Masz rację, ale sam dobrze wiesz, że strażników PSR jest niecałe 400 osób na cały kraj. Tyle co nic. Jeden strażnik jakby chciał skontrolować cały podległy mu obszar musiałby poświęcić na to kilka lat. A tu trzeba to zrobić w jeden dzień.
Tu nie chodzi o szkolenie z całości prawa karnego rybackiego. Tu chodzi o podstawy. Jak widzę na grupie dotyczącej SSR, że strażnicy mówią, że nic nie można z tym zrobić, to mi się smutno robi. Nie winię ich za brak wiedzy, bo trudno jest wymagać od inżyniera, emeryta, budowlańca czy też lekarza znajomości niesamowicie skomplikowanego prawa rybackiego, które jest takim legislacyjnym potworem.
Jednak zawsze będę winić PZW za to, że w rzeczywistości w dupie ma ochronę ryb. SSR często jest traktowana jak kula u nogi dla działaczy PZW. A Ci goście poświęcają własny czas i pieniądze, aby chronić ryby, które i tak potem ktoś inny zabiera. Gdyby nie oni, to nad polskimi wodami panowałaby totalna patologia. I piszę to jako gość, który uważa, że w dobie gospodarki rynkowej społeczne straże nie powinny w ogóle istnieć. Jednak skoro jest ogólnopaństwowy syf, to nie powiększajmy go jeszcze likwidując SSR.
W preliminarzach budżetowych okręgów na pierwszym miejscu powinny być przewidziane wydatki na zarybienia i.... ochronę ryb. A tak nie jest. Ważniejsze jest utrzymanie całej tej cholernej biurokracji, diety działaczy, wydatki na benzynę itp., aniżeli ochrona ryb, w kraju w którym kłusownictwo jest notorycznym zjawiskiem - wręcz dziedzicznym. To dopiero jest patologia.
I tak właśnie za to winię PZW, bo chyba w każdym okręgu zatrudniani są radcowie prawni na etatach. Do tego ZG PZW non stop zleca różnego rodzaju usługi kancelariom prawnym. A w PZW nie ma komu zorganizować właściwego szkolenia chłopakom z SSR z podstawowych instytucji rybackiego prawa karnego. To dopiero jest patologia.
Ktoś tu ostatnio na forum wrzucił artykuł w którym komendant PSR wskazywał, że wielokrotnie informował okręg PZW, aby dochodził swoich praw w postępowaniu karnym w roli oskarżyciela posiłkowego. Przecież mandaty i grzywny idą do budżetu państwa. Za skłusowane ryby nikt z urzędu nie przyzna odszkodowania. I ani razu przedstawiciel okręgu PZW nie stawił się w sądzie

To jest dopiero patologia ukazująca dobrze to, jak PZW traktuje ochronę ryb i pieniądze wędkarzy. Ważne jest jedno - by uiszczali oni składki. Potem jest już mniej ważne to, co się dzieje z ich pieniędzmi.