Dziś nad wodą niecałe 3 godziny, tylko jedno branie na metodę i przy brzegu zameldował się linek 36 cm. Hol z 60m na dość delikatnego feedera chwilę trwał, bo nie lubię ciągnąć nawet małych ryb na siłę. Akurat stał przy mnie "wędkarz", który chwilę wcześniej zagadywał co tu można złowić. Już kiedyś spotkałem go nad tą wodą: typowy Janusz-Mięsiarz : piwny brzuchol, moro peleryna + dresik z fają w gębie męczący małe szczupaczki na żywca. Jako, że był świadkiem holu to moja ściema że tu nie ma ryb, nie licząc małych karasi i krąpików wzięła w łeb
Stał tak i gapił się jak holuję, a potem delikatnie bez wyjmowania lina z wody próbuję wypiąć hak. Wtedy właśnie padło to magiczne pytanie (gramatyka i wymowa oryginalna):
- Bierzesz pan te rybe?
- Nie, wszystkie które złowię wypuszczam
- Jak pan nie chcesz to ja wezme
- Spierdalaj pan
- Gówniarz ryby bez sensu męczy i do tego cham
Ehh... mięsiarze
Najgorsze, że teraz pewnie będzie przyłazić i zabierać jak coś wymęczy