W sobotni poranek razem z Mariuszem meldujemy się nad brzegiem byłej żwirowni. Pomimo, że prognozy na ten weekend nie są zbytnio optymistyczne, decydujemy się spędzić dobę nad wodą. Niestety brakuje Jędrzeja, który musi ciężko zarabiać pieniążki...
Plan na tą wyprawę jest prosty, na celowniku stawiamy wielkie karpie, które w teorii powinny dalej żerować przed zbliżającą się zimą. Jeszcze przed południem wszystko mamy gotowe. Obóz rozłożony, a zestawy czekają w wodzie na ruch ze strony ryb
Łowimy punktowo na ulubioną metodę, w głębokiej zatoce naszej flagowej wody.
Niestety zgodnie z naszymi obawami, rybki nie podzielają naszego początkowego optymizmu. Bardzo szybko uświadamiamy sobie, że to będzie nierówna walka. Faktycznie tak było. Pomimo usilnych starań, kombinacji z przynętami oraz przyponami końcowymi, brania były niezwykle rzadkie. Miałem to szczęście, że jeszcze przed zapadnięciem zmroku doczekałem się pierwszego strzału karpia. Skubaniec jak to ostatnio bywa, połakomił się na pojedyncze ziarenko kukurydzy na włosie. Rybek nie był wielki, taka standardowa dziesiąteczka z tej jesieni
Wlał jednak w nasze serca odrobinę nadziei na owocną zasiadkę. Niestety do końca wyprawy łowimy tylko małego karpia, który nawet nie zasłużył na pamiątkowe zdjęcie
Chociaż ten wyjazd nie obfitował w brania, humory nam dopisywały. Perspektywa zbliżającej się zimy każe cieszyć się z każdej godziny spędzonej nad wodą
Rybki to tylko dodatek do wspaniałej przygody, która jest sednem tego hobby. Dlatego radość jest tym większa, iż niebawem planujemy już w komplecie ponownie zawitać nad wodą. Być może na ostatniej zasiadce tego sezonu
Pozdrawiam Maciej.