U mnie jedni specjaliści zakładają dzwonki na drgającą szczytówkę. Drudzy właśnie kładą na sygnałki i dźwięk na full. Oczywiście siedzą przy wędkach cały czas.
Oszaleć czasem można.
Najgorsze są jednak dzwonki. Bo alarm wyje tylko jak jest branie, natomiast dzwonki męczą przestrzeń przy zarzucaniu i zwijaniu, zakładaniu przynęt. Na Tamizie często łowił niedaleko mnie 'dzwonnik z Notre Dame', który łowił na trzy wędki, i praktycznie nie było pięciu minut ciszy. Ulga następowała około pierwszej w nocy, jak szedł do domu. Po prostu masakra. Co chwila dzyń, dzyń, dzyń. A że łowił na białe robaki zapewne, to miał sporo brań drobniejszej ryby, węgorzy (dlatego używanie białych to ryzyko ich łowienia).
Co do alarmów zaś, to nie zapomnę nocki na Ochabach, gdzie kilku gości miało alarmy ustawione na full. Łowili też na trzy wędki, i po prostu nie szło wytrzymać. Taki gość po zarzucie naprężał żyłkę z 30-60 sekund, alarm wył jak oszalały.
Teraz należy zaopatrzyć się w centralkę, i alarmy ustawiać odpowiednio cicho, zaś centralce włączyć wibrację, i jest git. Niektórzy jednak nie kupią takich zbytków, będą katować innych nad wodą. Wg mnie w regulaminie łowiska powinny być odpowiednie zapisy to regulujące.