Spławik i Grunt - Forum
ORGANIZACJE WĘDKARSKIE => PZW, czyli Polski Związek Wędkarski... => Wątek zaczęty przez: Tomek81 w 09.05.2017, 09:01
-
Tak sobie ostatnio wyliczałem czy opłaca się korzystać z wód PZW kontra komercja (będąc oczywiście wędkarzem wyznającym złów i wypuść).
Założyłem ze na ryby jadę z reguły raz na tydzień i w sezonie od kwietnia do końca października (czyli 7 miesięcy), wychodzi około 4 wypadów na miesiąc czyli w sumie 28 na sezon (4 * 7 = 28).
Średnia cena na dobrej komercji to dajmy 25 PLN za dzień czyli za sezon 28 * 25 PLN = 700 PLN.
W PZW za sezon w Mazowieckiem wychodzi w sumie za wszystko 211 PLN => 86 PLN (Składka członkowska ) + 125 PLN (Wody nizinne bez wód górskich).
Czyli wychodzi ze komercja jest 3 razy droższa w moim przypadku, no ale zobaczmy na wyniki wędkowania.
Średnio na PZW na jednym z lepszych miejsc koło warszawy (zalew AMO w Piasecznie) miałem wynik max około 1,5 kg leszczyków do 30 cm i płoteczek, z reguły było to około700 gram małych ryb.
Takie rybki nie dostarczają wielu wrażeń podczas holu ale to zakładam wszyscy wiemy.
Na komercji natomiast z reguły kończę wynikiem około 20 karpi/dorodniejszych leszczy o łącznej masie około 20 - 30 kilo.
Ryby naprawdę dostarczają wrażeń podczas holu, nie wspominając o okazyjnie dorodniejszych sztukach ponad 5 kilo.
Czyli wychodzi na to ze na PZW za 1/3 ceny na komercji mogę sobie połowić maksymalnie 1/20 tego.
Skłania mnie do przekonania ze dajemy się robić w jajo przez PZW które cenę do jakości wód ma wręcz fatalną ;/
Jedyne co ma PZW to ładne dzikie zbiorniki ale to zasługą samego PZW wcale nie jest tylko naszej rodzimej przyrody.
-
Patrząc na sprawę czysto statystycznie z pewnością masz rację. Tylko jak wliczyć w ten rachunek inne względy, np. estetykę? Uwielbiam klimat dzikich łowisk, zapach trzciny, las, lilie. Polska komercja w większości przypadków to staw hodowlany. W mojej okolicy nawet najładniejsze łowisko komercyjne w Dolinie Bedkowskiej ma linię brzegową urozmaiconą jak polski spór polityczny. Zwykle po kilku wypadach nad taką wodę mam po dziurki w nosie komercji i walę nad zbiornik PZW. Poza tym trzepanie karpi na kilogramy po jakimś czasie zaczyna mnie nudzić i jeden ładny lin w ciągu dnia, wyjęty z dzikiej wody, daje więcej frajdy, niż wataha karpiszonów uzależnionych od pelletu. Słowem - kwestia gustu, a to trudno podliczyć.
-
Panowie PZW jest jak Polski ZUS płacimy składki a leczymy się na komercji. Osobiście w tym sezonie byłem raz na PZW a z 5 na komercji. To statystycznie rzecz biorąc przepłacam skoro opłacam PZW. Ale opłacam z tego względu że nawet 20 karpi z komercji nie cieszy tak jak ten jeden z Pzw.
-
Mam to samo! :D
Teraz jestem po "ostrym" maratonie na komercji i mam już dość...
Co z tego, że połowiłem karpi w tym kilka potężnych jesiotrów i takich +10, lecz to nie daje takiej "radochy" :'(
Już nie mogę się doczekać cieplejszych dni, aż wybiorę się na bezrybie PZW i połowie moje kochane trafiające się pomiędzy leszczakami jaski!(jaź)
// Liczę, że kiedyś znowu spotkam amura, który opluł mnie i mój przypon 0.12 na odległosciówce...
+ Komercje to łatwe łowienie, nawet te "niby" trudne można rozpracować w kilka dni...
Zawsze mnie zastanawia co maja w głowie ludzie chwalący się dziesiątym karpiem w granicach 2kg na komercji ;o
Toć na niektórych, to można odławiać masowo :D
-
Na ten temat odbyło się już tutaj wiele dyskusji. Każdy, na szczęście, ma prawo mieć swoje zdanie. :)
Ja na ten rok mam taki plan:
- nie opłaciłem pierwszy raz od dłuższego czasu PZW, w tym wód sekcyjnych (łowiłem w przeszłości na takich 3 łowiskach)
- lubię rzeki, więc spaceruję sobie kilometrami wzdłuż brzegów - bez wędek tylko z aparatem fotograficznym, miałem szczęście w tym roku pozwiedzać min. Elsterę, Luppe, Saale, Sprewę, Elbę (NRD) , Olzę (wzdłuż granicy i w Czechach), spodobało mi się to - cały rok planuje kontynuację, a jak się jakiś staw/jezioro napatoczy - robię to samo
- na komercje jeżdżę tylko polując na konkretne interesujące mnie gatunki ryb, jeśli karpie to interesują mnie tylko większe sztuki - a te nie są aż tak łatwe do złapania ... przynajmniej dla mnie ;)
-
Postaram sie odpowiedzieć co maja w głowie na moim przykładzie.
Jeżdżę na komercje bo chce sobie połowic/pobawić się z rybą. chce ja poczuć na wędce i mieć radość z wyciągania ich na brzeg. Na PZW tego nie będę miał a jak już to jest na to mała szansa. A na komercji mam świadomość że moje szanse są dużo większe. Mieszkam obok Wisły i jak będę miał ochotę na widoczki to sobie tam pospaceruje ale na rybki wybieram miejsce gdzie będę miał uśmiech na twarzy i na chwile zapomnę o pracy itd a nie denerwował się że nic nie bierze a do okoła jest syf.
Jedyne co mnie dziwi na komercjach to wędkarze którzy mają sprzęt na wieloryby i wyciągają karpia 8kg w 2 minuty. Ja używam przyponów 0,18 główna od 0,22 do 0,28 bo chcę trochę z ryba powalczyć i mieć z tego radochę.
A co do wyliczeń $$$ w temacie to trzeba dodać że nie w każdy weekend człowiek jedzie na ryby wiec tak naprawdę komercja i PZW to porównywalne koszty szczególnie jak doliczymy wpisowe.
Myślę że PZW jest troszkę dla tych z odrobina romantyki a komercja dla szukających wrażeń i rozrywki.
Jak oglądam połowy kolegów z zagranicy i na naszych wodach były by takie ryby mógłbym płacić 3xwiecej niż teraz wynosi stawka PZW ale że ryb nie ma to wole zapłacić w komercjach i myślę że tego typu łowisk będzie coraz więcej. Wydaje mi sie że wśród wędkarzy jest więcej "imprezowiczów" niż "romantyków"
-
Temat rzeka, zresztą niedawno sporo o tym było. I trzeba się dwa razy zastanowić, co napisać by nie wywołać burzy na forum. Każdy szuka czegoś innego, jeden wrażeń z holu, czy lubi pochwalić się zdjęciem. Drugi woli samotność, spokój, widoki i ma satysfakcję z ryb mniejszych ale wypracowanych na dzikich wodach. Dla mnie odpowiedź jest prosta i jedna. Kiedyś lubiłem poholować karpi na komercjach, dziś jak pojadę to tylko ze względu na towarzystwo. Wolę odpocząć nad Wisłą czy Narwią w jakimś w miarę spokojnym miejscu, łowić mniejsze ryby, ale w takich warunkach po prostu mi się lepiej odpoczywa. I tyle :)
Co do kosztów, to opłata okręgowa na Mazowsze to faktycznie około 10 wyjazdów na takie komercyjne łowisko, może trochę mniej bo za połowy nocne płaci się więcej. Ale też nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. A i może nie patrzmy na PZW tylko przez pryzmat naszego jednego okręgu jak np OM. Spójrzmy choćby na Ciechanowski. Mają przepiękne ryby na Wkrze czy z tego co słyszałem bo nie łowiłem od bardzo dawna na Zalewie w Nowym Mieście i żadnych rybaków na jeziorach.
-
Wypowiem się jako wędkarz który na komercji nigdy nie był.
Wędkuje nad pięknymi dzikimi rzekami i zbiornikami o których piszecie i podziwiam te piękne wschody i zachody.
Często muszę nieść sprzęt na plecach prawie 200m bo dojazdu nie ma albo ryzykować i wjeżdżać ludziom na łąki.
I co z tego jak na kilkanaście wyjazdów w tym roku nie złowiłem ryby większej jak 1 kg.
Kiepsko się czuje człowiek gdy zajeżdża nad wodę w piękny mglisty poranek i po godzinie wędkowania i wyjęciu dwóch krąpi po 10 cm wie że kolejny wyjazd skończy się jak pozostałe.
Najlepsze są wtedy opowieści "tubylców" którzy potrafią znienacka pojawić się za plecami:
"Panie jak tu w grudniu brały leszcze to żeśmy po kilkanaście takich po 2kg na podcinkę wyciągali".
Tak że obawiam się że mój pierwszy wyjazd na komercję skutkowałby zawieszeniem członkostwa w PZW.
-
Świtek w takim razie musisz jechać, przestań męczyć te krąpie
-
Świtek w takim razie musisz jechać, przestań męczyć te krąpie
Jakoś nie mogę się przełamać. Czuję się mąż z kilkunastoletnim stażem przed pierwszą wizytą w burdelu.
-
Pierwsza wizyta powinna być przed zaobrączkowaniem :P
-
Panowie PZW jest jak Polski ZUS płacimy składki a leczymy się na komercji. Osobiście w tym sezonie byłem raz na PZW a z 5 na komercji. To statystycznie żecz biorąc przepłacam skoro opłacam PZW. Ale opłacam z tego względu że nawet 20 karpi z komercji nie cieszy tak jak ten jeden z Pzw.
:)
-
Jak lubisz łowić w akwarium to komercja.
A jak lubisz się bawić, masz czas to PZW i regularne nęcenie.
Co komu daje frajdę to już tylko wybór użytkownika. Ja lubię wypracować sobie rybę, znaleźć miejsce, podnęcić i zrobić sesję.
Zazwyczaj łowiłem 3h zaraz przed zmierzchem i zawsze miałem branie karpiowe na PZW. Oczywiście na kulki, bo podjadę szybko podnęcę i tyle.
Komercja dla mnie nie daje frajdy, bo wiem, że każdy nawet słaby wędkarz może złowić ładną rybę. Co innego na PZW, ja łowię ładne karpie, a stare dziadki narzekają, że pusta lodówka i biorą małe rybki, bo do wody wrzucą tyle co na sprężynie.
-
Wrzucanie do jednego worka wszystkich komercji nie ma sensu.. Tak samo nie można wrzucać wszystkich wód PZW do worka "dzikich wód". Bywają komercje trudne, o zróżnicowanej linii brzegowej, gdzie łowi się naprawdę przyjemnie, a bywają też typowe wanny.
Motov8 piszesz, że łowisz na PZW i przeważnie przez 3h miałeś branie karpiowe. Czy taka woda jest dzika? Otóż nie. Jest zarybiona karpiem i to w sporych ilościach. Dla porównania łowię na wodzie stowarzyszenia, która też jest zarybiana i pływają tam spore karpie. W tym roku nie udało mi się jeszcze sprowokować ich do brania. Twoim zdaniem jest to woda łatwa? Idąc takim tokiem rozumowania mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że Twoja woda jest łatwa, pływa w niej dużo ryb i jest to akwarium... Nie tędy droga. Bywają różne komercje, różne wody PZW i wyższość jednych nad drugimi to ocena indywidualna.
-
Dla każdego coś innego najwyraźniej. Ja czerpie gównie przyjemność z holu ryby, z powstrzymywania jej przed ucieczką w grążele na delikatnym sprzęcie. Lubie czekać na energiczne branie które wiem że nastąpi za max 10-20 min ale dokładnie kiedy nie. PZW na łowiskach które znam niestety mi tego nie daje, ryby są małe i nie walczą (krąpiki). Staw PZW na którym łowie wygląda niestety jak komercja z dużą presja wędkarska (zalew AMO w Piasecznie). Mając czas raz w tygodniu po ciężkiej pracy wolę zapłacić więcej i mieć w miarę zagwarantowaną rozrywkę.
Pewnie z podobnych względów w UK rozpleniły się te komercje z karpikami F1 które dostarczają właśnie takich wrażeń.
-
Komercje na jakich ja bywam - 2, 3 razy w roku to wanny z karpiem, jesiotrem i amurem - 95 % rybostanu. Więc czy pojade do Ochab czy do Pruchnej czy do Żor to złowię karpia - szybko się nudzi.
O wiele bardziej lubię dzikie łowiska gdzie jest zróżnicowany rybostan i jakiś poziom trudności, mało ludzi, trzcina, drzewa, krzaki, bobry - przyroda i szok - nie zawsze muszę coś złowić, niekiedy wystarczy mi posiedzieć nad wodą popatrzeć na bobra, kormorana czy perkozy.
Ktoś pisał, że musi na swoim łowisku iść 200m - ja ide 2 - 3 km przez dzicz i mam to co lubię i ryb też więcej i większe, bo mało kto dochodzi tak "daleko" :).
A czy się, opłaca ? - nie przeliczam ryb, hobby na kasę. Na komercje jade z kumplami zazwyczaj popić, pogadać, bierzemy dzieci, żony - one coś mają i my też. Jak chce odpocząć, odreagować to jade w "krzaki", gdzie żona i dziecko nie pojadą bo błoto, komary, daleko, nie ma co robić itd.
-
Odnoszę trochę wrażenie że część z kolegów czerpie wręcz satysfakcje z tego że na PZW trudno złapać coś większego. Wydaje mi się że trochę bronicie patologicznego tworu jakim jest PZW a tak naprawdę cenicie dzikość (nie chodzi o rybostan) łowisk które posiada on w dzierżawie.
Idąc dalej podobnym rozumowaniem władze PZW mogą dojść do wniosku aby jeszcze bardziej odłowić sieciami wody bo wędkarze będą jeszcze bardziej zadowoleni z wyzwania złapania czegokolwiek, proszę więc o rozwagę w dyskusji ;)
Niechciałbym czytać za 5 lat tekstu ala "Wolę jedną ukleje ma sezon z PZW niż kilka karpi/leszczy/karasi z wypadu na komercji"
-
Odnoszę trochę wrażenie że część z kolegów czerpie wręcz satysfakcje z tego że na PZW trudno złapać coś większego. Wydaje mi się że trochę bronicie patologicznego tworu jakim jest PZW a tak naprawdę cenicie dzikość (nie chodzi o rybostan) łowisk które posiada on w dzierżawie.
Idąc dalej podobnym rozumowaniem władze PZW mogą dojść do wniosku aby jeszcze bardziej odłowić sieciami wody bo wędkarze będą jeszcze bardziej zadowoleni z wyzwania złapania czegokolwiek, proszę więc o rozwagę w dyskusji ;)
Niechciałbym czytać za 5 lat tekstu ala "Wolę jedną ukleje ma sezon z PZW niż kilka karpi/leszczy/karasi z wypadu na komercji"
W drugą stronę - jeśli właściciel komercji napuści więcej karpi i będą brały 30 sek. od wrzucenia zestawu to będzie lepiej... - czy o to chodzi ?
Najważniejszy jest wybór i złoty środek... Po 18stym karpiu na komercji zwinęliśmy z kumplem wędki i poszliśmy pić :), co mieliśmy łapać kolejnych 20 szt ? Gdzie tu wyzwanie, jakaś trudność, jakaś zmiana ?
-
Wszystko zależy od tego co lubimy.
W mojej okolicy nie brakuje jezior, mam Wisłę, mniejszą rzekę z odcinkiem górskim. Należę do niezależnego stowarzyszenia, a od tego roku również i do PZW, ale na komercje też się wybieram. Najbliższa moja komercja to 15 zł za dzień łowienia, i jadę tam jak mam ochotę i potrzebę poczucia ryby na kiju, ale to też się nudzi po jakimś czasie. Niedaleko jest komercja w cenie 70 zł za dobę i tu już mam opór żeby się wybrać: wstęp + dojazd + wszystkie potrzebne rzeczy = koszt połowy opłat rocznych w PZW
Do tej pory nie opłacałem PZW, jeśli okoliczne wody do nich należące będą dla mnie ciekawe będę płacił a jak nie, to też nie będę płakał.
-
Jak dla mnie:
Ja jeżdżę na komercje w 95%. Dlaczego? Wszystkie swoje ryby wypuszczam. Gdy jadę na ryby, to jadę na ryby. A nie po to, bo sobie posiedzieć. Wiadomo, wody PZW, swoim wyglądem są z reguły o wiele ładniejsze niż komercje. Jest to ich jedyny plus. Ci co mówią o komercjach, ze nie trzeba wielu umiejętności - albo nie byli nigdy, albo akurat trafili na dzień w którym brała ryba. Bo nie zawsze łowi się na takich wodach. Rybę często tez trzeba wypracować. Są okręgi, w których o rybę jest jeszcze łatwiej. Wtedy rozumiem. Np Rzeszów, z tego co widzę po filmach np Lucia. Na pewno są tez jakieś jeszcze okręgi, bądź pojedyncze wody, w których można pojechac sobie na ryby i ja złowić. U mnie (Radom) niestety tak za bardzo nie ma. Gdy naleci mnie na łowienie małych leszczykow i Płoci to wtedy tam jadę. Takto zawsze wybieram komercje. Dla mnie PZW jest chore i wiele się musi jeszcze dziać i sporo wody upłynie kiedy to się zmieni. Ja mam na to jeden nieosiągalny plan: zero rybaków oraz każda woda woda No kill przez conajmniej 10 lat. Dla odrodzenia rybostanu. No ale niestety. Marzenia ściętej głowy. Za to komercje pozwalają pobawić się z ryba, odpocząć. Dać frajde
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
-
Raz w tym roku byłem na pzw. :) Na komercji ze 4 razy :)
-
Temat powraca jak zima w tym roku :D
Każdy pisze swoje odczucia, w różnych częściach kraju łowiska są zupełnie inne.
W jednym rejonie jest powiedzmy poprawny rybostan na wodach PZW w innym już nie. Ostatnio rozmawiałem z kolegą, który tak jak ja nie opłacał w tym roku składek. W niedzielne popołudnie wybrał się z rodzinką na spacer nad stawy które należą do PZW, i większość łowiła... karpie 20 cm, leszczyki podobnych rozmiarów.
Więc z mojego punktu widzenia wolę jechać na komercję i złowić karpia 50 cm, jesiotra 100 cm, poczuć rybę na kiju, a nie zwijać zestaw i zastanawiać się czy jest tam ryba czy nie.
Wiadomo, że "dzikość" natury mam tu na myśli otoczenie wód niekomercyjnych ma swój urok, ale ja jadę na ryby odpocząć, a nie łowiąc nic tylko się człowiek złości-tak jest w moim przypadku.
Dlatego dopóki sytuacja na PZW się nie poprawi, zostaję przy komercjach,a ci którzy twierdzą, że są to wanny z rybami po prostu łowili na stawach hodowlanych, a nie na łowisku komercyjnym.
-
Komercja jest dobra jak ktoś jest głodny po licznych blankach na PZW i che się wyłowić. Ja wędkuje tylko na PZW i nie narzekam, nie lubię komercji, najlepiej się czuje na dzikiej wodzie.
-
Wielu z Was, forumowiczów, woli komercję od PZW. Wielu narzeka, że na PZW nie ma ryb, albo są małe i takie tam. Umówmy się-w zbiorniku komercyjnym ilość ryb (dużych) na jakiś tam metr kwadratowy jest znacznie większa niż na wodach PZW. Wynika to głównie z tego, że komercje to z reguły małe zbiorniki wody stojącej, które o wiele łatwiej utrzymać, zarybić, kontrolować... Zastanawia mnie tylko jedno. Tak wielu z Was pisze TYLKO o wodach stojących, nie zastanawia Was to??? Ja na pobliskim zbiorniku zaporowym mam słabe wyniki, na komercję nie chodzę wogóle (bo mnie nie stać i nie lubię, a może nie lubię bo mnie nie stać? W zasadzie nie lubię bo tam jest tłok, a ja na ryby chodzę się odizolować od wszystkich i wszystkiego), za to na rzekach mam świetne wyniki. Może byście tak spróbowali na rzekach PZW połowić? A nie biadolić, że PZW jest do bani... Zapewniam, nasze rzeki obfitują w duuuże ryby.
W sumie z drugiej strony...im mniej wędkarzy nad rzekami tym więcej miejsca dla mnie :)
Jeszcze co do kosztów. Kolega, który zaczął wątek napisał, że w roku jest ze 30 razy na rybach, ja jestem 120-170. W tym wypadku na komercję wydałbym 3000-4250zł, a tak mam łowienie za 315zł :P Rachunek jest prosty...
-
Komercja jest dobra jak ktoś jest głodny po licznych blankach na PZW i che się wyłowić. Ja wędkuje tylko na PZW i nie narzekam, nie lubię komercji, najlepiej się czuje na dzikiej wodzie.
Tak tylko powiem (bez złośliwości) moim zdaniem nie można powiedzieć, że jakaś woda jest dzika jeśli jest zarybiana jak większość wód PZW. Woda dzika to dla mnie taka, gdzie natura sama reguluje rybostan, a chyba u nas takich już niestety wiele nie ma... :(
A co do wątku to moim zdaniem każdy łowi tam gdzie mu pasuje i gdzie odpoczywa w końcu po to oddajemy się naszej pasji - mamy mieć frajdę i odpoczywać, ja nie oceniam nikogo i każdy powinien znaleźć coś dla siebie :). Temat chyba dotyczył "opłacalności". W moim przypadku komercje wygrywają, mam przyzwoite wody za 10 - 15 pln i przy 20 wypadach w roku na takie wody rachunek wypada na korzyść komercji.
Dodam, że jestem członkiem stowarzyszenia opiekującego się jeziorkiem na Podkarpaciu i tam mam właśnie super dziką przyrodę, samotność, bobry, ptaki itp...
-
Ja łowię na różnych zbiornikach, i PZW, i licencje, trochę komercji, od niedawna stowarzyszenie.
Czemu?
Szukam ryb i emocji :)
Nie do końca mogę powiedzieć, że "moje" wody PZW są naturalne, bo to zaporówka, zalew i parę stawów, bliżej nie znanego mi pochodzenia.
Rzekłbym raczej, że "boli mnie" fakt, iż PZW trzyma łapę na dużych wodach, więc stowarzyszenia czy komercje, to siłą rzeczy zbiorniki małe. Rybostan jest jaki jest, nikomu tłumaczyć nie trzeba. Jest natomiast różnica w wędkowaniu na wodzie 500ha, a 0,5 ha. Z tym, że w jednej są ryby, a w drugiej "jakieś są" ;)
Warto czy nie?
Zapewne są wśród Was szczęśliwcy, którzy mają dobre wody PZW w okolicy. W sumie powiedziałbym, że zazdroszczę, bo u mnie nawet licencyjne wody nie są fantastyczne, a raczej tylko przyzwoite.
Jako, że załapałem się na wodę stowarzyszenia w tym roku, to zamierzam na niej już pozostać (o ile się nie zrobi dramat) i podziękować PZW. Gdy najdzie mnie ochota mogę dodatkowo skoczyć na komercję, wykupić jednodniowe pozwolenie na licencję czy też Dzierżno...
-
Odnośnie "dzikiej wody".
Od ponad roku mam zaproszenie na duży-staw jeziorko leżący na prywatnej posesji (tylko ponad 500 km od domu).
Widziałem zdjęcia jeziorka i okolicy. Piękne.
Nikt tam nie zarybiał nigdy, właściciel nie łowi i w zasadzie nikt tam nie łowi. Ryby są bo z relacji tych co tam byli to się "pluskają".
W końcu tam kiedyś dotrę ... mam nadzieję. Ciekawe co złowię ... ;)
-
Córkę właściciela ;)
-
Właściciel ma 2 synów, ale mieszkają daleko od posesji ... ;)
-
Córkę właściciela ;)
Jeśli fajna to i 500 km warto zrobić :) ;)
Skoro okolica i jeziorko piękne to warto pojechać.
Przyjemna odmiana od znanych sobie wód.
Potraktować jak wycieczkę turystyczną, z możliwą przyjemną niespodzianką wędkarską :)
-
Jak to kiedyś mądry wieszcz powiedział:
"Co by to było jak byśmy wszyscy byli tacy sami" ;)
-
Nie wiem, ilu na forum jest wędkarzy wyczynowców, ale chyba każdy zawodnik wolałby brać udział w zawodach na których osiąga się wyniki rzędu kilkudziesięciu kilogramów ładnych ryb (1-3 kg), a nie na wodach PZW gdzie łowi się drobnicę i modli o jakiegoś bonusa. Podczas zawodów na komercji nie ma znudzenia ilością wyciąganych ryb, bo każdy walczy o najlepszy wynik. Nie ma nic lepszego jak świadomość, że w łowisku jest ryba, tylko trzeba się do niej odpowiednio dopasować, mieć wytrenowaną technikę, odpowiednio dopasowany sprzęt i szczęście w losowaniu. Na takich łowiskach jeden łowi 5 kg, a drugi 50-100 kg. w ciągu 4 godzin.
Gdyby w Polsce powstały ligi komercyjne, w których można byłoby wygrać fajna kasę, to na pewno wielu wędkarzy przeszło by z mięsiarstwa na sport. Wystarczy popatrzeć jak to jest zorganizowane w Anglii.
-
Wyczyn na pewno w Polsce się rozwinie, może nawet dorówna brytyjskiemu :D
Co do wód, to jedno trzeba powiedzieć. Mało jest komercji, które są zbiornikami naturalnymi. Gdyby takowych było sporo, całkiem inne mielibyśmy podejście. Niestety, większość to stawy hodowlane.
Miejmy nadzieję, ze zacznie się u nas kopać komercje, jak w UK. Wtedy małe nawet zbiorniki można obsadzić roślinami i stworzyć piękne małe łowiska. Ale tam są łowiska pod wędkarzy, u nas jednak musi być mięcho, więc nie liczą się często walory krajobrazowe. Może wyczyn w ty jakoś pomoże? Na palcach jednej ręki można wyliczyć łowiska robione pod wędkarzy i wędkarstwo sportowe. Zdecydowana większość łowisk ma cennik ryb, a co za tym idzie często jest przeładowana rybą, do tego wprowadza się ją non stop.
A część wód PZW? Wile ma niby status dzikich, ale od komercji różnią sie tym, że tam się mniej zarybia i rzadziej, mało się zabiera. Na PZW wali się masę ryb, i szybko się je odławia. To sprawia, że słowo 'dziki' jest mało adekwatne :)
Ja w UK mam sporo komercji, ale połowa jest wg mnie przeładowana rybą, i znudziło mnie łowienie tam. Jednak jest sporo takich, które są ciekawe i różnorodne, i łowienie tam to wielka frajda. Znak równości więc tutaj jest niestosowny (komercja - co to oznacza w ogóle?), tak jak i wiele wód PZW nie jest naturalnych, ale jsą zwykłymi stawami, wannami (ale bez ryb), jest brudnych i zaniedbanych ;D
-
Ile ludzi, tyle opinii - i to jest w tym wszystkim najlepsze :) Ja z kolei wybieram tylko komercje. Powodów jest kilka: mam małe dziecko, drugie w drodze, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby jechać na PZW, przygotować sobie miejscówkę (zanęcać) przez kilka dni, a potem spędzić cały dzień czekając na rybę. Najczęściej są to wypady na 3-4 godzinki (niestety) i często spontaniczne, stąd komercja jest dla mnie jedynym rozsądnym wyborem.Druga rzecz to z racji zamieszkania nie mam w pobliżu fajnych wód PZW, na których mógłbym sobie połowić. Musiałbym jechać kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów na jakieś fajne miejsce, a to ze względu na czas odpada (patrz powód wyżej). Osobiście gdybym miał taką możliwość to pewnie bym rotował, raz komercja raz PZW. Raz duża ryba, która daje frajdę, drugi raz piękne okoliczności przyrody, spokój i pełen relaks. Może za parę lat :D
-
Czy się opłaca? To jest moim zdaniem kwestia względna. Ja łowię w chwili obecnej tylko w wodach PZW. Szału nie ma, ale też nie ma takiej pustyni jak w OM. Mam w promieniu 15 km 3 zaporówki, z czego najmniejsza 52 ha, a największa 160 ha, do tego przez miasto przepływa nieduża rzeka. Jest gdzie łowić i czasami jest nawet co łowić. Zarybia się w większości niestety karpiem, ale w zeszłym roku wpuszczono też trochę lina, karasia złotego, płoć, drapieżniki (niestety narybek), nawet węgorza. Z zarybieniowych karpi niestety 90% nie dożywa następnej jesieni, ale część z nich dorasta i karpiarze łowią karpie kilkunastokilowe. Tak więc dla mnie opłaca się bardziej łowić na PZW, tym bardziej, że dzierżawią prawie wszystkie wody w okolicy. 10km ode mnie jest mała komercja, 20 km druga, przyjdzie czas, że się tam wypróbuję, ale na razie nie zamieniłbym PZW na komercję.
-
Dla mnie komercja ma nie wątpliwe plusy których nie mają wody pzw
- jest czysto,
- jest bezpiecznie,
- jest rybnie,
- jest większa szansa spotkać wędkarzy w takim samym myśleniem jak my (c&r)
Wody pzw?
- jest bardziej dziko
- jest większe urozmaicenie (więcej gatunków ryb)
i ... chyba to wszystko...
Ja w przyszłym roku będę korzystać tylko z komercji z racji urodzenia się dziecka w tym roku. Więc zrobię sobie w 2018 roku z 20 wypadów po ok. 12 godzin, nałapie się (mam nadzieję :D ) ręce będą boleć i śmierdzieć rybą , a żona z dzieckiem będzie mogła spędzić fajnie czas ze mną, bo łowisko jest ubogacone o plac zabaw i kilka fajnych zwierzątek. Dodatkowo jest bar i wc.
Dla mnie i tylko mnie w tej sytuacji to najlepsze wyjście.
Pzw? Może kiedyś, jak zmienią się zasady tej "gry"... Czyli no kill, i ryby w łowisku.
Pozdrawiam :)
P.S. co do wyliczeń finansowych , chyba nie jest tak do końca, bo załóżmy że ktoś ma tyle szczęścia co kolega wyżej i może pozwolić sobie na 120-170 wypadów w roku (zazdroszczę :D ), to teraz przeliczmy 120-170 wpadów razy
- paliwo
- zanęta
- przynęta
- itp itd.
Ja na w miarę obliczoną ilość wpadów komercyjnych jestem w stanie w grudniu poprzedzającego roku zalożyć ile będę potrzebował zanęty, przynęt i z chirurgiczną precyzją sobie to zamówić 8) Oczywiście pewne plany mogą ulec zmianie, ale na pewno taka ilość wyjdzie taniej niż 120-170 razy wyjazdów na pzw ( o wynikach nie wspomnę ).
W ten sposób wyrównają się troszkę koszty. Chyba że ktoś z forumowiczów zrobił kiedyś takie wyliczenia od stycznia do grunia, z ołówkiem i kartką i będzie chciał się podzielić z nami :P
Pozdrawiam
-
W tej chwili z reguły minimalna opłata na komercjach to mniej więcej 10 złotych. Są komercje, gdzie płaci się 20, 30, 50 i więcej. Są też takie, gdzie płacimy 5 (przynajmniej kiedyś raz mi się zdarzyło). Zróbmy więc średnią te 10 złotych. Razy 170 wypadów to masz 1700.
Ja do tego potrzebuję 0,5 kg zanęty, ćwierć litra białych i minimum pół paczki pelletu 4-6 mm. Nie jest to dużo towaru biorąc pod uwagę, że nieraz łowię 5-10 godzin. To raptem 1,25 l towaru.
Zanęta Sonu - 0,5 kg - około 9 zł
Pellet 0,5 kg - około 9 złotych
Robaki 0,25l - około 6 złotych
Razy 170 = 4080
Opłata za łowisko plus koszt towau dla 170 wypadów na komercje wynosi 5780 zlotych.
Łowienie na PZW, w moim przypadku o. Katowice:
110zł + 86 zł + 32 zł = 228 zł - niezależnie od ilości wypadów.
Jak jadę na PZW to łowię mniej więcej pół na pół. Albo tyczkując szykuję się na karpika - tutaj schemat i ilość towaru taka sama, albo szykuję się pod ryby mniejsze typu leszcz, płoć, kleń, jaź - rzeki, kanały gdzie stosuję rekreacyjnie około ćwierć litra jockersa, garść pinek, porcję ochotki, 6 kg gliny/ziemi.
6 kg gliny/ziemi - 15 złotych
porcja ochotki - 6 złotych
garść pinki - 2 złote
0,25l jockersa - 10 złotych
Opcja 1 - 85 dni razy 24 złote = 2040 zł
Opcja 2 - 85 dni razy 33 złote = 2805 zł
PZW (170 dni) - 4845 zł
Komercja (170 dni) - 5780
Paliwo - dojeżdżamy przecież wszędzie i na komercje i pzw.
Mnie PZW, pomimo, że łowię tam drożej wychodzi mnie taniej przy tej ilości.
-
W obliczeniach nie bierzecie pod uwagę faktu, że niektóre komercje mają też abonament roczny, jak PZW. I wtedy 100 czy więcej wypadów nie wychodzi nam nie wiadomo ile tylko 1000 czy 2000 za rok i łowimy ile chcemy. Kwota taka to oczywiście na konkretnej komercji, dużym, ładnym zbiorniku, a nie na stawie hodowlanym.
Podejrzewam, że na komercjach, które opłaty rocznej nie mają, można by się spoko dogadać.
Ja po prostu nie mam w okolicy wody komercyjnej, która by mnie swoim wyglądem pociągała. Niemniej na Szczęsnym rozmawiałem z babką o opłacie rocznej i by na to poszła. I podejrzewam, że byłaby to kwota niewiele większa niż opłata na PZW.
Policzcie sobie, ile by wyszło za łowienie na PZW, gdyby trzeba było zawsze dniówkę zapłacić ;)
-
Michał jedź na Bielawę ale nie dogadujesz się na największej wannie w okolicy :-)
Wysłane z mojego SM-G920F przy użyciu Tapatalka
-
Masz rację Michał, wszystko zależy od konkretnych opłat na danym łowisku i ewentualnie możliwości opłacenia rocznego karnetu.
Przy porównywalnych kwotach, dla osób, które chcą się nałowić do syta większych rybek i nie interesuje ich zabieranie ryb z łowiska, komercje zawsze będą atrakcyjniejsze.
Moje wyliczenie było bardzo ogólne i hipotetyczne, jednak jak widać różnica nie była bardzo duża przy tak intensywnym wędkowaniu.
-
Czemu porównujecie oplate roczną PZW z jednodniiwymi na komercji ? Na PZW też są jednodniówki plus składka członkowska. Porównajcie właśnie te kwoty. I wówczas wyjdzie, że najlepiej na tym wychodzi pazernus dziadus, który z jedno wędkowanie płaci złotówke.
-
Michał jedź na Bielawę ale nie dogadujesz się na największej wannie w okolicy :-)
Wysłane z mojego SM-G920F przy użyciu Tapatalka
Nie mam czasu jeździć na Bielawę, bo sam dojazd zająłby mi więcej niż łowienie.
-
Dla mnie takie przeliczenia to abstrakcja.
Nie łowię na komercjach, ale nie w tym rzecz.
W zależności czego szukamy, taki zbiornik wybieramy.
Jak przeliczyć dajmy na to 3-4 godziny na komercji i możliwość połapania grubych ryb do woli.
Jaką to ma wartość ?
Nie każdy może sobie pozwolić na długi pobyt nad wodą i wyczekiwanie na brania i ładniejsze ryby na wodach PZW.
Nie wszystkich rzecz jasna. Są przecież "lepsze" łowiska i są lepsi i skuteczniejsi wędkarze.
Ktoś tak jak ja szuka ciszy, spokoju, walorów estetycznych. Jak miałbym to wycenić na pieniądze ? Nie da się.
Jak mam wyliczyć poniesione nakłady na sprzęt, zanęty, przynęty (choć mógłbym wrócić do bardziej oszczędnego wędkarstwa).
Nie przeliczam tego na złowione ryby. To bez sensu.
To hobby, przyjemność.
Gdybym miał pojechać np. 3-5 razy w roku dajmy na to na komercję i zapłacić po kilkanaście- kilkadziesiąt złotych za dzień, to musiałbym skonfrontować to z opłatą roczną na PZW. Jeżdżę jednak na rybki częściej.
Ale w sumie po co ? Jakie to ma naprawdę znaczenie.
Co to znaczy "opłaca się" ? Opłaca się, nie opłaca się.
Jedźmy tam gdzie chcemy, jedźmy tam gdzie musimy - czasem nie mamy w najbliższej okolicy łowisk komercyjnych, albo nie spełniają one założonych przez nas wymogów.
Łówmy, cieszmy się wędkowaniem. Tylko to naprawdę się liczy :)
-
I cieszmy się z tego co mamy, bo są i tacy, którzy w swojej okolicy nie mają ani wód PZW ani komercji ;)
-
W moim przypadku jest jeszcze opcja nr 3, a mianowicie dzikie wody pzw gdzie łapiemy na tzw białą kartę, chodź i ona tak naprawdę nie jest wymagana, bo w życiu człowiek tam nie uświadczy kontroli.
Jest to staw raczej zapomniany przez świat, z dominacją karasia srebrzystego, od święta złocistego, okonia, kiełbia, słonecznicy, i sądzę (chodź jeszcze nie miałem) , że i linek się trafi.
Więc komercja , plus krótkie wypady na dzikusa za free. :)
Jest i fajnie na bogato, i klimatycznie z troszkę mniejszymi osobnikami :)
Mam zamiar jak się uda przerzucić w to łowisko trochę leszczy z kanału, żeby urozmaicić tą wodę. Jak trafię na pzw jakiegoś karpiszona to też go tam wsadzę. Trzeba dbać o swoją przyszłość he he :D
Pozdrawiam was :thumbup:
P.S. najfajniejsze jest to że na takim dzikusie nie potrzeba nic więcej ponad puszkę kukurydzy, paczka białych robaków, i kilka rosówek. Do tego najtańsza zanęta, i można tak siedzieć cały dzień. :D
Powrót do przeszłości :P
-
Nie wiem, ilu na forum jest wędkarzy wyczynowców, ale chyba każdy zawodnik wolałby brać udział w zawodach na których osiąga się wyniki rzędu kilkudziesięciu kilogramów ładnych ryb (1-3 kg), a nie na wodach PZW gdzie łowi się drobnicę i modli o jakiegoś bonusa ....
Wbrew pozorom są takie wody PZW gdzie można fajnie połowić. Przykład - ostatni maraton na Nieliszu gdzie złowiono ponad 4 tony ryb przez 24 godziny. http://www.pzw.org.pl/56/wiadomosci/152147/66/xviii_maraton_browning_feeder_extreme (http://www.pzw.org.pl/56/wiadomosci/152147/66/xviii_maraton_browning_feeder_extreme)
-
Na PZW też się da połowić :). Jak mam ochotę pobawić się z większą rybą to jadę na zbiornik C&R (nie reklamówka) ;D Zochcinek koło Opatowa Kieleckiego. Czysciutko, ryby wbród, i trzeba pilnować wędek żeby nie nurkować za nimi.W zeszłym roku dwie godziny szukałem pickera który sobie jakiś karpik pożyczył. Muszę przyznać ze opiekuni tego zbiornika się starają. Dla karpiarzy też blisko jest zbiornik ze sztukami +25 choć dostępny tylko dla okręgu Tarnobrzeg. Dodatkowo na korzyść PZW działa Wisła i zalew Szymanowice.
-
Pewnie. Gdzie się da, tam się da. Nikt nie twierdzi inaczej. U mnie się nie da.
Mieszkając obok Dzierżna raczej na komercje bym się nie wybierał.
-
Arty72 przyjedz do Warszawy, szybko zmienisz zdanie.
-
O centrum i okolice Łodzi nie wspomnę.. tylko komercja albo pzw=żyletki 20-30cm plus jazgarze..
-
Nie powiem żeby był był raj. Gdybym był mięsiarzem to pewnie bym biadolił :). Ale na moje łowienie wystarczy. Blisko domu mam dwa stawy na których można łowić w soboty, niedzielę i święta a ryby mozna zabierać od pierwszego czerwca a są tak wyciągnięte że szok :'(. Można tam sobie płoteczki na bata połowić. Ale C&R i monitoring czynią cuda.
-
Na PZW z marszu nikt nie połowi nawet na metodę z ultra drogą zanętą/pelletami - taka prawda.
Jak nie masz czasu na nęcenie zbiornika codziennie lub maks co 2 dni to tylko komercja pozostaje.
Ja sobie robię codziennie rundkę rowerem i przy okazji na łowisko podnęcic. Efekty ?
Biorą karpie 2-3 kg, więc już nie te zarybieniówki tylko 2-4 latki. Na większe nie mam szans zapolować, bo bym musiał zmienić miejscówkę, gdzie często ludzie z marszu siadają, a jakby zauważyli, że nęcę to pewnie wszystkie miejsca do 100 metrów będą zajęte, bo będą mieli w miarę jak zarzucić w punkt. Co ciekawe to karpie biorą dosłownie na wszystko w miejscu, gdzie nęcę, a sypię im kulki proteinowe. Znaczy biorą na kulki różnego rodzaju, bo bawiłem się na feeder z mini kulkami i dumbelsikami o różnych kolorach i zapachach. Na robaki i kukurydzę karp tam nie chce brać, bo jest chyba wyczulony, że tylko kulki może bezpiecznie jeść.
Zawsze cały zbiornik objadę i popytam ludzi to widzę, że nie ma brań, a jak przyjeżdżam to zawsze połowię. I ludzie później piszą, że na PZW nie ma ryby xD Ale PZW to nie komercja, trzeba regularnie nęcić i obserwować wodę jak nie znacie miejscówki. Ja wybrałem słabą miejscówkę, ale wiem, że nikt mi nie siądzie.
-
Ponieważ nie mamy rentgena w oczach, ciężko zrozumieć, że są piękne, często ogromne zbiorniki, w których nie pływa ani jedna większa ryba...
Możesz tam sobie nęcić do woli, a i tak nie złowisz ryby, której tam po prostu nie ma.
-
Ponieważ nie mamy rentgena w oczach, ciężko zrozumieć, że są piękne, często ogromne zbiorniki, w których nie pływa ani jedna większa ryba...
Możesz tam sobie nęcić do woli, a i tak nie złowisz ryby, której tam po prostu nie ma.
A potem przychodzi przyducha czy inne zatrucie i nagle wypływają zdechłe kilkukilowe albo większe karpie i szczupaki, o okoniach których nikt tam nigdy nie widział nie mówiąc. I wszyscy w szoku bo w życiu nie wiedzieli co tam jeszcze pływało. Tak kiedyś dwa lata chodziłem po drodze do pracy koło takiego zbiornika, gdzie łowiono co najwyżej karasie. Przyszła latem przyducha i leżały truchła szczupaków pod metr i okoni 30+.
-
Wędkuję na wodzie związkowej. Uwielbiam rzeki. Nie będę oszukiwał że o ryby jest łatwo. Musicie dodać częsty brak mobilności. Ale uwierzcie, jak trafimy w dzień, to zawsze stwierdzimy, że było warto. Nie jestem wrogiem komercji. Tu nie o to biega. Po prostu, docenia się wysiłek jaki wkładamy w samo dotarcie na łowisko. Zapytajcie ludzi, co wbijają na Postomię świeżo po opadnięciu wód. Brniemy w błocie po wysokość Woderów. To jest klimat, to jest, kwintesencja polowania na ryby, na dotarcie do łowisk wartych tego wysiłku.
-
Wędkuję na wodzie związkowej. Uwielbiam rzeki. Nie będę oszukiwał że o ryby jest łatwo. Musicie dodać częsty brak mobilności. Ale uwierzcie, jak trafimy w dzień, to zawsze stwierdzimy, że było warto. Nie jestem wrogiem komercji. Tu nie o to biega. Po prostu, docenia się wysiłek jaki wkładamy w samo dotarcie na łowisko. Zapytajcie ludzi, co wbijają na Postomię świeżo po opadnięciu wód. Brniemy w błocie po wysokość Woderów. To jest klimat, to jest, kwintesencja polowania na ryby, na dotarcie do łowisk wartych tego wysiłku.
Dokładnie. Przychodzi dzień, kiedy woda się otwiera i wiesz że było warto :)
-
Arty72 przyjedz do Warszawy, szybko zmienisz zdanie.
Mieszkam nie daleko Warszawy, blisko mam "Glinianki w Błoniu" klimatyczny zbiornik, w weekendy jest po 15-40 osób przy niewielkiej powierzchni, a jednak ma swoją dzikość, chociaż pełno stanowisk wędkarskich są nawet pomosty umożliwiające wędkowanie niepełnosprawnym, brzegi w większości porośnięte, praktycznie każdy gatunek ryby od ganiających drobnice boleni po chodzące w trzcinie liny, pływające nutrie dzikie kaczki i łabędzie, i co wędkarze narzekają na slaby rybostan, ze jest zarybiane z hektara, a nie z ilości wędkujących , większym problemem od braku zarybień czy bezrybnych zbiorników jest nieodpowiednie zarządzanie wodami, zarybianie gatunkami obcymi inwazyjnymi na pewno nie działa na pożytek polskich głownie małych jezior, chociaż sam niezwykle upodobałem sobie amura (nie kulinarnie tylko wyczynowo) to wiem ile robi szkody na małych zbiornikach.
Potem jest Wisła, Narew, Bzura, Utrata, Natolin (tu bywa średnio z rybami), potem są w miarę rybne łowiska w Ożarowie.
No chyba ze chodzi o łowiska komercyjne to u pana Daniela "Łowisko w Piorunowie" tam masz 100% pewność ze coś złowisz zależy co kto lubi ;v
-
Dla mnie takie przeliczenia to abstrakcja.
Nie łowię na komercjach, ale nie w tym rzecz.
W zależności czego szukamy, taki zbiornik wybieramy.
Jak przeliczyć dajmy na to 3-4 godziny na komercji i możliwość połapania grubych ryb do woli.
Jaką to ma wartość ?
Nie każdy może sobie pozwolić na długi pobyt nad wodą i wyczekiwanie na brania i ładniejsze ryby na wodach PZW.
Nie wszystkich rzecz jasna. Są przecież "lepsze" łowiska i są lepsi i skuteczniejsi wędkarze.
Ktoś tak jak ja szuka ciszy, spokoju, walorów estetycznych. Jak miałbym to wycenić na pieniądze ? Nie da się.
Jak mam wyliczyć poniesione nakłady na sprzęt, zanęty, przynęty (choć mógłbym wrócić do bardziej oszczędnego wędkarstwa).
Nie przeliczam tego na złowione ryby. To bez sensu.
To hobby, przyjemność.
Gdybym miał pojechać np. 3-5 razy w roku dajmy na to na komercję i zapłacić po kilkanaście- kilkadziesiąt złotych za dzień, to musiałbym skonfrontować to z opłatą roczną na PZW. Jeżdżę jednak na rybki częściej.
Ale w sumie po co ? Jakie to ma naprawdę znaczenie.
Co to znaczy "opłaca się" ? Opłaca się, nie opłaca się.
Jedźmy tam gdzie chcemy, jedźmy tam gdzie musimy - czasem nie mamy w najbliższej okolicy łowisk komercyjnych, albo nie spełniają one założonych przez nas wymogów.
Łówmy, cieszmy się wędkowaniem. Tylko to naprawdę się liczy :)
Trochę omijałem ten wątek, ale :)
Zazdroszczę Ci wód na których lowisz.
U mnie w okolicy wody PZW ( Plus sąsiednie okręgi) to pustynia.
U mnie jeśli chcesz widoków i dzikiej przyrody to zapomnij o rybach.
Jeśli chcesz ryby to zapomnij o dzikości.
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
-
Doprawdy Marcinie :)
Ani te wody nie są wyjątkowe, ani ja nie jestem dobrym wędkarzem.
Wiele godzin, naprawdę wiele, by złapać kilka leszczy bądź 2-3 liny, nie stanowią wcale o ich wyjątkowości :) ;)
Arek wie gdzie łowię - to nie jest jakaś super woda.
A w tym roku nawet lina na "otwartej"- związkowej wodzie nie złowiłem.
Aby poprawiać sobie nastrój i doskonalić technikę zacząłem odwiedzać "Aruniowy" stawik.
Więc nie ma czego mi zazdrościć.
Na pewno się nie poddałem i dalej będę jeździć na te "moje wody" - jeszcze trochę sezonu zostało.
Więc szansa jest, ważne by była chęć i pasja. :)
-
Ja niestety zrezygnowałem z wód związku. Przyczyna to proste przeliczenie. Nie mam czasu w tym roku na wędkowanie. Jest czerwiec a jutro jadę po raz 7, może 8. W 2015 byłem na samym pzw 240 razy? W tym jak dobije do 40 będzie sukces. Jak już jadę, to chcę połowić, choć nawet na komercji się to nie udaje zawsze. I żeby nie było, to mnie nie powstrzymało od opłacenia dobrowolnej składki zarybieniowej.
Pozostają spacery z rodziną i wspomnienia... Tu złowiłem ostatniego leszcze na PZW, tu zlowilem ostatnią płoć 30+, tu nic nie złowiłem, bo ostatnie ryby już zjedzone...
Trochę szkoda
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
-
Ja niestety zrezygnowałem z wód związku. Przyczyna to proste przeliczenie. Nie mam czasu w tym roku na wędkowanie. Jest czerwiec a jutro jadę po raz 7, może 8. W 2015 byłem na samym pzw 240 razy? W tym jak dobije do 40 będzie sukces. Jak już jadę, to chcę połowić, choć nawet na komercji się to nie udaje zawsze. I żeby nie było, to mnie nie powstrzymało od opłacenia dobrowolnej składki zarybieniowej.
Pozostają spacery z rodziną i wspomnienia... Tu złowiłem ostatniego leszcze na PZW, tu zlowilem ostatnią płoć 30+, tu nic nie złowiłem, bo ostatnie ryby już zjedzone...
Trochę szkoda
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
" Źle się dzieje w państwie duńskim " :( - słowa z Hamleta można przełożyć na naszą rzeczywistość.
Nasze wody są coraz gorsze, wyjałowione, zaśmiecone, a nasze zwierzchnie władze ....już tyle o tym było.
Jest naprawdę źle, stąd wiele osób opuszcza związkowe wody, nawet nie z przekonania, ale z konieczności.
Niedługo pozostaną tam tylko " Ostatni Mohikanie" żyjący przeszłością, nadzieją, wspomnieniami
i prawdziwi fachowcy, którzy potrafią coś jeszcze, gdzieniegdzie wydłubać.
-
Dziwne, że jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na jedną rzecz, a czekałem, gdy ktoś o niej wspomni.
Dlaczego na komercji bierze ryba w ciągu dnia (w nocy przeważnie zbiorniki są zamknięte), a na PZW za dnia jest pustynia ?
Przecież naturalne dla karpia jest to, że żeruje w nocy lub nad samym ranem, a w ciągu dnia podczas upałów wygrzewa się, by szybciej zmetabolizować pokarm.
Ja wczoraj wróciłem bez brania karpiowego z wody PZW, ale to tylko dlatego, że od tygodnia przestałem nęcić (sprawy prywatne itp).
Jak zacznę nęcić to pewnie znowu połowię. Jedyne co mnie boli to jak rozmawiam z dziadkami to niektórzy mają już przeszło 20 karpi na koncie zabranych... a limit chyba jest 25 ? Tragedia.
-
Dziwne, że jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na jedną rzecz, a czekałem, gdy ktoś o niej wspomni.
Dlaczego na komercji bierze ryba w ciągu dnia (w nocy przeważnie zbiorniki są zamknięte), a na PZW za dnia jest pustynia ?
Przecież naturalne dla karpia jest to, że żeruje w nocy lub nad samym ranem, a w ciągu dnia podczas upałów wygrzewa się, by szybciej zmetabolizować pokarm.
Ja wczoraj wróciłem bez brania karpiowego z wody PZW, ale to tylko dlatego, że od tygodnia przestałem nęcić (sprawy prywatne itp).
Jak zacznę nęcić to pewnie znowu połowię. Jedyne co mnie boli to jak rozmawiam z dziadkami to niektórzy mają już przeszło 20 karpi na koncie zabranych... a limit chyba jest 25 ? Tragedia.
Wszystkie swoje karpie łowię w dzień (a pzw to 99% moich wypadów do tego roku. W tym roku glinianka w parku miejskim, więc też nie komercja). Z prostej przyczyny - w nocy nie łowię.
-
Ja w tym roku złapałem tylko 3 karpie
2x w nocy
1x w dzień
-
Na stawie który jest najbliżej mnie(3,5km) było zarybienie w ilości 0,5 tony karpia. Do 31 maja jest zakaz zabierania ryb, można łowić tylko w weekendy i święta. Pierwszy weekend zaliczyłem z synem po 3-5 karpi, drugi weekend podobnie. W tym czasie pojawili się wędkarze z tablicami TOS ( w mojej okolicy synonim mięsiarza). Po raz pierwszy spotkałam się z taką organizacyjną! ???. Dwóch łowi a trzeci zajmuje się wypinaniem ryb, ładowaniem zanęty itp. Do wora szły nawet 15cm karasie.W trzeci weekend nie było już miejsca (4 autaTOS) a teraz nie ma już ryb. I teraz na ryby jeżdżę do Opatowa :D :narybki: :fish:
-
Z podobną organizacja i w tym również przestępczą jak opisuje @Arty72 spotkałem się na miejscowej komercji. Ubiegłego roku gospodarz wpuścił 500 kg karpia, 200 kg karasia i 100 kg bialorybu. Jak wiadomo przy pobraniu opłat prosił o zrozumienie i uczciwość gdyż te ryby mają być wypuszczane. Pamiętam jak dziś była piękna niedziela bez wiatru i 20 Romów (!!!). Ów Panowie podzieleni byli na 4 zadaniowe grupy po 5 osób (!). Osoba w środku była najstarsza wiekiem i tylko zarzucała (trzeba było przyznać sukcesywnie w to samo miejsce) i teraz tak:
1. Skrajnie po lewej robił zanętę a właściwie czarne błotne kulki i wrzucał 15 na start a później po każdej złowionej rybie)
2. Po lewej stronie odhaczal ryby i wrzucał do sprytnie wykonanego płaskiego otworu w wielkim wiadrze na którym siedział najstarszy rodem.
3. Środek ów starszy zarzucający
4. Po prawej stronie zakładał przynęty haczykowe głównie kukurydzę i naprawdę bardzo żółte walące po oczach ciasto, za które był odpowiedzialny bo cały czas mietolil je w łapach
5. Skrajnie prawa strona najmłodszy ze wszystkich z towarzystwa wzajemnej adoracji, siedzący na takim samym wiadrze co zarzucający, który po sygnale od składającego ryby po kryjomu podmieniał wiadra. Jednak od razu ryb nie zanosil. Siedział jeszcze na nim przez dobre dziesięć minut.
Gdy było słychać dźwięk silnika gość z pełnym wiadrem podrywał się do lotu i pyk do bagażnika.