W końcu planowane się udało

Bardzo udana 24-godzinna zasiadka na No-Kill. Od sobotniego (wczesnego) popołudnia do dziś do 9 zameldowały się 4 ładne karpie, zaliczyłem kilka spinek no i jedno pudło. A to ostatnie zawdzięczam sobie samemu, bo biegać z górki i to z mokrymi stopami w klapkach to raczej ciężko. W sobotę brania pojawiły się, gdy zelżył nieco upał, a pierwszy karp zameldował się na macie ok. 21:30. Zdjęcia nie mam, bo powiedział mi, że jest RODO, ochrona wizerunku, a on na afisz się pchał nie będzie. Cóż, jego wola. Tak mu się spieszyło do wody, że nawet nie dał się zważyć. Na moje oko takie dobre 6kg. Ale dobra, wiemy jakie opowieści snują wędkarze. W nocy 2 odjazdy z czego dwie spinki, a jeden to taki dynamiczny, że do tej pory słyszę szum szpuli na wolnym biegu. Bladym świtem zameldował się karp o wadze 4,4kg później był kolejny, ale mniejszy niż poprzednik to i go nie ważyłem. Jako ostatni tuż przed 9 rano na macie wylądował karp o wadze 6,0 kg. Później zostało już tylko pudło, wszak klapki nie są stworzone do biegania.
Pozazdrościłem naszemu Koledze z Forum, Drapichrustowi, i też strzeliłem zdjęcie o brzasku. No, ale mój aparat w telefonie nie robi takich ładnych zdjęć, a cały czas zapominam zabrać ze sobą nad wodę lustrzanki.
Cóż - wypad fantastyczny, akumulatory naładowane, a w nocy przykuło moją uwagę bardzo dziwne zjawisko na niebie. I nie były to perseidy. I bynajmniej też nie były to samoloty, czy satelity. No, może coś w internetach o tym napiszą.
P.S.
Rozbił mnie psychicznie jeden wędkarz. Trzy stanowiska dalej ode mnie łowił chłopak feederkiem. No cóż, jego prawo. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy do wędkarza ze stanowiska obok pochwalił się, że już godzinę tę rybę holuje. No jestem w stanie uwierzyć, bo co chwila słyszałem dźwięk hamulca, a ni pierona nie było słychać plusku spadającego do wody podajnika.