Bzura.
Podczas robacznych zakupów właściciel sklepu zaproponował miejsce nad rzeką. Fajnie! Okazało się, że moja wytypowana wiosną miejscówka przypomina las deszczowy i nawet z kosą, ba buldożerem dostęp do wody był by lekko utrudniony...
Trzeba zatem skorzystać z poleconego miejsca.
Zabrałem kosz, na który nie było miejsca. Na osprzęt także nie było miejsca.. zmieściło się za to wiaderko z zanętą, dwie podpórki, oraz ręcznik pod tyłek, co by się uprało bez namaczania.
Nawet siatkę zabrałem, aby sobie na koniec zrobić sweet focię. I może by się ona udała, jak bym do siatki wrzucał ryby...
Za to rzeka i miejscówka fajna. Fajna, ponieważ autko podało 35'C a mnie słońce skutecznie zasłaniało olbrzymie drzewo. A może na odwrót?
Na papu poszła zanęta leszczowa ( chyba nawet wygrana w konkursie na forum
), mączka rybna, pellet Skretting 1.1mm pieczywko fluo żółte i czerwone. Wszystko podlane żółtym barwnikiem Ringersa, oraz melasą. Podane na glinie w ilości podwójnej.
Rzeka na tym odcinku ma szersze koryto, więc koszyki 45g było aż nad to co potrzeba, aby zakotwiczyć zestawy. Zbudowane one było na klasycznej skrętce i zakończone dwoma rożnymi przyponami.
Pierwszy hak jakiejś austriackiej firmy z lat 80-tych, wyciągnięty z dna skrzyneczki taty. Rozmiar 16 na karbonie 0.15 długości 1.2m.
Drugi natomiast hak 16 z włosem i gumką na żyłcę 0.16 i 8mm spicy sausage.
Robaki pinka w ilości 5 sztuk i na środek wody chlup. Pellecik bliżej brzegu.
I zaczęło się. Małe srebrne rybki szarpały, ciągnęły, skubały, jak bym je miał uratować z wody.
Ukleje w rozmiarze przeróżnym. Nawet nie nabijałem koszyka. Jak bym je do siatki wrzucał było by ponad 100. Dopiero zmiana robaków na 3 duże białe pozwoliły się przebić czasami do innych ryb. Też słusznych rozmiarów...
Humor poprawiły klenie skaczące za robactwem na powierzchni.
Postanowiłem więc wyciągnąć spławik i puścić z nurtem w nadzieji, że trafię coś innego. Niestety śrubka od rolki kabłąka po trzecim obrocie rączką wykonała rozpaczliwy lot trzmiela i znikneła w krzakach...
Na pocieszenie pod wieczór udało się wyciągnąć dwa bliźniacze klenie pod, czy nad rozmiar.
Skubaniec tak skakał, że zaliczył glebę.
Na szczęście kosz czekał już z osprzętem w samochodzie, bo podczas zwijania gratów tak mnie pocieły komary, że myślę nad transfuzją.
Bajka.
Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka