Od środy do soboty okupowaliśmy niewielki zbiornik pożwirowy z bardzo przejrzystą wodą

.

Na ten wyjazd czekaliśmy od kilku tygodni. Razem z Jędrzejem zasiadkę rozpoczęliśmy w środę po południu, w czwartek rano dojechał Maciej.

Wróciliśmy do domów w sobotę wykończeni fizycznie (głównie od wysokiej temperatury), ale za to zrelaksowani i wypoczęci psychicznie. Piękno krajobrazu, cudowne wschody i zachody słońca, cisza i spokój oraz koleżeńskie rozmowy o tzw. "starych karabinach" do późnych godzin wieczornych spowodowały, że akumulatory zostały naładowane na full.




Łowiliśmy karpiówkami na tzw. metodę, z małą, kilkugodzinną przerwą w piątek na wewnętrzne mini zawody feederowe zakończone podziałem pierwszego miejsca pomiędzy Jędrzejem i Maciejem. Mixy przygotowaliśmy standardowo w naszym przypadku w oparciu o pellety Carpexa i zanęty MVDE Robinsona.

Liczyliśmy na duże karpie i leszcze. Rzeczywistość nie okazała się jednak taka różowa i wyniki nie zaspokoiły naszych oczekiwań. Z drugiej zaś strony pomimo długich przerw w braniach udało nam się złowić w sumie około czterdziestu karpi i jednego amurka.

Pierwsza ze złowionych ryb okazała się rybą wyjazdu. W nocy ze środy na czwartek, przed godziną drugą wyciągnąłem po emocjonującym, półgodzinnym holu 12 kilowego karpia o długości 82 cm.

Drugi co do wielkości karp pobrał w piątek wieczorem i mierzył 64 cm.

Pozostałe karpiki były z przedziału 40-55 cm, czyli jak my to mówimy: wpuszczaki. Podsumowując: ilościowo w miarę dobrze, jakościowo średnio.




Jednak ja widać na fotce poniżej humory dopisywały.


Pozdrawiam - Mariusz