Wczoraj byłem ponownie na swoim szczuapkowym miejscu na Jeziorsku. Duży spadek ciśnienia. Jeden szczupaczek 40+
Dzień wcześniej super połów, a na koniec pogadałem z dwoma kolesiami, którzy rozstawili się ze spławikami. Podlatuje mi mięsiarstwem ale gadka idzie ok. Oczywiście jak najszybciej zszedłem na temat bezdennie głupiego walenia wszystkiego w łeb. Przytakują. Zgadzają się. Są równie oburzeni...
Idzie wieczór, rozstajemy się.
A wczoraj na ich miejscu widzę trzy łby od linków, może 25-28cm...
Idioci.
Zniesmaczony tym widokiem pojechałem nad Wartę. Spacerek 5km w jedną stronę.
Idę w ciuchach moro, dziadki jak mnie widzą zaraz chowają po jednej z trzech żywcówek. Standard.
Kemping nad wodą, ogrodzony do samej wody. Pięć wędek opartych o przyczepę, podrywka, jakaś siatka. W rzece skrzynka przywiązana do brzegu z niewymiarowymi kleniami...
Na powrocie koleś wyciąga okonka ok. 15cm i bach w łeb.
Rzeka wypłycona tak, że w znakomitej większości miejsc przechodzi się całą nie mocząc jajek.
Jedyny pozytyw to to, że widziałem trzy przepotężne jazie grubo ponad 2 kg w dwóch różnych miejscach.
Niezliczona ilość drobnicy. Na początku tylko okonki, ukleje i płocie ale znalazłem też miejsce gdzie była masa leszczyka i sporo sandaczyków.
Wygląd Warty oraz zachowanie znakomitej ilości tutejszych "wędkarzy" to obraz nędzy i rozpaczy.
Miłego dnia.