W UK wędkarstwo przede wszystkim jest dobrze zorganizowane. Interesy wędkarzy są świetnie zabezpieczane przez odpowiednik PZW, czyli Angling Trust, ryb nie brakuje, warunki do tego hobby są tu idealne, pomimo mniejszej ilości wód niż w Polsce. Ogólnie wędkarz ma spory wybór łowisk, możliwość należenia do wielu klubów, korzystania z komercji, odcinków wolnych lub za jednodniowa opłatą, tzw. day ticket. W Polsce wędkarze należą do PZW, organizacji która nie dba o swoich członków. Po przemianie ustrojowej w 1990 roku, w Polsce nie dokonano odpowiednich zmian prawnych, to co działało w PRL dziś szwankuje, i to bardzo.
Najważniejsza różnica wg mnie jest to, że w UK robi się wszystko dla wędkarza, w Polsce natomiast mamy lobby rybackie, które narzuca swój punkt widzenia (gospodarki wodami) innym. Przez to dla wędkarza nie robi się wiele, traktuje go jak natrętną muchę, zło konieczne. Zły system jest już u podstaw, w Polsce wędkarz nie płaci nic państwu tylko PZW, które nie jest organizacją rządową! Brakuje więc kasy na ochronę wód, zagospodarowanie, prowadzenie badań z prawdziwego zdarzenia. Do tego rządzi lobby rybackie z siedzibą w Olsztynie (IRŚ i UWM), i wszystko jest robione poprzez pryzmat rybactwa na dużych jeziorach. W takim USA inwestycje w wędkarstwo się opłacają, i przynoszą spory zwrot, w Polsce natomiast sie to 'nie opłaca' (tak uważają naukowcy rybaccy). Mazury są koszmarnym obrazem jak można zniszczyć wody, tam nie ma praktycznie ładnych ryb. Efekt? Rejon, który powinien przyciągać rocznie dziesiątki tysięcy wędkarskich zapaleńców odstrasza.
Niestety, ale jak się wszystkiemu przyjrzeć z bliska, to w UK działa się normalnie, służąc obywatelowi. Obliczono, że wędkarze odpowiadają za obroty rzędu miliarda i 460 milionów funtów rocznie, wędkarska branża zatrudnia około 10 tysięcy ludzi. Rząd rozumie to i robi wszystko, aby wędkarzom było dobrze. Teraz przyjrzyjmy się sytuacji w Polsce. Rząd nie rozumie czym jest wędkarstwo, traktuje je jako odmianę rybactwa. Wędkarze nie płacą państwu, więc te nie daje wiele w zamian. Brak kontroli i nieżyciowe przepisy doprowadziły do degradacji wód, zarówno rybackich jak i tych dzierżawionych przez PZW. Idziemy na dno, jak Titanic. Mamy najgorsze wody w Europie pod względem zasobności wód. W przeciągu 30 lat spacyfikowano większość zbiorników.
Bardzo ważną różnicą jest też uświadomienie wędkarzy. W UK hobby to jest domeną klasy robotniczej, a więc nie kształconej wielce. Pomimo to wędkarze rozumieją jak gospodarzyć wodami, jak dbać o ryby, jak się z nimi obchodzić. Wiedza jak łowić, są skuteczni. W Polsce natomiast duża część wędkujących jest na poziomie człowieka z ery kamienia łupanego, zachowują się jak dzikusy. Nie dość, że nie umieją obchodzić się z rybami, dbać o nie, to jeszcze sami niszczą swoje wody. Brak wiedzy jest zatrważający. No chyba, że chodzi o wiedzę kulinarną
Skutecznością tez polski wędkarz nie grzeszy, bo nie ma wiedzy o rybach, o tym jak te żyją, żerują. Ogólnie spora część osób nie zasługuje na miano wędkarza. Są to rybacy, których celem jest pozyskanie mięsa, jak najmniejszym kosztem. A więc Brytyjczyk korzysta z przyrody, daje upust swojej pasji, dbając o swoje, Polak natomiast zabiera, jak najwięcej, byle zdążyć przed innym, byle nie dać się złapać, zakombinować. W efekcie nie ma czego łowić.
Przykładem skrajnej głupoty, jak Polska długa i szeroka, jest zarybianie karpiem na jesień i natychmiastowe jego odłowy. Zamiast dac rybie podrosnąć, wybija się ją od razu. Kasa na zarybienia jest w ten sposób po prostu marnotrawiona. Obraz nędzy i rozpaczy, rozkład
Oczywiście należy też wspomnieć o PZW i jego roli w tym wszystkim. Otóż w tym stowarzyszeniu wąska grupa ludzi, tak zwani działacze, organizują wędkarstwo masom. Nie są to wędkarze reprezentujący interesy wędkarzy, ale ludzie robiący karierę w PZW, trzymający się ciepłych posadek. Aby zapewnić sobie kasę, Zarząd Główny PZW prowadzi odłowy rybackie na wodach związkowych. Nie dość, że godzi w interes wędkarzy z tamtego rejonu, to środki zdobyte w ten sposób przeznacza na...siebie. Stąd masa osób we władzach. Sam zarząd główny liczy bagatela 33 osoby! A gdzie pracownicy, członkowie komisji?
Warto też odnieść się do tego co się dzieje w Polsce i w UK. Wędkarze z Wysp się interesują populacjami ryb, prowadzone są badania, obserwacje, zgłasza się wszelkie problemy widziane nad wodą, reaguje. W Polsce natomiast wiedza taka jest szczątkowa, o rybach wedkarze nie wiedzą wiele. Ile jest płoci w polskich rzekach, ile jazia, leszcza, klenia, suma? Błądzimy w ciemnościach
Ostatnio wpadły nam w ręce badania pewnego naukowca odnośnie populacji brzany w polskich wodach. W przeciągu niespełna 30 lat liczebność tej ryby spadła o 80%. Nikt nie robi nic aby temu zapobiec, wędkarze nie mają nawet pojęcia o tym co się wydarza, czy w ogóle chcą wiedzieć? A w UK o brzanę się dba, monitoruje jej populacje na kilkudziesięciu rzekach, wspiera tarło naturalne tam gdzie jest z tym problem. Niebo a ziemia!
Nie chcę tutaj pokazywać, że Anglik to mądry człowiek a Polak to głupek. Nic z tych rzeczy. Po prostu w Polsce mała grupa rządzi i decyduje jak ma być, nie wychodzi się naprzeciw oczekiwaniom mas ale tej małej grupy. Jako, że decydenci związkowi są częścią lobby rybackiego, wędkarze nie mają prawa głosu tak naprawdę. W przypadku jednak łowisk komercyjnych, a więc tam gdzie jest prywatny właściciel, Polacy potrafią
Mamy sporo pięknych komercji, nie ustepujących tym zachodnim, często wręcz lepszych. Problemem więc jest prywata ludzi na górze, po części też typowo polska niechęć do zabierania głosu i walki o swoje prawa. Nie chodzimy do wyborów, pozwalamy aby ktoś podejmował decyzje za nas. I tak jest z wędkarzami, ktoś decyduje za nich, a ci nic z tym nie robią.