Od naszego spotkania minęło kilka dni, emocje opadły, obraz całości wyklarował się całkiem wyraźnie. Zanim wszystko pokryje kurz historii, postanowiłem spisać swoje wrażenia i przeżycia. Powinienem chyba zacząć od stwierdzenia, że nie byłoby tego wszystkiego bez Lucjana i Mateusza. Takie są fakty, trudno z tym dyskutować. Tych dwóch facetów, mających łącznie 368 cm wzrostu, sprawiło, że mogliśmy przenieść naszą forumową znajomość do rzeczywistej, namacalnej krainy. Krainy stojącej karpiem, amurem, karasiem, linem, leszczem, szczupakiem, pickerem Trabucco, kołowrotkiem Drennan Red Range. Dwie ostatnie pozycje to efekt zarybień przeprowadzonych już przez nas, a konkretnie przez Krzyśka. Aż serce się raduje, gdy pomyślę sobie, że za rok picker Krzyśka będzie miał 300, a może już nawet 330 cm długości. Wszystko zależy od tego, jak przetrwa zimę.
Miałem pewne obawy związane w wielkością łowiska. Nie ukrywam, bałem się, że będziemy siedzieli nad stawkiem wielkości oczka wodnego, a największą atrakcją będzie pływająca po jego powierzchni kaczka ze styropianu. Nie rozczarowałem się, wręcz przeciwnie. Gdy zobaczyłem zbiornik, odetchnąłem z ulgą. W tym momencie już wiedziałem, że to nie może się nie udać. Konsternacja - po przybyciu - trwała chwilkę, odnalazłem się fantastycznie. Dalsze wydarzenia to dla mnie nieprzerwane pasmo sukcesów: niczego sobie nie złamałem, niczego nie wybiłem, nie zwichnąłem, niczego nie... cholera, zapomniałem, pierwszego dniu zgubiłem portfel, telefon i kluczyki do samochodu. Ci, którzy widzieli wszystkie części "Kac Vegas", nic nie widzieli, tylko tyle napiszę. Do teraz zachodzę w głowę, skąd tam wziął się fakir z papugą, ale mniejsza z tym.
Początkowo bardzo się ucieszyłem z tego, że będę zakwaterowany z Lucjanem i Mateuszem. Radość trwała krótko, niestety. Jestem rozczarowany i zniesmaczony. Lucjan okazał się bardzo rozmownym gościem: zasypiał przy każdej próbie nawiązania z nim jakiegokolwiek kontaktu. O Mateuszu mogę napisać tylko tyle dobrego, że jest jedynym znanym mi lekarzem, który niczego mi nie wyciął, nie przyszył, nie zszył, nie nastawił (głęboko wierzę w to, że tak właśnie było).
Moje samopoczucie się poprawiło, gdy poznałem pozostałych kolegów. Czysta przyjemność, esencja radości - tak to określę. Kulminacja tych doznań nastąpiła w piątek wieczorem. Tak się integrowaliśmy i integrowaliśmy, że teraz można nas pokazywać w Severs pod Paryżem - jako wzór zintegrowania. Potwierdza się tutaj stara prawda, że pasja łączy. Każdy z nas przywiózł swoją pasję - jedni większą, inni mniejszą, szok. Jeśli komuś zabrakło pasji, ktoś inny dzielił się z nim swoją. Wszystkich przebił Janusz, który przywiózł pięć litrów pasji. W konsekwencji wszyscy zaczęli podzielać pasję Janusza, niektórzy to nawet mocno. Początkowo bardzo sceptycznie podchodziłem do takiej integracji, teraz jednak wiem, że muszę znaleźć w sobie większe pokłady otwartości na domowe wyroby.
Bardzo zdziwiło mnie to, że nie doszło do żadnych bijatyk, gwałtów, rękoczynów czy nawet banalnej kłótni. Zastanawiałem się intensywnie, czym jest to spowodowane. Do sensownych wniosków nie doszedłem, ale śmiem twierdzić, że słuszną drogę obrała nasza administracja, eliminując element zaczepny i nieprzystosowany do życia w wędkarskiej rodzinie. Pewne jest to, że w następnych wyborach ponownie poprę Lucjana i Mateusza. Nie są to ludzie idealni, bez wad, wiadomo. Gdy spojrzę na to trzeźwo, to nawet się wstydzę za obłudników, którzy próbują wywlekać na światło dzienne wady naszych "ojców". Ja nigdy nie posunąłbym się do tego typu praktyk, bo mnie nie interesuje, że Lucjan chrapie niczym pracujący na średnich obrotach silnik czołgu T-34, że zasypia w trakcie rozmowy. Gniewać się na niego za to, że reaguje oburzeniem na przyjacielską propozycję skosztowania specjału Jaśka (mimo że jednak próbuje, a następnie zostaje ortodoksyjnym wyznawcą wcześniej wymienionego trunku)? Mateusza natomiast można by oskarżać o chorobliwy pedantyzm i nadmierne przywiązanie do rytuałów, takie są fakty. Czy to źle, że człowiek nosi w torbie zapasowe kluczyki zapasowych kluczyków albo pięć paczek papierosów, bo nigdy nic nie wiadomo? Czy jest wielkim grzechem, że taki osobnik potrzebuje na poranną toaletę dwóch godzin? Czy nietaktem jest odpowiadanie na próbę poczęstunku dobrym alkoholem w sposób jasny i nie pozostawiający złudzeń: "Nie takie rzeczy dostawałem od pacjentów!"? Nie przesadzajmy, przecież to są zwyczajne ludzkie słabości, nic innego. Ja jednak zrobię wszystko, żeby w przyszłym roku sytuacja się nie powtórzyła, wiec już dziś proszę człowieka odpowiedzialnego za zakwaterowanie o pokój jednoosobowy, oczywiście jak najdalej od pokoju wspomnianych wyżej panów

Ciąg dalszy nastąpi.
Tutaj znajduje się kontynuacja:
http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=1904.msg143593#msg143593