Ad vocem opinii o sumach.
Ich niszczycielski wpływ na populację ryb widać rzeczywiście w małych zbiornikach i tam, gdzie nigdy ich nie było (UK). Apeluję jednak o nienadużywanie tego argumentu w Polsce w odniesieniu do dużych jezior i zwłaszcza rzek, gdzie sum nigdy nie stanowił zagrożenia dla równowagi ekosystemowej - a dzisiaj bywa czapkowany nawet w rozmiarach kijanki, bo "na forach piszo, że to szkodnik".
Nie zgodzę się z takim poglądem. Są zbiorniki lub rzeki, gdzie sum może wyrządzać szkody, zwłaszcza tam gdzie się nim zarybia. Na przykład Wisła - jaki jest sens zarybiać tym gatunkiem skoro ogólnie jest mało ryby? Mówimy tu o zachwianiu równowagi, która już była naruszona! Sum to jedyna ryba w Polsce, która ma taką ochronę (długi okres ochronny, wymiar i limit), naturalnie dodatkowo chroni się sam, broniąc gniazda i chroniąc narybek. Dzięki temu małe sumy nie mają wielu wrogów naturalnych.
Czy można uważać, że wprowadzając takiego drapieżnika w pewne miejsca nie powoduje się zaburzenia? Jak chronić stada tarłowe takich gatunków jak lin czy karaś wtedy? W Polsce suma jest bardzo dużo, i jeżeli słyszę, że na jednej rzece łatwiej o suma niż o żywca, to coś nie gra... To jak z karpiem czy amurem, pewna ilość nie spowoduje żadnych skutków ubocznych, te pojawią się, gdy będzie ich więcej. Dlatego problem suma to dla mnie głównie problem tego, że ktoś je wprowadza. I nie w UK wcale jest z tym kłopot, ale w Polsce. Nie bez kozery pewne okręgi znoszą limity i ochronę suma przewidzianą RAPR, po prostu widzą jaki wpływ ma spora liczba tego gatunku na wody.
Kolejna sprawa to argument, że sum w Polsce był od zawsze. To że był ma się całkiem inaczej do tego, że się nim zarybia. Wyobraźmy sobie, że wpuszczamy do lasów tysiące małych wilków. Czy wszystko będzie dobrze z tego tytułu? Przecież wilk był od zawsze, nieprawdaż? Jak może wpłynąć na zachwianie równowagi, skoro od zawsze zamieszkiwał w Polsce? No właśnie, dawniej było inaczej, było mnóstwo zwierzyny w lesie, teraz jest też - ale to trochę sztucznie utrzymywane populacje pewnych gatunków. Zaadoptowanych do dzisiejszych realiów, czyli na przykład żywiących się dzięki człowiekowi. Ekosystemy w naszych wodach również są trochę 'sztuczne', na dodatek w większości przypadków nie ma żadnych badań wód, które zostały zdewastowane zrównoważoną gospodarką rybacką. Mamy 10 letnie operaty, które często bazują na rybostanie sprzed 20 lub więcej lat. Nie znam praktycznie żadnej wody, o której można powiedzieć, że jest normalna, wszędzie narzeka się na brak ryb, często na kompletne bezrybie. I tu rodzi się więc pytanie - czy warto zarybiać sumem? Czy jeśli mamy sporo drobnicy a brakuje ryb średnich i dużych, to czy sum będzie rozwiązywał problem czy go powiększał?
Według mnie podstawowym drapieżnikiem powinien być szczupak i okoń (względnie sandacz) - i jeżeli te gatunki są w dobrej ilości, to wtedy i sum będzie się odpowiednio tam odnajdywał. Jeżeli jednak tych dwóch gatunków jest zbyt mało, to sum może poważnie naruszyć ekosystem, chociażby ograniczając ilość ryb w stadach tarłowych takich gatunków jak lin czy karaś, podczas gdy będzie sporo leszcza. Sum według mnie się obroni, szczupak zaś ma najmniejsze szanse. Dlatego powinno się chronić głównie szczupaka, nie zaś suma, który ma o wiele lepiej. Jeżeli będzie można go poddać takiej presji jak inne gatunki, wtedy jego liczba odpowiednio spadnie. Spojrzmy na wyniki zawodów spławikowych na Wiśle czy Odrze lub kanałach. Jeżeli są to małe wyniki, oznacza to, że ryby wcale nie ma tam tak dużo, więc po jakiego grzyba chronić suma? Należy mu usunąć na przykład wymiar ochronny lub zmniejszyć go do 40 cm, i juz jest lepiej, łącznie ze skróceniem okresu ochronnego najlepiej.
Problem polskich wód bierze się stąd, że nie mamy dobrego modelu gospodarki. Nie chodzi w nim wcale o równowagę, ale o rybacką wydajność wód, stąd takie spustoszenia. Rybackie lobby nie chce się przyznać do błędóów jakie popełniło, lepiej, rybakoznawcy nawet próbują twierdzić, że to oni mają rację, bezczelnie nie chcąc zerknąć na to jak prowadzą wody nasi sąsiedzi, chociażby Czesi. Za zarybianie sumem w operatach były i chyba są specjalne punkty, i dlatego można było wygrać przetarg czy konkurs, nie dziwi więc fakt, że sum zrobił swoje. Brak badań sprawił, że o sumie i jego wpływie wiemy mało, rybaccy naukowcy badają inne rzeczy, głównie dotyczące wydajności z hektara. Rybacki model prowadzenia wód mamy wszędzie, choć rybacy są tylko w niektórych częściach kraju, to jest nielogiczne. Nie rozumiem jak można używać argumentu, że kormoran czyni spustoszenia, natomiast sum nie. Kormoran to też gatunek rodzimy, co lepsze, żywiący się drobnicą. Więc skoro szkodzi, to znaczy, że i sum może szkodzić, nieprawdaż? Daleki jestem od poglądu, że to co 'naturalne' nie szkodzi. Zabawy z wodnym ekosystemem mogą mieć różne efekty, na jednej wodzie sum będzie OK, na drugiej nie. NIe ma reguły, zwłaszcza, że nie bazuje się na aktualnych badaniach wody, ale wali ryby na ślepo, taka jest polska rzeczywistość. Brak kontroli powoduje, że wędkarze oszukują w rejestrach i nie dokumentuą faktu złowienia wielkiej ilości ryb, co czyni rejestry kiepskim wskaźnikiem aktualnego stanu wody, brak rybackich odłowów też zmniejsza ilość danych o zbiornikach do skromnego zasobu.
I na koniec - lobby wędkarskie. Sumiarze chcą suma, karpiarze chcą karpia, feederowcy i spławikowcy ogólnej dobrej ilości średniej wielkości ryb, spinningiści dobrych populacji szczupaka, sandacza i okonia. Po części każdy ciągnie w swoją stronę, często nie patrzy się na innych korzystających z danej wody. Takie zarybienie sumy Wisły kilka lat temu uważam za niedopuszczalne (wprowadzono wtedy sporo suma). Nie przemawia do mnie argument, że za dużo się wprowadza karpia, więc im też wolno. Brakuje w tym wszystkim ładu i składu. Dlatego w pełni popieram zluzowanie wędkarskich limitów w niektórych okręgach, uważam, że powinno się to wprowadzić wszędzie. Obecnie wielu sumiarzy wypuszcza złowione przez siebie ryby, ich liczba jest na satysfakcjonującym poziomie, więc można suma odławiać, gdyż mamy mocne 'stada tarłowe'. Jeżeli słyszę, że na spina ktoś z jednego miejsca wyciąga kilkanaście sumów w okolicy ponad metra długości, zaś na nocce założenie rosówki skutkuje braniem suma do 80 cm, a innej ryby jest jak na lekarstwo, to coś tu nie gra. Bo innej ryby nie ma w takiej ilości, jak suma, który jest przecież na szczycie łańcucha pokarmowego! Zobaczcie jak łowi taki Artur na Odrze. Wędkarz jeden z najlepszych, a często wyniki nie są super. W takim układzie, jeżeli tyle jest suma, powinien łowić po 40 kilo ryby na nocce, od kwietnia do listopada. tak dobrze nie jest. Jak te małe sumy dorosną i zaczną dalej się rozmnażać, co wtedy? Tak, sum jest kanibalem i może zjadać osobniki własnego gatunku, ale dojdzie do tego jak populacja innych ryb będzie na niskim juz poziomie. Chcemy tego doczekać? Chcemy wtedy naprawiać popełnione błędy? Może być trochę za poźno