Tak ciężko w to uwierzyć. W zeszłym miesiącu pisaliśmy do siebie. Ostatnio Gienek był pochłonięty budową domu. Dopiero co skończył go budować i zaczął układać sobie od nowa życie, bo wcześniej go nie rozpieszczało.
W ostatnim mailu napisał:
W tym roku dom był już całkiem gotowy, więc pracowaliśmy nad otoczeniem - droga dojazdowa, ścieżki, taras, wiata na auta itp. Lucynie marzy się jeszcze mała szklarnia z poliwęglanu pełniąca zimą funkcję ogrodu zimowego, a mi nowoczesne oczko wodne z rybami na granicy tarasu...Zawsze wyjątkowo dobrze siedziało mi się z Gienkiem na rybach. Spokojnie, bez hałasu, bez zbędnych i męczących rozmów. Obserwacja wody, ciche rozmowy na temat techniki. Często łowiliśmy na spławik blisko brzegu.
Co roku spotykaliśmy się na moich urodzinach.
Wspomnijmy go kilkoma zdjęciami.





Na każdej imprezie męczyłem go, żeby po raz kolejny opowiedział kawał z weterynaryjną receptą. Myślę, że jeszcze długo będę go opowiadał. Rekwizyt w postaci recepty pozostał.

Podarunek w postaci aromatu również.

Prowadził taki zdrowy tryb życia. Zawsze myślałem, że będzie dłuuugo żył. A tu cholerny CoV-2

Ech...
Musimy szanować każdy dany nam dzień, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nas zwinie. I kto to mówi?! Gość, który ostatnio był na urlopie 10 lat temu. Tak, wiem - sam muszę mocno popracować nad swoim życiem...
Gienku,
nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.