc mojego sprzetu na sensowny dystans za jednym razem to to juz nie moje klocki i sie w to nie bawie :)
-
Wczoraj, czyli 12 lutego, na łowisku byłem o 14:30 (Odra). Wziąłem nowe zrobione przez siebie kije do sprawdzenia (gruntówkę z blanku kutrowego pilka c.w. ok. 250 g, feeder 7 m (nie, to nie błąd pisarski), picker 2,1 m + wskaźnik około 50 cm tak delikatny, że przelotki oryginalne były za ciężkie, więc zrobiłem przelotki z molibdenu i feeder 3,6 m 90 g.
Sprawdziłem kije. Śłońce zaszło za drzewa ale jeszcze świeci.
Teraz łowienie. Mam 3 puknięcia na feedera z przyponem 0,22, ale nie do zacięcia.
Zmieniam kija.
Biorę pickera (jest cudowny, zrobiłem go z blanków górnej części 4,2 m odległościówki więc teraz nie znam producenta ale dojdę kto to), zakładam „delikatny zestaw” jak na mój pogląd czyli główna plećka 0,10, zestaw paternoster (zrobiłem zestaw jak na troczka bocznego czyli komplet w jednym z żyłki 0,16), haczyk maleńki jak dla mnie czyli nr 6 okrągły, cienki, czarny druciak i całość dowiązałem bezpośrednio do plecionki i …:
W ciągu godziny przed zachodem słońca złowiłem:
1 główka (3 główki od samochodu, czyli poza miejscem hałasu) na naprądowej przy szczycie – kleń 2,1 kg,
2 główka, brzeg rynna z wyraźnym prądem – kleń 2,4 kg
3 główka naprądowa w połowie główki, zestaw wciśnięty pod kamienie na spadku naprądowej rynny główki – kleń 2,8 kg.
Przyjąłem zasadę: wziąłem tylko jedną wędkę pickera, zrobiłem 5 zestawów paternoster, kilka ołowi płaskich od 10 do 30 g własnej roboty, jedne widełki.
Zanęta pudełko około 0,5 kg tzw. „wiele ziaren” czyli miks składający się z kukurydzy, przenicy, grochu, peluszki, pęczaku i kilku innych wraz z procą do nęceia. Nęcę po kilkanaście ziaren na łowisko.
Widełki jedne i lodówka turystyczna służąca mi za pojemnik na klamoty i siedzenie.
Wiem jedno. Jeśli chcę złowić rybę, biorę 15 wędzisk, masę sprzętu czyli ile wlezie do samochodu, ale łowię na jedną wędkę. Wbrew pozorom, jestem mobilny.
Czasami łowię na dwie wędki, ale druga wędka, to ciężki sprzęt przeważnie z ciężarem wyrzutu nie schodzę z 200 g, z plecionką 0,26 a nawet 0,36. Ta wędka nie łowi, ale jeśli już…
Inaczej łowię, kiedy jadę na zasiadkę na suma, czy leszcza, czyli na kilka dni. Ale to inna bajka…
Pozdrawiam Wszystkich.
-
Stad tez wynika poniekad moja awersja do tyczki (bo przy matchu i feederku mozna lowic na lekko) to przy tyczce bez vana sprzetu nie podchodz - 5 topow (albo i wiecej) , kombajn, 5 wiader 40l , 10kg zanety i 20kg gliny i jeszcze wiele sprzetu ktorego nawet chyba nie znam do tej metody :)
Kolego chyba się trochę rozpędziłeś...:) Ja rowerem jeździłem z tyczką w pokrowcu były max 3 topy z top kubek,kombajnu nie miałem tylko krzesełko Jaxona wiader też nie bo miałem materiałowe składane, 20 kg gliny i 10 zanęty? To na 3 dni ? Jeszcze ktoś kto będzie chciał rozpocząć przygodę z tyczką się przestraszy :)
Ja miałem zwykle 4-5kg gliny i max 2kg zanęty spożywczej reszta ziarna nie łowiłem na uciągu 40g
-
Te 20kg to byl lekki sarkazm 8) Ale nawet twoje tyczkowanie na lekko mnie nie przekonuje.
Moj standardowy zestaw to: skrzynia shakespeare, match i/lub nie feeder, podbierak, zestaw materialowych zanetnikow, sito, zaneta/przyneta i czasami glina/ziemia.
-
Ja zrozumiałem przesłanie z tym 20kg ale jak pisałem ktoś weźmie na serio i się przestraszy :P
W pokrowcu miałem tyczke,podpórki, do tego ciężki towar w plecaku - zanęty ,gliny plus na kierownicy okrągły pokrowiec tam zestawy,sito,itp Ciężko było w jedną stronę ale dało radę :)
-
Mirgag, myślę, że powinienes wstawić jakiś post do wyników 2015 - bo pięknie połowiłeś, gratulacje! :bravo:
Chciałbym abys rozwinął temat feedera 7 m. :o To jakaś adaptacja bolonki???
-
Ja podobnie jak Koks - minimalizm. Lubię wędrowne metody połowu, więc pakuję się maksymalnie kompaktowo. Jedna wędka, plecak/torba koszyk na sprzęt i drobiazgi, tuba ze spławikami, woreczek przypinany do pasa z przynętą (nęcę tym czym łowię), podbierak muchowy, dobre buty i odpowiedni strój - i to w zasadzie wszystko. Dzięki temu można sprawnie zmieniać stanowiska i łowić w dzikich miejscach, z kiepskim dojazdem - kilkukilometrowy marsz na upatrzone stanowiska nie stanowi problemu. Ponadto kilka razy zdarzyło mi się być zmuszonym do szybkiej ewakuacji - woda potrafiła w ciągu kilku minut podnieść się o dobrych kilkadziesiąt centymetrów (gwałtowna burza w górze rzeki lub spust wody z zapory). Z klasycznym "ciężkim" majdanem byłoby to niemożliwe.
Czasami, jak absolutnie nic mi się nie chce, do powyższego zestawu biorę składany fotel i parę browarów :P
Przyznam że jak widzę typowy osprzęt tyczkarza to łapki mnie troszku opadają - nie chciałoby mi się tego tachać ani rozkładać :)
-
Ja podobnie jak Koks i Fluffy :) . Im mniej, tym lepiej, bo lubię odludzia, do których wędkarzom się nie chce dojść lub dojechać. Lubię zmieniać miejsca w trakcie łowienia, kiedy ryba nie bierze. Zabieram ze sobą na takie wyprawy dwie wędki, podbierak, spławiki, ciężarki i wszystkie te drobiazgi, jak haczyki, lekkie aluminiowe podpórki itd, przynętę, trochę grubej z reguły zanęty (w ogóle nie jestem przekonany do intensywnego nęcenia, więc nie zabieram jej na kilogramy), dobre ubranie lekkie krzesełko (z oparciem) i w drogę. Wszystko w zasadzie mieszczę w jednej (dużej, rzecz jasna) torbie, którą nosze jak duży plecak (dzięki wprowadzonym modyfikacjom). Wypady mobilne w moim wypadku związane są z reguły z łowieniem na dużych rzekach (Wisła , Narew, Bug) lub na ich starorzeczach.
Poza nielicznymi miejscami, do których lubię wracać, staram się z reguły szukać miejsc nowych, odkrywać to, czego nie znam. Zapewne jest to w moim przypadku efekt spinningu, który przez lata był jedyną stosowaną przeze mnie metodą łowienia.
Cały czas głowę mi zaprząta myśl, jak odchudzić bagaż.
Oczywiście zdarza się i tak, że jadę nad jezioro z toną sprzętu, ale to jednak rzadkość.
-
@mirgag, jestes ewenementem jesli chodzi o takie metody polowu, ktore opisales. Wiekszosc wedkarzy mialaby spore problemy zeby dokladnie rozpoznac branie na szczytowce 7 -metrowego feedera ;)
Co do tematu to zawsze mam to co potrzeba pod reka. Calego sklepu co prawda ze soba nie zabiore ale te najbardziej sprawdzone i skuteczne rzeczy zawsze sa przy mnie. Nauczylem sie juz minimalistycznego pakowania, jak i wspinania sie gorach z ponad 30kg plecakiem, zatem wyjazd na ryby to pikuś O:)
-
Mój sposób jest chyba najbardziej zbliżony do tego, który opisał Maro.
Staram się zminimalizować wagę zabieranego sprzętu i kiedy coś kupuję, to muszę dokładnie wiedzieć ile waży i gdzie mi się to zmieści.
Aczkolwiek nie rezygnuję z rzeczy, które mają mi zapewnić wygodę i dobry wypoczynek. Muszę mieć wygodne krzesło, muszę mieć awaryjnie coś do przebrania się, coś przeciwdeszczowego, jakieś podstawowe rzeczy higieniczno-sanitarne, parasol, prowiant - to ma mi zapewnić dobry komfort nad wodą i z tego nie zrezygnuję. Kiedyś tego nie potrzebowałem, ale widocznie starzeję się i teraz potrzebuję.
Zanętę zwykle szykuję sobie w domu, więc zabieram jedynie pojemnik materiałowy/EVA i mniejsze pojemniki na przynęty. Podpórki jak najkrótsze. Torba na sprzęt umożliwia mi schowanie również siatki, kosza podbieraka i tacek.
Jeśli jedzie się na ryby dalej (zwykle jadę godzinę na łowisko), to trzeba zabrać też jakiś zapasowy kij i kołowrotek w razie awarii.
Podsumowując - raczej na ciężko, ale z ograniczeniem do wymaganego minimum i naciskiem na komfort pobytu nad wodą.
Zwykle jest to większa torba na ramię, krzesło na ramię i pokrowiec z wędkami do ręki (na ramię).
Jeśli muszę przemieścić się dalej, to wszystko to ląduje na wózku.
-
Lepiej nosic jak się prosic ;D ;D :P
-
p^k Pomysł na 7 m feddera wziął się stąd, że zestaw wkładam w łowisko, np. burta kamiennej opaski. Niesamowite łowienie i do tego ma ten feeder przeznaczenie (latem oczywiście). Tutaj nie ma centymetrowych puknięć. No i palec na żyłce...
-
Jestem wyznawcą zasady że mogę mieć ze sobą tyle sprzętu ile jestem naraz zanieść na łowisko ;) Latem jest go naprawdę sporo bo z reguły jeżdżę na nocki. Jednak o tej porze roku biorę go nie wiele ponieważ na noteci o tej porze roku trzeba szukać ryby i często zmieniać miejsca. Tak więc ilość sprzętu jaki zabieram nad wodę zależy od pory roku.
-
Aczkolwiek nie rezygnuję z rzeczy, które mają mi zapewnić wygodę i dobry wypoczynek. [...] Kiedyś tego nie potrzebowałem, ale widocznie starzeję się i teraz potrzebuję.
Ja się jakoś przełamuję, a motywem naczelnym, który mnie dopinguje, jest przede wszystkim nadzieja, że znajdę eldorado w którym można będzie nieźle połowić bez tłumu ludzi ;) ;) ;) Choć z drugiej strony wiem, że to raczej niemożliwe w okolicach mojego miejsca zamieszkania.
-
Choć z drugiej strony wiem, że to raczej niemożliwe w okolicach mojego miejsca zamieszkania.
U mnie było podobnie. Dlatego zacząłem zapuszczać się dalej. Może warto rozważyć taką opcję.
-
Darek z racji tego ze w sezonie 80 %moich wyprach to samotne wyprawy na lodzi z dala od ludzi gdzies na wodzie to wiem o co ci chodzi lubie po tygodniu zmagan w pracy z ludzmi oddac sie w rece przyrody bez kibicow w kolo
na brzegu jak lowie to unikam scisku za wszelka cene
to do wyposarzenia to na lodz, to inna bajka natomiast na feederka lub matcha to lekko i biore tylko tyle zeby za pierwszym razem dotrzec na lowisko kijki fotel wiadro torba
-
Ja zauważyłem prawidłowość z którą pewnie wielu z was się zgodzi. Chodzi o to że im dłużej łowie tym więcej rzeczy okazuje się niezbędnych . Choć naprawdę tak nie jest bo większość z tych rzeczy służy tylko mojej wygodzie . Dochodzi powoli do dylematów - co zabrać a czego nie bo bagaży przybywa i już wózek pcham ( gdyby mi to ktoś powiedział z 10 lat temu to bym się w głowę popukał)
-
Niewiem ale ja mysle sobie ze kiedys bylo latwiej zlowic rybe jak teraz plus cala moda z tym wedkastwem zwiazana i temu nasze garby sa coraz bardziej rozbudowane
-
Choć z drugiej strony wiem, że to raczej niemożliwe w okolicach mojego miejsca zamieszkania.
U mnie było podobnie. Dlatego zacząłem zapuszczać się dalej. Może warto rozważyć taką opcję.
Biorę tę opcję pod uwagę. Ale wiadomo, na możliwość fundowania sobie takich wypadów składa się mnóstwo okoliczności: rodzina i czas dla niej, praca i czas dla niej, pieniądze, a w końcu lenistwo własne i wiele wiele innych... :) W każdym razie, będę próbował.
Ale dziś oświecił mnie Maciek. Zawsze na łódkę parzyłem, jedynie jak na sprzęt dający lepsze możliwości łowienia (szczególnie w spinningu), a nie jak na oazę samotności. Dlatego nigdy nie miałem parcia na jej zakup. No nie wiem, czy teraz nie będę miał...
[...] im dłużej łowie tym więcej rzeczy okazuje się niezbędnych [...] ( gdyby mi to ktoś powiedział z 10 lat temu to bym się w głowę popukał)
Ja miewam tak samo, ale się nie daję :) Co nie znaczy, że nie lubię się rozsiąść w fotelu nad wodą. Powiedziałbym nawet, że uwielbiam :) Ot, pokrętna natura ludzka.
-
Darek to nazachete swit na moim okrecie
-
Maciek, nie kuś mnie, bo mnie żona do piwnicy wykwateruje ;)
-
Chodzi o to że im dłużej łowie tym więcej rzeczy okazuje się niezbędnych .
Ja bym to raczej sparafrazowal: ''Chodzi o to, ze im starszy jestem tym wiecej rzeczy okazuje sie niezbednych'' ;)
Poczekaj jeszcze pare lat to sie zdziwisz co na ryby bedziesz bral:)
Ja jak widac pozostaje mlody przynajmniej duchem 8)
-
Ja jestem zwolennikiem minimalizmu. Generalnie poszukuję takich rozwiązań aby jeden element mógł spełniać parę funkcji, a wędziska i kołowrotki były w razie potrzeby uniwersalne.
Oto mój pomysł na redukcję dodatkowej sztycy do karuzeli.
Kupujemy buzzerbar na 3 wędki, przycinamy go aby był krótki na dwie, a uchwyt do pudełek zakręcamy w tym miejscu gdzie jest gwint do trzeciej wędki. Pudełka są pod ręką podczas zakładania przynęty. Jedna sztyca mniej do noszenia.
-
O bardzo fajna opcja. Idealne rozwiązanie na szybkie sesje z minimalną ilością sprzętu :)
-
Lepiej nośic jak się prosić ;D ;D :P
Dobre. To mi przypomina wyjazd na nockę kiedy zabrałem dosłownie wszystko poza świetlikami ???
Kupiłem nad wodą za jednego żywca w puszce.
Ja mam podejście takie jak Mateusz. Wolę przejść się nawet dwa razy ale wszystko mam. Czasami nie wyciągam całego majdanu z bagażnika auta ale jestem spokojny, że nic mi nie zabraknie. W aucie zawsze mam pałatki wojskowe z których mogę sobie zrobić w 2 minuty namiot i się w nim schować jakby co oraz zapasowe ubranie bo już mi się też zdarzyło się skąpać.
Podstawowe wyposażenie to Plecak wojskowy duży, w plecaku zanęty, przynęty, torba do rozrabiania zanęty materiałowa, jedzonko, termos i cała masa dupereli, torba z wędkami, podpórkami i podbierakiem, fotel f5r i parasol.
-
Im dalej tym więcej się zbiera. 2'lata temu miałem skrzynkę na drobiazgi, wiaderko do mieszania zanęty robaki, drugie wiaderko w którym.sie to wszystko mieściło i na.ktorym można było usiąść, wędkę.i podbierak.
Teraz przy łowieniu na metodę siłą rzeczy na ciężko trzeba.
Zanęta, pelety, przynęty, sztyca podbierak, krzesło z osprzętem, parasol.
Nie wiem jak się Lucjan mieści z koszem i wszystkim do swojego kombiaka. Moje autko gabarytowo podobne, ale kosza to kolanem nie upchnie.
Czasami brakuje mi tego, aby zabrać wędkę, robaki, wiaderko pod tyłek, iść brzegiem gdzie oczy poniosą i poprostu łowić.
Tylko z wiekiem plecy coraz bardziej mówią nie. Prowadzimy coraz bardziej ożywione dyskusje, wymieniamy argumenty, ale koniec końców mnie zawsze przekrzyczą.
-
Ja jestem zwolennikiem minimalizmu. Generalnie poszukuję takich rozwiązań aby jeden element mógł spełniać parę funkcji, a wędziska i kołowrotki były w razie potrzeby uniwersalne.
Oto mój pomysł na redukcję dodatkowej sztycy do karuzeli.
Ciekawa przeróbka Koczownik! :thumbup:
-
Właśnie wczoraj nadeszła przesyłka z kolejnym elementem ekwipunku "survivalowego" ;-)
Podbierak Barkleya - Extended Kayak Net.
Jak widać zmieści się w plecaku, ma długość większą niż te muchowe więc jakoś się rybę sięgnie. Zawsze można jakiś kij na miejscu dowiązać taśmą samoprzylepną. :D
Ale jaka masa - tylko 330 gr. ! (Siatka gumowa)
Duży plecak (75 litrowy) zmieści małą siatkę na ryby, podbierak, dwie wędki teleskopowe o pełnoprawnych długościach po rozłożeniu - 360, a po złożeniu tylko 75 cm. Do tego wiadro składane z PCV, dwie sztyce i pomniejsze drobiazgi. Pod tyłek do siedzenia podkładka z pianki EVA. Wszystko wejdzie.
Takie łowienie mobilne ma dużo zalet - poza ulgą dla kręgosłupa podczas noszenia, jest się jeszcze mobilnym. Zwłaszcza kiedy musimy się przedzierać wzdłuż dzikiej rzeki, gdzie diabeł mówi dobranoc. Można sobie wówczas znaleźć miejscówkę autentycznie dziewiczą.
Powie ktoś - że teleskopy są do bani... Są dzisiaj do bani ale jakbyśmy takie dostali w latach 80, to bylibyśmy w siódmym niebie ;-)
Kwestia względności i przyzwyczajenia (lub jak kto woli - odzwyczajenia) ;-)
-
Ja jeżdżę na średnio :P Nie mam swojego środka transportu, więc jestem skazany na łaskę i pojemność mojego "taksówkarza" :P Fotel musi być, skrzynka z przyborami, wędki rzecz jasna i jakiś pojemnik na zanęty i przynęty :) Ogólnie staram się brać tyle, ile uniosę za jednym zamachem, nie forsując się zbytnio. Na początku kupowałem wędki teleskopowe ze względu na łatwość w transporcie i wygodę przy składaniu :) Wole energie włożyć w pracę nad zanętą niż tracić nerwy na składanie wędki do kupy :) Kiedyś starczała jedna wędka i plecak a dziś burżujstwo i wstyd nad wodę jechać z jak słabym wyposażeniem :P
-
He he he... Jak człowiek dawniej jechał na ryby na rowerze z wędkami i chlebakiem tylko? :D :D :D
-
Minął właśnie rok, kiedy tutaj pisałem o fedderze długości 7 m., którego zrobiłem w ubiegłym roku.
Po tym czasie mogę co nie co o nim powiedzieć.
Moje wyposażenie:
- Fedder teraz ma 6,5 m., bo zrobiłem na nim lekkie przeróbki. Blanki wykorzystałem z 2 bolonek, gdzie jedna była sztywniejsza, a druga miękka.
- Podpórka wykonana z bambusa 2 częściowa długości 2,5 m (mogę odjąć część i zrobić krótką kiedy łowię na zestaw wstawiany i czuja).
- mała torba na ramieniu na walce przyponowe (takie ustrojstwo własnej roboty wykonane z rury/pianki stosowanej do ocieplania rur na których mam przypony), termos, kanapki, folia 4x4 m malarska gruba, inne według potrzeby.
- kamizelka a w niej wszelkie drobiazgi do zmontowania zestawu plus narzędzia (szczypce, osełka, igły i wiertła karpiowe, małe szpule z żyłką przyponową, pudełko magnetyczne z haczykami, ołowie itp.).
- wysokie wiaderko z deklem w którym mam przynęty i zanęty, jest też siedziskiem.
To zestaw na kamienne prostki do łowienia w dzień, przy słońcu, „kiedy ryby nie biorą”. Nie stosuję fotela, bo łowię w jednym miejscu nie dłużej jak 20 minut.
Inaczej jest, kiedy jestem na długiej zasiadce.
Bardzo skrótowo, co tą wędką robiłem w ubiegłym roku:
1. Łowiłem potężne leszcze na prostkach Odry, oraz piękne leszcze na napływach główek tuż pod nogami.
2. Niesamowite łowienie nocą na czuja z zastosowaniem świetlika na szczycie. Wędka się przygina a na palcu czujemy branie dodatkowo (żyłka na palcu wskazującym), czyli możemy rozmawiać z kimś, patrzeć wokoło a brania nie przegapimy.
3. Łowiłem małe klenie na Bobrze (rzeka lubuskie), oraz piękne płocie i średnie leszcze. Miałem 3 brzany, ale tylko 2 wyjąłem.
4. Małe płotki, krąpie, leszczyki i inny drobiazg na Baryczy (rzeka dolnośląskie).
5. Łowiłem leszcze na Odrze przerzucając rzekę – tak, w poprzek – w Głogowie na Hucie II po drugiej stronie (brak dojścia ze względu na teren Huty). Warunki podpowiedziały mi taki styl łowienia. Technika podobna do surfcastingu. Przepiękne łowienie. Zerwałem suma, poszedł z całym nawojem plecionki 0,10 i podkładem.
6. Cudowne łowieni pod drugimi główkami (jeśli wolne) łowiąc ze szczytu główki, czyli na zaprądowej wzwyż i naprądowej z nurtem. Dorzucam jak chcę i robię co chcę.
7. Łowiłem nią na jeziorze gdzie nie wolno stosować pływadeł. Obławiałem lewą i prawą zarośniętą stronę gdzie o łowieniu na miejscówkach normalni wędkarze mogli tylko pomarzyć. Stosowałem nieobciążone koszyki zanętowe (muł i rośliny). Tutaj łowienie głupie, niewygodne, żyłka niezatopiona gdyż warunki nie pozwalają na położenie wędziska. Nie polecam łowienia na wodach stających. Poza odległością rzutu żadnych korzyści.
Mój pomysł na bieżący rok:
1. Zastosować zestawy samozacinające jak w typowym fedderze i Metodzie (paternoster, helikopter, Metoda).
2. Dotychczas stosowałem wyłącznie ołów, teraz spróbuję łowić z koszykami różnego rodzaju.
3. Zastosować ołów morski z wąsami do łowienia na przeciwległym brzegu rzeki. Już kupiłem podpórkę teleskopową do surfcastingu, którą wykorzystam do łowienia na Odrze, Wiśle.
4. Przy plecionce 0,10 ołów topiony z małej łyżeczki do herbaty około 30-40 g daje sobie radę łowiąc na naprądowej główki po drugiej stronie Odry. Ale nie daje rady na długich piaszczystych prostkach, jakie są koło Wrocławia. Trzeba to rozpracować, stąd pomysł na ołowie morskie z wąsami.
5. Problemem jest też tło. Aby widzieć pięknie brania, szczytówkę trzeba ustawić na tle czegoś wysokiego (drzewo, kościół, komin) i tło stosować trzeba jako punkt różnicujący położenie szczytówki. Bardzo ciężko (bolą oczy) kiedy łowi się na tle czystego nieba, stąd ważny jest kolor szczytówki. Rozwiązałem to tak, że szczytówka ma podkład biały. Za każdym razem przed łowieniem maluję ją kolorem fluo adekwatnym do przewidywanych warunków farbą do znakowania drewna, którą po wędkowaniu łatwo usunąć.
To na razie tyle.
-
He he he... Jak człowiek dawniej jechał na ryby na rowerze z wędkami i chlebakiem tylko? :D :D :D
Dawniej?
Poniżej zdjęcie z roku 2015 i w oddali mój KTM. :D
Dla mnie wędkarstwo to bezruch (może poza wędrowaniem ze spinningiem czy muchą)
Jak się od czasu do czasu nie zmęczę to jestem chory.
Praca siedząca sprawia, że ruch jest dla mnie jak wypoczynek.
A poza tym z rowerem docieram tam gdzie nie dojedzie przeprawowa terenówka, ani nawet traktor. Lubię miejscówki odludne, gdzie można się poczuć jak w krajach o małym zaludnieniu.
-
He he he... Jak człowiek dawniej jechał na ryby na rowerze z wędkami i chlebakiem tylko? :D :D :D
Pytanie: jak jechał na dwutygodniową wędrówkę po górach? Plecak ze śpiworem, namiotem, ciuchami i jedzeniem na garbie, a do tego gitara na ramieniu ??? Teraz gdy jadę na kilka dni na ryby, to siedzenia składam w aucie, żeby pomieścić te klamoty.
-
No właśnie Panowie czy te wszystkie gadżety są nam aż tak niezbędne do łowienia ? Rozumiem że młody człowiek zniesie niewygody, ale czy nie na tym właśnie polega ten "sport" ? Ja zazwyczaj biorę fotel, ale na dupie i tak nie mogę usiedzieć :) Chodzę wzdłuż brzegu i obserwuję wodę i wyczekuje na brania :P Przesiadłem się na drgającą szczytówkę by trochę zakotwiczyć w miejscu :) Co do kanapek to ja nie jem na rybach bo dobry łowca to głodny łowca :P
-
Co do kanapek to ja nie jem na rybach bo dobry łowca to głodny łowca :P
Jak są ciągle brania to wpadam w taki cug, że nie mam czasu na jedzenie. I łowię głodny jak wilk.
Wówczas ratunkiem jest przynęta - kuku z puszki ;-)
-
Ja wolę teraz targać dużo nad wodę, mieć 'stację' i wszystko pod ręką... Jak się już rozłożę i zacznę łowić, to tak jakbym przeszedł w inny wymiar. Odpływam... :)
-
Mnie osobiście wprawił w osłupienie film Nasha, gdzie pokazani byli dwaj bracia, którzy jechali tylko z wędka nad wodę i kilkoma ziarnami kukurydzy i łowili śliczne karpie :) Ten minimalizm mnie powalił go głębi i uświadomił że trochę te "stacje" to przerost formy nad treścią :P
-
Mimo, ze ciągle planuje zmniejszać ilość sprzętu - to jednak łowię na "ciężko".
Jak jestem sam muszę chodzić z gratami dwa razy. A nawet zdarzało się czasem trzy razy :(
Minimum: 4 wędki, 2 podbieraki, krzesło, mata, podpórki, parasolo-namiot, plecak i dwie "skrzynki" z akcesoriami (zanęty, przynęty, dodatkowe składniki itp.).
Jedyny plus, że cześć dodatkowych "ithemów" zostawiam w samochodzie i ewentualnie idę kolejny raz.
-
Kiedy jeździłem na ryby rowerem, w tym na nocki, to minimalizm był wymuszony środkiem transportu. Nie tylko dlatego, że nie bardzo gdzie było upchnąć graty, ale też dlatego, że np. wracając z nocki czuło się w nogach każdy dodatkowy kilogram.
A gdy jeżdżę samochodem, w pobliże łowiska, nie widzę powodu, żeby sobie wygodnie nie usiąść na fotelu, czy koszu. Wolę wtedy zabrać też więcej sprzętu. Głupio tylko to wygląda, gdy na dwa razy znoszę majdan z auta po powrocie z ryb.
Jest jeszcze opcja pośrednia - gdy jadę z batem, odległościówką, czy feederkiem na konkretną miejscówę, gdzie trzeba trochę podreptać. Wtedy tylko pokrowiec z wędkami i sztycami, na ramieniu kosz ze sklejki, który zrobił jeszcze mój wujo w 70-latach (to nie pomyłka) i torba z siatką, tacką, materiałowym wiaderkiem i czaszą podbieraka. I taką opcję najbardziej lubię :)
-
Ja mam majdanu tyle, że na 2-3 razy do auta chodzę zazwyczaj. Jak jestem na komercji, to biorę taczkę, którą wozi się sprzęt na stanowisko i wtedy pakuje się na raz, ale z górką :)
-
Może zróbmy taką wspólną selekcję rzeczy niezbędnych? A rzeczy zbędne byłyby dodawane w zależności od warunków?
Sorki za loty, ale piątunio jest! :D
-
Minął właśnie rok, kiedy tutaj pisałem o fedderze długości 7 m., którego zrobiłem w ubiegłym roku.
Po tym czasie mogę co nie co o nim powiedzieć.
Moje wyposażenie:
- Fedder teraz ma 6,5 m., bo zrobiłem na nim lekkie przeróbki. Blanki wykorzystałem z 2 bolonek, gdzie jedna była sztywniejsza, a druga miękka.
- Podpórka wykonana z bambusa 2 częściowa długości 2,5 m (mogę odjąć część i zrobić krótką kiedy łowię na zestaw wstawiany i czuja).
- mała torba na ramieniu na walce przyponowe (takie ustrojstwo własnej roboty wykonane z rury/pianki stosowanej do ocieplania rur na których mam przypony), termos, kanapki, folia 4x4 m malarska gruba, inne według potrzeby.
- kamizelka a w niej wszelkie drobiazgi do zmontowania zestawu plus narzędzia (szczypce, osełka, igły i wiertła karpiowe, małe szpule z żyłką przyponową, pudełko magnetyczne z haczykami, ołowie itp.).
- wysokie wiaderko z deklem w którym mam przynęty i zanęty, jest też siedziskiem.
To zestaw na kamienne prostki do łowienia w dzień, przy słońcu, „kiedy ryby nie biorą”. Nie stosuję fotela, bo łowię w jednym miejscu nie dłużej jak 20 minut.
Inaczej jest, kiedy jestem na długiej zasiadce.
Bardzo skrótowo, co tą wędką robiłem w ubiegłym roku:
1. Łowiłem potężne leszcze na prostkach Odry, oraz piękne leszcze na napływach główek tuż pod nogami.
2. Niesamowite łowienie nocą na czuja z zastosowaniem świetlika na szczycie. Wędka się przygina a na palcu czujemy branie dodatkowo (żyłka na palcu wskazującym), czyli możemy rozmawiać z kimś, patrzeć wokoło a brania nie przegapimy.
3. Łowiłem małe klenie na Bobrze (rzeka lubuskie), oraz piękne płocie i średnie leszcze. Miałem 3 brzany, ale tylko 2 wyjąłem.
4. Małe płotki, krąpie, leszczyki i inny drobiazg na Baryczy (rzeka dolnośląskie).
5. Łowiłem leszcze na Odrze przerzucając rzekę – tak, w poprzek – w Głogowie na Hucie II po drugiej stronie (brak dojścia ze względu na teren Huty). Warunki podpowiedziały mi taki styl łowienia. Technika podobna do surfcastingu. Przepiękne łowienie. Zerwałem suma, poszedł z całym nawojem plecionki 0,10 i podkładem.
6. Cudowne łowieni pod drugimi główkami (jeśli wolne) łowiąc ze szczytu główki, czyli na zaprądowej wzwyż i naprądowej z nurtem. Dorzucam jak chcę i robię co chcę.
7. Łowiłem nią na jeziorze gdzie nie wolno stosować pływadeł. Obławiałem lewą i prawą zarośniętą stronę gdzie o łowieniu na miejscówkach normalni wędkarze mogli tylko pomarzyć. Stosowałem nieobciążone koszyki zanętowe (muł i rośliny). Tutaj łowienie głupie, niewygodne, żyłka niezatopiona gdyż warunki nie pozwalają na położenie wędziska. Nie polecam łowienia na wodach stających. Poza odległością rzutu żadnych korzyści.
Mój pomysł na bieżący rok:
1. Zastosować zestawy samozacinające jak w typowym fedderze i Metodzie (paternoster, helikopter, Metoda).
2. Dotychczas stosowałem wyłącznie ołów, teraz spróbuję łowić z koszykami różnego rodzaju.
3. Zastosować ołów morski z wąsami do łowienia na przeciwległym brzegu rzeki. Już kupiłem podpórkę teleskopową do surfcastingu, którą wykorzystam do łowienia na Odrze, Wiśle.
4. Przy plecionce 0,10 ołów topiony z małej łyżeczki do herbaty około 30-40 g daje sobie radę łowiąc na naprądowej główki po drugiej stronie Odry. Ale nie daje rady na długich piaszczystych prostkach, jakie są koło Wrocławia. Trzeba to rozpracować, stąd pomysł na ołowie morskie z wąsami.
5. Problemem jest też tło. Aby widzieć pięknie brania, szczytówkę trzeba ustawić na tle czegoś wysokiego (drzewo, kościół, komin) i tło stosować trzeba jako punkt różnicujący położenie szczytówki. Bardzo ciężko (bolą oczy) kiedy łowi się na tle czystego nieba, stąd ważny jest kolor szczytówki. Rozwiązałem to tak, że szczytówka ma podkład biały. Za każdym razem przed łowieniem maluję ją kolorem fluo adekwatnym do przewidywanych warunków farbą do znakowania drewna, którą po wędkowaniu łatwo usunąć.
To na razie tyle.
Niezmiernie ciekawe, co piszesz, Mirku. Zastanawiam się, jakich obciążeń używasz, łowiąc na prostkach Odry,jeśli łowisz w głównym nurcie. Tam co by nie było jest uciąg całkiem sensowny, a Bolonki, jakie by nie były, to raczej do miotania ciężarków czy koszyków od 60 g. wzwyż nie zostały skonstruowane. Ja w tym roku łowiąc na napływach, przy tak koszmarnej niżówce, w wielu miejscach nie mogłem utrzymać koszyka 70 g. i to na pograniczu, a nie w rynnie. Jak sobie dajesz radę, by kark nie bolał od obserwacji szczytówki wędziska 6,5 m. (noc)? Bo na pewno, łowiąc w nurcie, stawiasz je niemal w pionie. Inna opcja nie miałaby sensu. I tu też, jak to jest, że można wyczuć na palcu (żyłka) branie, przy tak długim kiju ustawionym pod dużym kątem. Mi to się udawało jedynie na kijach krótkich, ustawionych niemal liniowo z żyłką, bo jeśli miałem większy kąt, to o wieeele wcześniej sygnalizowała szczytówka. Mam nadzieję, że moje pytania Cię nie uraziły. Jestem człowiekiem małej wiary (nie zobaczę, nie uwierzę) i pewnie wieeele się jeszcze muszę uczyć. Dlatego będę wdzięczny, gdy rozwiejesz moje wątpliwości.
-
Maksymalnie lekko i mobilnie to jest coś co lubię.Można by powiedzieć że historia zatoczyła koło i znów biegam z jedną wędką w łapie.Przełom nastąpił po nocce leszczowo-sumowej,kiedy umęczony spojrzałem na stos gratów do zwinięcia:kilka wędek,siata,podbierak,wiadra,pojemniczki ,pokrowce,krzesło.....i kilo ołowiu.Wszystko poszło w kąt z wyjątkiem spiningu i teraz wraca jeszcze odleglościówka.Na tą decyzję miała też wpływ ciężka choroba,która bardzo mnie osłabiła i trzyma do dziś.Teraz mój ekwipunek to 3-4 kg starannie wyselekcjonowanego sprzętu z termosem i jedzeniem włącznie.Odciążyłem się też psychicznie z parcia na szt\kg.Rozkładam się teraz w 2 minutki i następne 15 piję kawę patrząc na wodę.Pełny "lajcik",przyjemność i wypoczynek i mógłbym tak 3 razy dzienne :)
-
Przeważnie staram sie na lekko, ale wychodzi zawsze na ciężko :P
-
Arku, nie do końca łowię tak, jak Ty to zrozumiałeś. Wybacz za poślizg w odpowiedzi, ale wałęsałem się 3 dni na rybach i dopiero wróciłem.
Przed chwilą oglądałem filmik tutaj u nas – Tele Pole – właściwie to jest ta sama technika, tyle że tam sygnalizatorem jest guma, u mnie szczytówka czyli tak jak przy Fedderze plus sygnalizacja żyłki na palcu (na czuja). Tele Pole to technika wkładania zestawu w łowisko, moją wkładam zestaw, ale też wyrzucam jak typowym Fedderem jeśli tego potrzebuję.
Najlepiej łowi mi się żyłką główną 0,18 lub plecionką 0,10. Do tego obciążenie odlane z łyżeczki do herbaty, więc nie więcej jak 40 g. I to wszystko jeśli zestaw wyrzucam pod drugą główkę (obojętne czy na naprądową czy zaprądową). Tak cienka żyłka nie powoduje efektu spadochronowego, bo jest cienka i mało jej w wodzie.
Natomiast na nurcie na prostkach w dzień daję oliwkę z krętlikiem nie większą jak 20 g, ale przeważnie 10-12 g. (Czyli Ty pisząc o 60 g koszykach miałeś co innego na myśli). Podobnie łowię nocą ale nie w nurcie, ale w połowie główki się sadowię, a łowię bliżej nasady główki gdzie prąd skręca i płynie wzdłuż kamiennych umocnień brzegu (zresztą nocą w nurcie nigdy nie łowię, tylko blisko brzegu).
Teraz: Kładę ołów na dno, następnie podnoszę go przypuśćmy na 5 cm nad dno, czyli ołów nie dotyka dna. Widzę to na szczytówce, bo jest wygięta i lekko pulsuje. Przynęta oczywiście nie fruwa, tylko leży na dnie, albo się po dnie przesuwa to w górę, to w dół.
Ot i cała technika.
Kiedy weźmie duży lechol, to widzę to na szczytówce, którą masz na wysokości oczu bo wędka leży na widełkach płasko do wody. Rękojeść na kolanie, żyłka na palcu i… czekam.
Tutaj przy tej technice chcę w tym roku sprawdzić łowienie nie na ołów, ale na koszyk zanętowy. 2-3 kule mocno sklejonej zanęty typu ciasto z ciętymi rosówkami i na to maleńki dociążony koszyk.
Inaczej jest, kiedy łowię na drugim brzegu rzeki (rzadko, czyli tylko tam, gdzie pozwalają mi na to warunki, gdzie w tym miejscu rzeka jest zwężona, czyli nie zawsze ta technika zda egzamin). W Głogowie tak właśnie jest, a wąska rzeka, zewnętrzny łuk, to głębokie, nieobłowione doły po 8-10 m. Kiedyś takimi miejscówkami były okolice granicy państwa…
Tak tutaj kark boli. No ale przyznasz, że i technika nietypowa, niespotykana. Od razu uprzedzam, że typowym kijem surfkastingowym tego nie zrobisz co ja zrobię tym długim Fedderem.
Wiele lat temu, (co najmniej 15) pomysł podsunął mi albo Jon Wilson albo Andy Litte, który też zrobił sobie Feddera 5,5 m. Czyli nie jest to mój pomysł. Ja go tylko udoskonalam i staram się go przystosować do różnych okoliczności.
-
Myślę Mirku że chyba do mnie dotarło, ale przeczytam sobie twój post jeszcze kilka razy. Sporo szczegółów,więc trzeba się skupić.Teraz załapałem że na prostkach łowisz z pod szczytówki. Wcześniej myślałem że z głównego nurtu. Dzięki za odpowiedź. :thumbup:
-
Właśnie tak Arku. Powiem inaczej, tam gdzie inni na nurcie łowią na przystawkę (jakieś mini zatoczki, kamienie w wodzie itp.), ja łowię swoim sposobem. A pozwala mi na to długi kij.
A szczegóły, które podaję to ważne sprawy. Jeśli chcesz również tak łowić, to nie musisz kombinować jak ja, masz na tacy.
-
Mirgag, oczywiście :thumbup: za relację i opis, ale dodatkowo wielka prośba o jakiś "schemat poglądowy". Opis i wyniki bardzo działają na wyobraźnię, ale brak praktyki nieco utrudnia rozpracowanie Twojego sposobu łowienia. Dasz się namówić na rys i więcej szczegółów?
-
Atet, wydaje mi się, że w sposób dostateczny dla osoby trochę znającą Feddera wyjaśniłem „swoją metodę”.
Jak narysowałbyś wiatr? Pewnie narysowałbyś pochylone drzewo? Posłużę się tą przenośnią:
Żeby zrozumieć moją metodę potrzebujesz wędki Feddera z miękką szczytówką, kołowrotka z żyłką np. 0,18, ołowiu oliwki z krętlikiem np. 10 g. Przywiąż do żyłki ołów (obojętne jak), zostaw z 50 cm wolny koniec żyłki który będzie nam symulować przypon. Połóż wędkę na stole, ołów na podłodze i skręcaj żyłkę tak, aż podniesiesz ołów z podłogi na 5 cm.
Teraz popatrz na wędkę (jak ugięta jest szczytówka) i na ołów (wisi, a nie leży na podłodze). Ciągnij za wolny koniec żyłki i obserwuj jak to wszystko działa.
Te czynności sam musisz wykonać i to jest ta metoda.
-
Dzięki :beer:, bardzo obrazowo, mam nadzieję sprawdzić na wrocławskim odcinku Odry.
-
Nie ma za co i powodzenia, bo to ciekawy sposób łowienia.