Ponieważ w sieci jest niewiele opisów wypraw na miętusy, pozwoliłem sobie na wstawienie osobnej relacji dotyczącej wyprawy na te rzadko łowione ryby. Być może kiedyś, komuś może się przyda (tak jak mnie przydała się jedna z relacji odnośnie miętusa znaleziona właśnie na forum SiG). Na otwarcie sezonu miętusowego, a za razem wędkarskiego 2019r., czekałem od dłuższego czasu. W międzyczasie wertowałem po sieci w poszukiwaniu informacji dotyczącej połowu tej ryby. Informacji było niewiele, jednak opisy, na które trafiałem jednoznacznie sugerowały, że na tę rybę nie trzeba robić jakichś specjalnych podchodów, przygotowań czy zestawów. Najważniejsza to pogoda. Im brzydsza, tym lepsza. Jeśli miętus będzie żerować to z pewnością weźmie. Poza tym drugie co istotne to to, że miętus żeruje po zmroku.
Pierwszy marca to początek okresu, w którym miętusy można łowić na legalu. Wygłodniali wędkowania po przerwie zimowej, pełni dobrych humorów w czteroosobowej ekipie wyruszamy późnym popołudniem na Dunajec. Tamki w Gosławicach to miejscówka sprawdzona. Wiemy, ze miętusy tam siedzą. Nad wodą jesteśmy ok. 17.30. Pogoda jak dla nas nawet sprzyjająca. Nie wieje, nie pada, temperatura w okolicach zero stopnia. Trochę się śmiejemy, że niezbyt korzystna na miętusa bo za dobra, ale sam fakt możliwości bycia nad wodą nie psuje nam z tego powodu pozytywnego nastroju.
Montujemy szybko zestawy i przed zmrokiem zarzucamy wędki. U mnie główna żyłka ma gr.30mm. Do tego dwa przypony, zamontowane do potrójnego krętlika a’la helikopter. Ten dolny gr.22mm, dł. ok. 20-25cm pod ciężarek na agrafce, boczny gr. 25mm, dł. ok.60-70cm zakończony hakiem 1/0. Zapasowe komplety przyponów powiązałem już w domu, by po ciemku ich nie wiązać w razie zerwań na zaczepach. Na haku filecik z połówki uklejki bez głowy.
Swój zestaw rzucam jakieś 15m od tamki, w miejsce styku głównego nurtu ze spokojniejszą wodą zatoczki. Trzy pierwsze ściągania to zaczep i zerwanie przyponu z ciężarkiem, który prawdopodobnie wpadał między kamienie. Pewnie w innych okolicznościach bym się wkurzał, ale teraz cierpliwie wymieniam przygotowane wcześniej przypony. Zaczepy to dobry znak. Tam musi być miętus, który lubi czatować między kamieniami, albo w ukrytych pod wodą zawadach. Sukcesywnie zwiększam tylko obciążenie z 40 gr. przez 50 i 60, kończąc na 80gr. Inauguracja sezonu wędkarskiego nie może odbyć bez ogniska i kiełbasek. Ognisko nad wodą w takiej porze roku robi klimat
.
Około 19.30 szczytówka mojej wędki znacznie się nagina. Zanim zagrzechocze dzwoneczek, zmierzam w kierunku wędki by ją zaciąć. Dźwięk dzwonka utwierdza mnie w przekonaniu, że na haku jest ryba. Zacinam i holuje mojego pierwszego w życiu miętusa. Nie walczy, nie stawia oporu. Po prostu zwijam. W siatce melduję się miętus. Jego długość to 33cm. Fajna ta ryba. Bezłuska i śliska, wyglądem przypominjąca azjatyckie wężogłowy. Miętus zażarł się głęboko. Dodatkowo przy odhaczaniu haczyka wyciągam tylko trzonek. Reszta ułamanego haku zostaje w miętusie. Będzie trzeba go zabrać do domu.
Ponieważ przyponów z hakiem 1/0 miałem tylko dwie sztuki, nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po zapasowy przypon z karpiowym hakiem nr 1. Na haku ląduje wypluta przez złowionego przed chwilą miętusa ukleja. Po około 30 minutach szczytówka mojej wędki ponownie, nienaturalnie się wygina, a dzwoneczek nieśmiało i krótko grzechocze. Miętusy chociaż zachłannie połykają przynętę nie atakują jej jakoś agresywnie. Zacinam ale niestety wyciągam pusty hak. Miętus musiał wymemłaną wcześniej ukleję ściągnąć jakoś z haka.
Na główce tamki jest nas czterech, ale tylko ja jeden łowię pod prąd. Pozostałe 3 wędki ulokowane są po drugiej stronie. Koledzy widząc, że u mnie są brania postanawiają przenieść swoje zestawy na moją stronę. Po około godzinie odzywa się wędka u kolegi. W siatce ląduję miętus – 37cm. To drugi i zarazem ostatni wyciągnięty w tym dniu ponieważ około godziny 22 chowamy sprzęty i wracamy znad wody.
Ja jestem w pełni usatysfakcjonowany. To była moja pierwsza w życiu wyprawa na miętusa, a nad sam Dunajec z gruntówką powróciłem po przeszło 10 latach wędkowania na stawach. Dodatkowym smaczkiem było łowienie na wędkę, którą kilka lat temu otrzymałem od teścia w ramach imieninowego prezentu. Niedoceniana kilka lat przeleżała w szafie czekając na ten dzień. Kijek to stara Daiwa (Vintage) Serie 1500, wykonana z włókna szklanego o długości 275cm. Nie ma na niej podanego c.w., ale jak na moje oko jest idealną gruntówką na rzekę. Myślę, że dzięki niej częściej będę gościł teraz nad rzeką w poszukiwaniu świnek, kleni czy brzan.
Pozdrawiam