Ech... to może i ja wreszcie coś napisze
Piknik wspaniały. Chociaż brzmi dziecinnie, to lepsze określenie nie przychodzi mi do głowy
Dziękuje wszystkim za przyjazd, za udział i za spotkanie.
Jak zwykle gromada (nie tak liczna) pasjonatów dała radę. Było wspólne łowienie, fotki, wymiana doświadczeń, rozmowy na tematy wszelakie, szeroko pojęte „aktywności integracyjne”, biesiady i suto zastawione stoły.
Jeśli chodzi o wędkarska stronę tego weekendu, to było całkiem przyjemnie. Piątek był dla mnie najbardziej udany, sobota już gorsza, niedziela najmniej ciekawa. Taki jednak urok komercji, a z drugiej strony zmienność pogody i manipulowanie poziomem wody przez pana Zbyszka.
Pod nieobecność pani Renaty miał chlopina dużo na głowie, a poza tym szybko można było odczytać, ze krótka rozłąka jednak go zestresowała. Co by nie mówić Zbycho cieszył się ze spotkania, ugościł nas jak tylko potrafił i zapraszał ponownie
Udało mi się dać wycisk pickerowi (Windcast Picker 2,7) i większość ryb szarpnalem właśnie nim. Moje przypuszczenia się sprawdziły, kijek ten daje radę na komercji. Ma pewne rezerwy mocy w dolnych partiach dzięki czemu hol większych czy tez waleczniejszych ryb przebiega całkiem dobrze. Krótki kijek nie daje takich możliwości podczas holu jak wędki 3,3 i 3,6, ale mi leży doskonale i „to jest to”.
Najwiecej wpadło karpi 2-3 kg, były tez 4-5. Jedna sztuka to coś w stylu 6-7, nie ważyłem, ale wiele się nie mylę
Ryby żwawe i silne, przy czym te mniejsze jakby większe „wariaty”.
Największa lub tez najbardziej szalona ryba zerwała przypon (na pickerze główna 0,23, przypon 0,22 lub 0,23). Wpadł jeden jaz, karasie, a także trochę linków, większość w przedziale 30-40cm, jeden tylko minimalnie przekroczył 50
Odwiedził nas uśmiechnięty Mateusz (Koń), a także zjawił się nieoczekiwanie „Tomek od koszulek”!
Przywiózł mirabelki i jakieś cukiereczki dla mnie
W sobotę wieczorem musiał jednak wyjechać. Próbowaliśmy rozkminić Tomka. Jest wysoce prawdopodobne, ze nie mówi nam całej prawdy, pisze zapewne jakaś prace badawcza o wedkarzach, dewiacjach, patologiach, zakupoholizmie... Uważajcie na niego!
Piątek zakończył się grillem i smakołykami. Nadmiar potraw jarskich oraz wegańskich najwyraźniej zaszkodził mojemu organizmowi i straciłem czucie w nogach...
Nie wiem, zator jakiś, czy stopa cukrzycowa?
W sobotę miałem ciężki start, złe spałem, jakieś skurcze nóg i w ogóle... Zjawił się Michał (Ryba). Rozłożył się dość sprawnie i zaczął kosić. Szkoda, ze nie mógł zostać dłużej, bo to naprawdę świetny towarzysz i wędkarz. Z holowaniem ma tylko jakieś problemy. Biegał z wędka po brzegu za rybami, jak niegdyś mój dziadek, gdy nawalił mu kołowrotek
Będzie jeszcze okazja spotkać się na dłużej.
Sobota również zakończyła się imprezka, tym razem obok naszego namiotu. Było grzecznie i szybko. W nd poprawa pogody i ja nad woda już przed 6. Jednakże ryba zaczęła podchodzić dopiero gdy słońce nieco oświetliło wodę. W międzyczasie pakowanie i ok 13 wyjazd.
Wspomnienia jednak zostaną na długo.
Jeszcze raz dzięki za wspólny czas koledzy i przyjaciele