Ja chciałbym tylko zauważyć, że operaty zostały wprowadzone w połowie lat 80-tych w tym celu, aby uzupełniać straty w pogłowiu ryb wynikające z odłowów rybackich oraz wędkarskich, klęsk żywiołowych, zanieczyszczenia środowiska i takich czynników biologicznych jak choćby eutrofizacja, czy działanie kormorana. Idea był prosta jak cep – co jakiś czas (10 lat) badać wodę pod kątem ilości ryb, proporcji ich występowania, aby w razie uszczuplenia rybostanu lub zachwiania równowagi uzupełnić ją i naprawić. Minęło ponad 30 lat od stosowania się do przepisów o operacie i okazuje się, że w wodach polskich nie ma ryb. W związku z tym należy postawić tezę, że jeśli badania wykazywały ubytki i uprawnieni do rybactwa, zobowiązani do uzupełniającego zarybiania, czynili to zgodnie z operatami sporządzanymi przez pracowników IRŚ i innych instytucji do tego uprawnionych, zaś po ponad 30 latach stosowania operatów pogłowie ryb dramatycznie spadło, to albo metody stosowane w badaniu wód są niewłaściwe, albo celowo zawyżano ilość ryb występujących w poszczególnych wodach. Możliwe jest jeszcze niewłaściwe zarybianie - niezgodne z operatem. Ponieważ jednak problem spadku pogłowia ryb występuje w całym kraju, sądzę że w rękach ludzi z IRŚ, zajmujących się badaniem poszczególnych wód, znajdują się metody, które nie pozwalają na właściwą diagnozę ekosystemów wodnych pod kątem liczebności ryb, prognozowania wpływu uwarunkowań środowiskowych na ich żywotność itd. Trzeba zwrócić też uwagę, żę uprawnieni do rybactwa byli zobowiązani do zachowania wyjściowego rybostanu. Mówiąc kolokwialnie, ileś wyjął, musisz wodzie oddać. Wystarczy teraz dokonać obiektywnych badań wód, aby sprawdzić, czy z tego obowiązku się wywiązali. Na przykład, porównać szacowane pogłowie ryb występujące w Zalewie Zegrzyńskim w połowie lat 80-ch z szacowaną liczebnością ryb z roku 2018. Podobnie można postąpić w przypadku Mazur, które są przecież „pod opieką” IRŚ. Istotne, aby były to badania przeprowadzone przez niezależne ośrodki naukowe, a więc takie, które nie są powiązane z tym Instytutem, ani strukturalnie, ani personalnie (jak np. UWM). Jestem przekonany (na podstawie powszechnej opinii wędkarzy z każdego niemal regionu Polski), że w rezultacie takich badań okazałoby się, iż uprawnieni do rybactwa na terenie większości kraju, nie wywiązali się z obowiązku zachowania odpowiedniego poziomu rybostanu. Może warto wystąpić o takie obiektywne badania do jakiegoś właściwego organu? Zastanawiam się też, jak wyglądają operaty z lat 80-tych, 90-tych, tych z pierwszej i drugiej dekady XXI w. dla poszczególnych wód. Na przykład, kolejne operaty dla Wielkich Jezior Mazurskich, czy kolejne operaty dla Zalewu Zegrzyńskiego. Jeśli okazałoby się, że wykazywano w nich ciągłe spadki, to dlaczego nikt z naszych uczonych z IRŚ się nie zastanowił, że sposoby mające służyć naprawie sytuacji są niewystarczające? Jeżeli natomiast spadków nie wykazywano, to znaczy, że badania albo były wykonywane na konkretne zamówienia, albo metody badawcze mają niski stopień niezawodności, a rezultaty na nich oparte, są niemiarodajne. Tak, czy siak, odium spada na IRŚ, jako wiodącą jednostkę naukową, która ma diagnozować sytuację ekosystemów wodnych w Polsce.