Dla mnie ten rok nie jest łaskawy, wczoraj kolejny atak na karpia 8+ z pzw i porażka. Jestem na półmetku mojego dwu tygodniowego urlopu i w porównaniu z poprzednimi latami jest straszna kicha. Dzisiaj wybrałem się na staw PZW rzadko uczęszczany przez wędkarzy gdzie pływa raczej drobnica, (nigdy nie złowiłem tu karpia cięższego niż 4 kg) tylko po to żeby posiedzieć w spokoju nad wodą i popróbować kilka nowych rozwiązań. Zawsze robiłem mix zanęty z pelletem 50:50, teraz rozrabiam osobno i staram się reagować na to co dzieje się nad wodą - za radą z filmów Przemka Solskiego. Przyznaje, że takie rozwiązanie gdzie przy wydłużających się odstępach brań zwiększałem ilość zanęty względem pelletu sprawdzało się. Regularnie łowiłem leszcze 25-35 cm w szybkim jak dla mnie tempie. Wydaje mi się także, że żel ringersa podnosi skuteczność metody - drugi raz z rzędu wydaje mi się, że po stosowaniu ryby bardziej interesowały się podajnikiem.
I teraz najlepsze
Brania nagle ustały. Miałem już fajnie zanęcone łowisko, rzucałem w punkt a tu nagle cisza. Nie pomagały żadne kombinacje z pelletem i zanętą. Po prostu nagle ryby zniknęły z zanęconego obszaru.Przypuszczam, że sprawcą był niżej przedstawiony kolega, który pewnie spłoszył ryby, siedział w miejscu gdzie wpadał podajnik i uwaga uwaga wziął na pomarańczowego ringersa 8 mm
Po braniu wiedziałem, że to nie leszcz. Siedział przy dnie i ciężko mi go bylo oderwać , spodziewałem się karpia około 3 kg. Gdy podciągnąłem go do powierzchni zaczęła się jazda, odjechał kilka x a ja modląc się aby nie przegryzł przyponu nie mogłem uwierzyć co zaatakował ten 80 cm szczupak
Poniżej zestaw na który się skusił - może unoszący się nad dnem wafters go sprowokował delikatnym ruchem. W podbieraku odgryzł przypon
Poniżej szczupakowy killer