Kiedyś będąc na prawie tygodniowej zasiadce, tuż przed odjazdem umyłem się porządnie pod prowizorycznym prysznicem- butelka 5 litrów z otworami na gałęzi. Noc minęła nam przy ognisku i dużej ilości mocnej wisienki więc prysznic był konieczny przed objęciem sterów w samochodzie. Pod pachy fa w kulce, zaczesałem grzywę i pognałem konie do domu w stronę zachodzącego słońca.
W drzwiach przywitała mnie jeszcze wtedy młodziutka i uśmiechnięta małżonka, cmoknęła mnie w policzek i zdębiała. Spojrzała na mnie takim zimnym wzrokiem, że jądra schowały mi się w brzuchu. Zupełnie jakbym pod koniec października wskoczył do Bałtyku.
W tym momencie zrozumiałem swój błąd i ruszyłem się tłumaczyć, ale było za późno. Dwa tygodnie się do mnie nie odzywała, a potem chciała się rozwieźć. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale więcej nie popełnię takiego prysznica przed odjazdem z taaakiej wyprawy.