Jeszcze chyba nie zdarzyło mi się spotkać feederowca/splawikowca z porządnym sprzętem podchodzący to tematu inaczej niż "jeb wędkę w wodę, bombka na żyłkę i dawaj piwo".
U mnie to samo. Nie ma z kim sensownie pogadać, bo sami mięsiarze ze sprzętem "a po co droższy?". Niestety, łajzy zainwestowały ostatnio w elektroniczne sygnalizatory brań. Teraz co drugi łowi leszcze przy pomocy elektronicznego sygnalizatora i "policjanta" (równocześnie). Szczyt szyku! Obawiam się, że kiedyś komuś jebnę, tak po ludzku.
Gdzie ci ludzie z forów? Gdzie ci, z którymi można pogadać o czymś więcej niż o tym, ile ostatnio zabrał małych sandaczy? Ci ludzie nie potrafią zmontować najprostszego zestawu, czy spławikowego, czy spinningowego (np. trok). Wiem, bo wyciągam z wody różne dziadostwo. Już mnie nie dziwi czterocentymetrowy twister na żyłce 0,35 mm, nie dziwi mnie siedmiocentymetrowa guma na główce o wadze 30 g, z której hak 6/0 wystaje w okolicy ogonka (w miejscu, gdzie są dwa metry wody)... No nic mnie nie zdziwi.
Nie chodzi o sprzęt, wiadomo, ale o kulturę wędkarską, a ta jest zerowa. Ludzie, gdzie Wy jesteście?