W niedzielę ulewny deszcz (nie ufajcie prognozie pogody na Interii!) sprawił, że mimo złowienia kilku ryb wędkowanie było bardziej męczące niż przyjemne. Parasol wytrzymał napór wody, ale przy zarzucaniu trzeba było trochę zmoknąć. Nawet zwinąć się na szybko nie było jak tyle tego sprzętu człowiek targa ze sobą... Wczoraj nie mogłem wyskoczyć nad wodę po pracy z powodu kilku spraw do załatwienia, więc dziś nie było innej opcji: jadę!
Nie zaczęło się najlepiej... zajeżdżam nad wodę i niby nikogo nie ma na moim stanowisku, ale widzę że dalej w krzakach ktoś siedzi i rzuca niedaleko mojego standardowego miejsca, które regularnie nęcę. Na domiar złego po głosie poznaję, że to tych samych dwóch pato-gentelmenów, którzy raczyli wszystkich wokół festiwalem bluzgów przy akompaniamencie disco-polo w sobotni poranek. Wtedy siedzieli po 2 stronie jeziora, ale słyszałem ich aż za dobrze, teraz byli może z 40 metrów ode mnie. Mimo wszystko zacząłem się rozkładać i psikus numer dwa: nie zabrałem mojej zanęty do miksu 50/50. Szybki przegląd bagażnika i jedyne co znalazłem poza 300g pelletu 2mm to paczka gliny Argile od Górka, która leży tam od wakacji gdy łowiłem na spławik. Samego pelletu trochę mało więc ukręciłem "miks" 300/200. Z założenia glina miała lekko smużyć i zabierać ze sobą ryby w stronę dna, a pellet je tam utrzymywać. Problem w tym, że moja nęcona miejscówka była przerzucana przez Sebusia i Arusia łowiących bez ładu i składu co chwilę w innym miejscu. Ja nie mając wyboru zacząłem nęcić podajnikami inne miejsce. Szału nie było, lekkie wskazania, zero konkretów, jeden strzał z opadu ale niezacięty - myślę że był to raczej drapieżnik.
Odwiedził mnie znajomy, celowo gadaliśmy trochę zbyt głośno, że tu chyba nie ma ryb, bo kolejny wypad i nic. Pomogło - mordeczki z browarkami się zwinęły pół godziny później. Zanim to jednak nastąpiło miałem mocne branie, opór na kiju był zdecydowanie za lekki w porównaniu do siły która wygięła mi chwilę wcześniej feedera do 100g w piękny łuk na podpórkach. Do brzegu dociągnąłem płotkę ok 15-18cm z wyraźnym świeżym śladem zębów. Kolejny raz drobna ryba zapięła się na metodę i nie była w stanie pokazać swojej obecności za pomocą szczytówki, ale ładny szczupak nie miał takiego problemu. To już 3 taki przypadek w tym miejscu, zdarzył się też odcięty a nawet pogryziony podajnik. Może czas sięgnąć po jakiś cięższy spinning ?
Moje miejsce do lokowania zestawów się zwolniło, szybko wprowadziłem w nie po 3 podajniki z pelletem i gliną co zaowocowało 2 ładnymi karasiami biorącymi zaraz po zarzuceniu nim jeszcze napiąłem żyłkę. Nieco później wpadł jeszcze jeden karaś i to było wszystko. Niedługo potem zaczęło się robić ciemno i trzeba było się zwijać. Jutro też jest dzień, może znów będzie czas wyskoczyć na 3 godziny po pracy?
O ile ryby jakieś wpadły to myśle, że bardziej dlatego, że już były w pobliżu, niż z racji zanęty. Glina może i smużyła, ale bardzo źle się jej używało z pelletem. Ja osobiście nie polecam, może jednak ktoś ma inne doświadczenia?
Na fotce podajnik po jednym z ciekawych brań jakiś czas temu: wyrwany fragment, do tego urwany lub odcięty hak na żyłce 0,22.