Darku, a dlaczego ostatnio był tak duży szum w mediach po zabiciu tego lwa w Afryce?
Człowiek żyje w środowisku przyrodniczym, które jest mu potrzebne do rozwoju biologicznego. Jednak stworzył kulturę (ogół wytworów pracy ludzkiej), która również stanowi jego naturalne środowisko, pozwalające mu na rozwój, zabezpieczając przed niebezpieczeństwami natury (chorobami, pożarciem przez lwa), czyniąc go jednocześnie kimś wyjątkowym w świecie. Rozwój kultury, przede wszystkim materialnej, zawsze w pewnym stopniu degraduje środowisko. Potrzebujemy surowców, przetwarzamy je w różnego rodzaju zakładach przemysłowych, zmuszeni jesteśmy więc do ekspansji terytorialnej, zanieczyszczamy środowisko i przyczyniamy się do zmniejszania populacji większości zwierząt. Ale chcemy jednocześnie zachować pewien stan równowagi biologicznej w świecie, bo wiemy, że jej zachwianie może zagrażać nam, ponieważ również stanowimy część świata natury. Dlatego chcemy zachować pewne gatunki. Lew natomiast jest gatunkiem narażonym w niedługim czasie na wyginięcie. Jego populacja się zmniejsza i z tego powodu podniosło się takie larum. (Tak na marginesie, zdjęcia, które oglądałem ze Stanów, były wstrząsające, bo ludzie życzyli dentyście, co zabił lwa, wieloletniego więzienia, odebrania prawa do wykonywania zawodu, a nawet śmierci. Absurd. Jakieś mam takie dziwne wrażenie, że ci, co tak skrajnie troszczą się o zwierzęta, nie mają litości dla ludzi.)
Szum się podniósł, bo zabicie lwa, mniej lub bardziej, godzi w równowagę w środowisku naturalnym, a to godzi w człowieka. Jeżeli postępujemy tak, że szkodzimy sobie, postępujemy źle. Nie widzę tu jednak przełożenia na karpia, amura, suma, czy nawet szczupaka zabitego z kuszy. Póki co nie są to gatunki zagrożone wyginięciem. Karp i amur dla mnie to obce paskudy
, a brak szczupaka, czy suma w Polsce ma swoje chyba bardziej złożone przyczyny, niż tylko zabieranie ryb przez wędkarzy (nie twierdzę przy tym, że się do tego nie przyczyniają).
Dlaczego My europejczycy nie zbijamy i nie jemy psów i kotów, albo co jeszcze lepiej obrazuje,- świnek wietnamskich, lub świnek morskich?
Bo my jemy karpie. To jest kwestia kulturowa. I nie znaczy to, że zjedzenie psa jest czymś złym. Jak byśmy nie mieli niczego innego do jedzenia, to byśmy psy nosami wciągali.
Zresztą, wcale nie potępiamy Chińczyków z tego powodu, że jedzą psy, podobnie, jak Amerykanie nie potępiają nas z powodu jedzenia karpi.
Teoretycznie można przyjąć że w zabiciu zwierzęcia/ ryby nie ma nic złego.
Chodzi tutaj o aspekt kulturowy, wartość przyrodniczą, a także zwykłą kasę. Na tym lwie w Afryce zarobiono by wielokrotnie więcej kasy gdyby nadal żył i był atrakcją fotograficzną.
Otóż to!
Jak to dlaczego czymś złym? A po co chodzisz na ryby? Bo ja po to, żeby taką rybę spotkać. Jak ją zabijesz, to jej nie spotkam.
Michał, to, że ja, czy Ty czegoś chcemy, nie czyni działań przeciwnych naszym potrzebom złymi. To po pierwsze.
Po drugie, nie antropomorfizujmy kontaktów z rybą. Spotykamy na swojej drodze ludzi, ale nie ryby. Te łowimy i brutalnie wyciągamy z ich naturalnego środowiska. Spotykamy przede wszystkim kogoś. Słowa tego używamy na oznaczenie pewnej sytuacji, w jakiej znalazły się dwie osoby. Możemy, co prawda napotkać sarnę w lesie i czasem powiedzieć, że ją spotkaliśmy, rozumiejąc to w ten sposób, że przypadkowo natknęliśmy się na nią. W odniesieniu do ryb nie można mówić o przypadkowości (no chyba, że pod wodą pływając, na ten przykład, z kuszą
) Nie można spotkać (w sensie „napotkać”) ryby przypadkowo na swojej drodze.
Mówimy czasem, że można spotkać się z czymś. Chodzi tu jednak przede wszystkim o cechy ludzkie. Spotykamy się z podłością, niepewnością, złością, dobrocią, miłością itd. Nie można się jednak spotkać z kamieniem lub drzewem, choć czasem je gdzieś napotykamy. Spotkanie to zawsze pewna interakcja, relacja międzyludzka.
Odpowiedź moja jest taka: nie chodzę na ryby po to, żeby je spotykać, ale żeby brutalnie wyciągać je z wody, kalecząc przy okazji (co wcale mnie nie cieszy), by nacieszyć się holem ryby i kontaktem z przedstawicielem dzikiego świata, który należy do obcego gatunku (ten przedstawiciel, rzecz jasna, nie świat). Mógłbym powiedzieć nawet, że przede wszystkim robię to z ciekawości, a także dla pewnego dreszczyku związanego z niewiadomą podczas łowienia (zacinam, czuję dużą rybę i myślę: "lin", holuję i już mam wątpliwości, bo na lina to nie wygląda, ale mam nadal nadzieję... Ciągnę dalej, a tu szczupak wziął na kukurydzę). Czasem po to, żeby ją zabić i zjeść.
Najlepiej sprawę chyba oddaje John Wilson:
"Z całą pewnością żadne inne hobby nie jest w równej mierze mieszaniną sprzeczności, plotek, łutu szczęścia, satysfakcji, niezdecydowania i kontemplacji. Jedno wiem na pewno - nie istnieje nic innego, co pozwoliłoby dojrzałemu mężczyźnie doświadczać chłopięcego entuzjazmu, dekada po dekadzie. I tak mijają kolejne lata, a on wstaje o porze, kiedy ryby najprawdopodobniej ruszają na żer. Niechaj będzie to na przykład lutowy poranek, gdy ziemię pokrywa gruba warstwa szronu, a pożądanym łupem jest kleń".
Mosteque,myślę,że miałbyś szansę na spotkanie. Darek z pewnością by Cię zaprosił na smażoną i zimny