Skoro mowa o kinie, to polecam film "Do ostatniej kości". Rzadko chodzimy do kina, ale zwiastun wywarł na nas piorunujące wrażenie i zgodnie stwierdziliśmy, że musimy go obejrzeć. Do tego zwiastuna idealnie został dobrany jeden z ostatnich utworów Leonarda Cohena, który w refrenie ma wołanie "Hineni, hineni!", czyli skierowane do Boga "oto jestem" - jestem gotów na śmierć i możesz mnie zabrać do siebie.
Swoją drogą odnoszę wrażenie, że kino powoli odchodzi do lamusa. Nie chcieliśmy iść w pierwszym tygodniu projekcji, żeby uniknąć tłumów (nowość plus film nagradzany). Poszliśmy chyba w drugim albo trzecim tygodniu i strasznie się zdziwiliśmy, ponieważ na seansie byliśmy jedyni i mieliśmy całą salę dla siebie. Wydaje mi się, że kiedy na początku pandemii weszły obostrzenia, ludzie przesiedli się na Netflixa/Disneya/... i tak już zostało.
W związku z tym kino wydaje mi się, że kina żeby wyjść na swoje i nie mieć przestojów, dają coraz więcej reklam. Przed seansem było ok pół godziny zwykłych reklam oraz ok 5 minut reklam filmów. Mam tylko nadzieję, że w pewnym momencie nie wejdzie do kin telewizyjny model biznesowy - przerwa na reklamy w trakcie filmu.