a wszystko załatwiać na zebraniach poprzez wnioski? Tak będzie lepiej?
Tak będzie sensowniej i z oddźwiękiem w związku, który zarządza wodami, na których nam zależy. Ale co tam, sam już kiedyś napisałeś, że na działanie nie masz czasu, wystarczy że piszesz. Niech się inni podkładają.
Czep się tramwaja
Należę do koła, co wykonuje świetną robotę, więc trafiasz w próżnię
Jesteś pewien, że Twoje koło robi więcej niż moje w sprawie wędkarskich zmian w Polsce?
Pogląd aby robić wszystko poprzez zebrania jest skrajnie nierozsądny. To jakby powiedzieć, aby przepisy w Polsce rozstrzygać przez stałe referendum. Polacy to naród, w którym zachwiana jest postawa obywatelska, więc populizm wygrywa. W większości kół są właśnie populiści, którzy od lat robią co robią i żądają jeszcze więcej. Chcą zabierać. Nie chcą limitów, C&R, żądają ryb, przywilejów. To, ze zabiera się karpia, zaraz po jego wpuszczeniu do wody, to dowód na takie zachowania. To skrajna głupota, zabieranie ziarna na zasiew. Ale tak jest bo tak chcą...członkowie koła. Rozumiesz, nie władze ale jego członkowie, to oni decydują. I myślisz, że na walnych zebraniach można robić rewolucje? Z kim? Rzadko kiedy znajdzie się grupa mądrzejszych, w wielu przypadkach idą jak ja do koła, które jest postępowe, ale wiele nie zmieni w okręgu, bo są w zdecydowanej mniejszości. Tak więc zachęcanie do zmian tylko poprzez wnioski we własnych kołach uważam za nawoływanie do braku zmian. To proste, 500-1000 ludzi razem jest w stanie dokonać przewrotu, doprowadzić do zmian, zaś rozbici na kilkaset koł, nie zrobią nic. I tak się dzieje. Działamy przypomnę, po poprawce ograniczającej wolność wyborczą (chodzi o delegatów którzy muszą wykazać się 5 letnim minimum stażem w pracy w zarządzie koła czy okręgu). Co z tego, ze ten ZG PZW usunął ten zapis? Działał podczas wyborów, które są co cztery lata. Oto jak można działać w PZW...
To jest jak z dziećmi. Spełniasz zachcianki dziecka i dajesz mu wszystko jak leci? Powodzenia, będzie chciało jeść tylko słodycze i pić to co słodkie. A jak podrośnie to będzie miało pretensje, że na to pozwoliłeś, bo boryka się z problemami zdrowotnymi. Z wędkarzami jest więc jak z dziećmi, w wielu przypadkach trzeba ich prowadzić za rączkę, pokazywać co będzie dobre, nawet wbrew ich woli. Niestety, w Polsce przestali wędkarzy 'wychowywać', efektem czego są beznadziejne wody. Ty łowisz na Odrze a ja na Trencie, zauważasz różnicę? 20-30 lat temu te rzeki były podobne, były brudne, miały przeciętny rybostan ale porównywalny. A teraz? Nie jeżdżę na leszcza, bo mógłbym łowić ich na nocce ze 100-150 kilogramów, mam dość. Jeżdżę na brzany, mam ich od 16 czerwca 64 sztuki, do 6 kilo, przy tym wpadły jeszcze klenie (do 2.5 kg), leszcze itd. Bo łowię na wodzie, gdzie rządzą wędkarze, zaś prawo jest prowędkarskie. Co najważniejsze, tutaj się myśli co zrobić aby było lepiej, nie zaś jak wygrać wybory, dzielić i rządzić. Tak, rybostan jest też taki bo jest no kill, to spory faktor. Ale jeżeli ryby się zabiera, to trzeba robić tak, aby nie zaczęło ich brakować, trzeba to więc robić umiejętnie. Wędkarz nie musi myśleć i przeskakiwać przez stale stojące mu na drodze głupie przepisy, ktos robi to za niego. Róznica polega na tym, że w UK myśli się o tych co korzystają z wody, w Polsce zaś nie. W UK nie można łowić przez 3 miesiące na rzekach, aby ryba mogła się wytrzeć.
Arek, to właśnie pokazuję od dawna. NIe chodzi mi o gloryfikowanie Angoli, bo wcale nie uważam ich za lepszych od Polaków. Ale to samo pisałbym mieszkając we Francji, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii a nawet Czechach. Tylko w Polsce się kuźwa nie da, wszędzie jest ryba tylko nie u nas. Dlatego walczę z poglądem, że można coś załatwić oddolnie. U nas jest sitwa, która ma kasę z tego, że 'organizuje'. Robi coś pod siebie, nie pod obywatela czy członka związku. I to jest chore właśnie. Rybakoznawcy z Olsztyna walą ściemę, chronią swój rybacki interes, wędkarskiemu szkodząc. Grupa kilkuset gości ma przepisy robione pod siebie, podczas gdy półtorej miliona wędkarzy musi się im podporządkować, ze swoją stratą. Co gorsza, w Polsce nie ma turystyki wędkarskiej, która polega na tym aby ludzie jeździli odpoczywać nad polskie wody, na przykład na Mazury. Lokalne biznesy mogłyby kwitnąć, gdyż mamy piękne wody, cudowne jeziora, rzeki i kanały, ale co z tego, skoro rybactwo jest najważniejsze. Ludzie więc nie jeżdżą na wędkarski wypoczynek z rodzinami (lub bez), bo nie ma gdzie
Budżet państwa traci grube pieniądze, pewne regiony się nie mogą rozwinąć, jak Mazury właśnie, gdzie agroturystyka jest podstawą. Czy wiesz, że pod względem wód muchowych mamy jedne z najlepszych w Europie? Jest sporo rzek, które nie są regulowane, i odcinki specjalne już przyciągają 'muchowych' turystów z UE i nie tylko. Na polskich lepszych komercjach normalnością są już Holendrzy, Niemcy czy Angole, potrafiący rezerwować pod siebie całe łowisko, trudno o miejsce, ceny często są z kosmosu. Można by tak wiele zrobić, ale nie... Bo są przepisy, bo
takie jest prawo I o to mi chodzi. Nie jestem przeciwko Polakom czy Polsce ale przeciwko nieudacznictwu, głupocie, kolesiostwu, ogłupianiu ludzi i działaniu na szkodę społeczeństwa. Inne kraje dbają o własnych obywateli, więc tam są ryby, u nas zaś tek nie jest, wierzy się bajki opowiadane przez naukowców rybactwa, którym przyklaskują władze PZW, ciągnące sieci na związkowych wodach i mające kasę do przejedzenia dla siebie (ZG ma wielkie wpływy z działalności rybackiej).