O siódmej rano we Wrocławiu zero. Co prawda w nocy nieco poprószyło, ale szału nie ma. Patrząc na prognozy pogody stwierdzam dwa fakty. Po pierwsze na weekend wyjmuję akumulator z osobówki, bo nie mam zamiaru testować jego sprawności. Po drugie - przy tych "ujemnych upałach" ani chybi, że ten i następny weekend będą wyłączone z wędkowania. Sprzętu do łowienia spod lodu nie mam, a i takie łowienie jakoś nie budzi mojego zaufania...
Z jednej strony człowiek cieszy się, że jest zima, z drugiej zaś pomstuje, bo poprzednie zimy były nad wyraz ciepłe i przyzwyczaił się do "otwartych" zbiorników.
Osobną kwestią jest "zawodowa nietolerancja śniegu", bo jazda po zapomnianych przez drogowców drogach należy raczej do średnich przyjemności. I chyba ostatnia, najgorsza rzecz - latające płaty lodu z dachów naczep. Teraz mnie ten problem dotyka pośrednio, ale były zimy, gdzie trzeba było wejść na dach i zrobić porządek. A to nie jest zajęcie, które człowiek z uśmiechem na twarzy wykonuje.