Temat wałkowany niejednokrotnie - dziadem dla mnie jest i 20-letni chłopak, który wali wszystko w łeb i do wora.
To jest mentalność - dziadostwo. Pływa, więc trzeba jak najszybciej wymordować, nim zrobi to sąsiad. Potem można w spokoju schować wędki. Uff. Karta się zwróciła, "ja już na ryby chodzić nie muszę".
Sorry, ale dla mnie to są dziady. I swojego zdania nie zmienię. Osoba, dla której celem wyprawy wędkarskiej jest pozyskanie mięsa, jest dla mnie dziadem i koniec.
Nie mam nic przeciwko zabieraniu ryb na kolację. Złowiłeś 10 leszczy? Weź sobie 1-2, jeśli zjesz. Ustal sobie górny wymiar, by okazy w wodzie pływały, by się rozmnażały. I wszystko ma ręce i nogi.
A nie koczują nad wodą jak ludzie pierwotni. Biją się nierzadko o miejscówki, zmieniają na telefon, ukrywają ryby po krzakach i dzwonią po żony, żeby zabrały... byle tylko wszystko, co wpuszczone, jak najszybciej wybić. Dziadostwo.