Uwielbiam ciszę i spokój, jadę na ryby na wody PZW, bo komercje oddalone są zbytnio od mojego miejsca zamieszkania. To tak "na co dzień".
Czerpię radość i "ładuję swoje baterie" na wodach PZW. Nad ulubioną zaporówkę mam 2km i to jest ten plus, do tego przeważnie coś się tam złowi, może nie kolosy, ale szanuję te wody i trzymam z nimi sztamę, a one odwdzięczają się rybkami.
No ale komercje obowiązkowo muszę "zaliczyć" co najmniej raz na kwartał, to zupełnie inny klimat i jak już mam dosyć PZW i chcę pobawić się z rybami na zestawach, to właśnie tam się spełniam. Wystarczy dzionek i kilka kilkukilogramowych ryb, bym chodził z bananem na twarzy. Osobiście nie traktuję komercji jako wanny pełne ryb, wtedy zmieniam podejście i chcę nastawić się na konkrety. Albo duże sztuki, albo gatunek, którego wg właściciela wody jest najmniej, lub coś podobnego, lubię sobie podnosić poprzeczkę. Gdybym miał komercję do 20km od domu, to byłbym na niej przynajmniej raz w miesiącu, a na co dzień pizetwu.