Wczoraj pojechałem posiedzieć na Odrze z zamiarem złowienia fajnych leszczy. Plan zakładał zastosowanie mieszanki składającej się z MVDE Record Silver Breme i Record Gold Gardons w proporcjach 3:1. Całość dopalona mocno melasą i liquidem karmelowym. Widać już, że jesień idzie szybkimi krokami, bo pierwsze w zanęcie zameldowały się piękne grube płocie praktycznie wypierając wszędobylskie krąpie. Dystans 30m ustawiał zestaw w rynnie na szybszej wodzie. Po godzinie nastąpiła cisza i już wiedziałem, że weszły leszcze. Co chwilę wędka wolno i miarowo przyginała się w stronę wody dając leszczyki w granicach 1,5kg, oraz całkiem spore rozpióry. Najdziwniejsze jest to, że przy pierwszym napłynięciu stada wędka uzbrojona w robaki milczała, za to na dumbelsa nie mogłem się obrobić. Po dwóch godzinach nastąpiła zmiana i dumbels znacząco stracił na impecie. Im bliżej wieczora, tym brania coraz bardziej słabły i praktycznie mogłem zająć się organizowaniem kolacji. Ostatnią godzinę łowienia postanowiłem łowić grubo i obie wędki zaopatrzyłem w dumbelsy 10mm licząc na grubego leszcza. Po chwili wędka miarowo pompuje w stronę wody i na końcu wisi mały 35cm sandaczyk. Przynęta ostro łyknięta, więc o przypadku nie ma mowy. Szybkie donęcenie 10 koszykami w punkt i stawiam dwa zestawy obok siebie. Po 10 minutach następuje takie atomowe branie, że dolnik łapię na wysokości brody. Nim zdążyłem się zorientować, o co chodzi, ryba wystrzeliła jak torpeda w środek Odry zabierając około 30m linki. Dobrze, że klip zrzucam już automatycznie. Żaden leszcz nie ma takiej pary, więc pomyślałem, że trafiłem na dzikiego karpia, bądź amura. Jakie było moje zdziwienie, gdy po 20 minutowej walce moim oczom ukazał się piękny sandacz. Trochę się nagimnastykowałem wsadzając jego opasłe cielsko do podbieraka, ale cała akcja zakończyła się sukcesem. Szybkie mierzenie i miarka pokazuje 86cm. Takiego na feedera jeszcze nie złowiłem. Limit szczęścia na dzisiaj chyba wyrobiony i po paru fotkach sandacz wraca do wody a ja do domu.
To już piąta ostatnia moja relacja w ramach konkursu "Zostań testerem zanęt Marcel Van de Eynde". Konkurs dał mi możliwość sprawdzenia wielu zanęt, które pewnie nigdy bym nie kupił. Już od wielu lat stosuję te zanęty, tym bardziej zaciekawiła mnie nowa linia i specjalistyczne zanęty dedykowane pod konkretne ryby. W krótkich żołnierskich słowach mogę napisać, że wszystkie zanęty okazały się świetne, zwłaszcza różne połączenie kilku zanęt. Na uwagę zasługują również znakomite dodatki zapachowe z carmelem i vanilią na czele. Jedynie czego mi brakowało w zanętach które wybrałem, to zanęty o zdecydowanie grubszej frakcji. Grubszą zanętę lubię dodawać do mieszanki, zwłaszcza przy połowie leszczy. Jeśli ktoś ogarnie jak je właściwie podać i przygotować, praktycznie otrzyma niezwykle skuteczną broń. Na pewno na stałe zagoszczą u mnie zanęty Turbo.
Pozdrawiam Bartek