Problemem jest tu w dużej mierze PZW, którego włodarze zajęci są przede wszystkim koszeniem kasiory, która im się należy jak twierdzi prezes Olejarz ( w przypadku Heliniaka, więc domyślać się należy że dotyczy to ich wszystkich). Powinni tutaj mieć jasne stanowisko i zajmować się obrazem wędkarza, który nie jest typem Zenka Bombaliny w gumofilcach z beretem z antenką i kiepem w pysku ale kimś kto nie tylko wędkuje, ale dba o wody. Ale tego nie ma, podobnie jak i edukacji .
Zastanówcie się, jak wiele dobrego powoduje no kill, który sprawia, że na danej wodzie jest dobra populacja drapieżnika i woda jest zdrowa, często czystsza, gdzie nie tworzą się strefy beztlenowe tak często jak ma to miejsce przy coraz częstszych zakwitach. MOżna zbudować wobec tego doskonałą otoczkę, ale jak tam są takie betony i tumany jak Miś, to szkoda gadać.
Musimy też zrozumieć, że będzie coraz więcej tych, co nas krytykują, bo to nie te czasy jak za PRL lub po nim, gdzie ryba oznaczała cenne mięso, którym nikt nie pogardził. Na pewno jednak nie powinniśmy dawać sobie wciskać kitu jak to jesteśmy sadystami, jeśli robimy co trzeba, mamy odpowiedni podbierak, matę itd. Zwłaszcza, że te oskarżenia kierują zwłaszcza fani mięsa, wg których jak oni wyjmą siatę z rybami i zaniosą do domu, gdzie ryba się udusi po drodze, gdzie żona niechętnie będzie to skrobać czy też rozdadzą to sąsiadom, sprawia, ze są przyjaciółmi zwierząt. To śmieszne, bo pokazuje jak zacofani są polscy wędkarze, którzy próbują znaleźć powód aby beretować wszystko, do tego udają, że to nie przez takich jak oni wody są puste, zdegradowane i często w fatalnym stanie.
DLatego nie przejmujmy się. Zwłaszcza, że w takich artykułach podaje się badania sprzed wielu lat, podczas gdy po drodze były inne, które wskazywały, że właśnie ryby nie czują bólu. Naukowcy rybaccy z IRŚ tez posługują się przykładem tych badań z pstrągami żądlonymi w pyski. Już sama idea, że jad pszczeli to to samo co nakłucie hakiem, to odważna teza.
Dlatego nie dawajcie się wkręcać w to, że jesteśmy sadystami. Bo taki czerpie przyjemność w zadawaniu bólu. A przecież nie wyrywamy na macie rybom łusek, nie nakłuwamy jakimś nożem, aby cierpiały, tylko jak najszybciej chcemy aby znalazły się w wodzie, po fotce lub zmierzeniu najczęściej
I tak, wędkarstwo to myślistwo, nie nazywałbym nigdy tego sportem, ten raczej jest wtedy, jak są zawody i rywalizacja.