Dawno tutaj się nie odzywaliśmy, więc pozwolę sobie wrzucić kilka słów dotyczących mojego samotnego, środowego, krótkiego wypadu z feederami na rzekę
Pogoda za oknem nie nastrajała optymistycznie (huraganowy wiatr i ciśnienie szybujące do góry, jedynie temperatura powietrza przyjazna), ale nie po to brałem dzień urlopu, żeby się poddać.
Tym bardziej, że celem miały być ostatnie przed zimową przerwą podrygi z feederami na rzece.
Miejsce znalazłem idealne- ostroga za zakrętem- osłonięta od wiatru.
Do boju poszły dwa feedery: klasyk z przeznaczeniem do obłowienia warkocza za moją ostrogą oraz metoda, którą tradycyjnie zamierzałem lokować w dołku na napływie następnej główki.
Nie zdążyłem nawet rozłożyć klasyka, a na metodzie notuję piękne branie i rolę z wolnego biegu kołowrotka. Po zacięciu ryba ucieka w główny nurt. Od razu wiem, że po drugiej stronie mam godnego przeciwnika. Mija dobre 10 minut, zanim udaje mi się wyprowadzić rybę z nurtu do zatoki między główkami oraz kolejne kilka do czasu szczęśliwego zakończenia holu. Patrzę na spokojnie leżącą w podbieraku piękną brzanę i gęba śmieje mi się sama, bo wiem, że właśnie notuję swoje PB.
Ryba ma 74 cm i waży prawie 4 kg. Daję jej trochę odpocząć w podbieraku i po krótkiej sesji fotograficznej wypuszczam w dobrej kondycji do rzeki.
Właściwie mógłbym się po tym fakcie zbierać do domu, bo moje wędkarskie pragnienie zostało w pełni zaspokojone, ale zostaję do wieczora. Doławiam na feedera z metodą kolejną, ale dużo krótszą brzanę oraz około kilogramowego leszcza. Do tego na tym kiju notuję jeszcze jedno puste branie.
Niesamowicie, negatywnie zadziwia mnie klasyk: pomimo pięciu pięknych, solidnych brań nie udaje mi się zaciąć żadnej ryby
Po raz kolejny okazuje się, że przy odpowiednim podejściu do przygotowania mixu i łowienia poza głównym nurtem, metoda jest bardzo skuteczna również na rzece.