Kriss, wydaje mi się, że właśnie popadasz w takie nierealne wizje. Bo z jednej strony piszesz o tym, jak wielu wędkarzy chce sobie połowić wakacyjnie, w dowolnym miejscu i to jest ok, a z drugiej piszesz o ostrych limitach rocznych - no tego akurat większość wędkarzy-mięsiarzy nie zaakceptuje. Druga sprawa to te kwoty. Załóżmy, że eliminujemy SSR i opieramy się na zawodowcach opiekujących się wodami. Nie jest to robota lekka, łatwa i przyjemna, obejmuje też pracę w nocy, ale też nie wymaga jakichś wielkich kwalifikacji. Załóżmy optymistycznie, że za 6000 pln (licząc koszt pracodawcy) może dałoby się znaleźć chętnych. Czyli rocznie jakieś 70 000 pln na jednego strażnika w samej pensji. 1000 strażników na cały kraj daje nam 70 mln kosztów. A nawet trudno mi powiedzieć czy to odpowiednia liczba, wydaje mi się, że sporo zaniżona w stosunku do potrzeb. Obecnie PSR to chyba 300 osób na cały kraj, średnio pewnie na 1 strażnika wypada 2000 ha wody, nic dziwnego, że ich działalność jest w praktyce niemal niezauważalna.
Trzeba ich jeszcze wyposażyć w samochody (intensywnie używane, czasem w ciężkim terenie, paliwo, przeglądy, naprawy), komórki, łodzie. To też są niebagatelne koszty, rosnące proporcjonalnie do liczby zatrudnionych. 600 000 wędkarzy po 250 zł składki, to 150 mln rocznie. Opłacisz z tego dzierżawę wód, ochronę, ichtiologów, nieruchomości, biuro, rozliczenia, zarybienia?
Robson, być może masz rację, że za bardzo wierzę w powszechną "normalność" wędkarzy. Moje założenia oparłem na bardzo małej, kilkunastoosobowej próbce moich znajomych wędkarzy, którzy łowią na PZW. Procentowo to wypada tak: ok. 7 % nie bierze wcale i nie zamierza brać, ok. 86 % bierze bardzo incydentalnie (kilka ryb w roku) i niestety ok. 7% bierze wszystko co się da zgodnie z regulaminem. I na tych danych oparłem założenie, że zdecydowanie mniej jest skrajnych frakcji.
Łowienie wakacyjne nie oznacza przecież, że jadę nażreć się ryb. Tzn. jak jadę nad morze, to faktycznie jem ich sporo, ale nie tych przeze mnie złowionych, tylko ze smażalni

Czy "mięsiarze" to zaakceptują? Nie. Ale ja nie mam powodu ani ochoty szukać poklasku u mięsiarzy, ponieważ uważam, że ich jest stosunkowo niewiele (dla mnie nie jest mięsiarzem ktoś, kto weźmie w roku 5, 10 czy nawet 15 ryb). Natomiast zdaję sobie sprawę, że są groźnym przeciwnikiem, ponieważ będą tego swojego prawa do mięsiarstwa bronić do ostatniej kropli krwi. i pójdą na rękę każdemu Misiowi, Heliniakowi czy innemu działaczowi o wątpliwej wiarygodności, jeśli zachowanie tego prawa im obieca/zapewni.
Zatem chcąc mieć nadzieję na zwycięstwo z lobby mięsiarskim trzeba sobie zapewnić poparcie sporej rzeszy innych wędkarzy. A moim zdaniem największa rzesza wędkarzy, to ci "normalni", o których pisałem powyżej. Próba zwalczania mięsiarstwa za pomocą nokillowców jest moim zdaniem skazana na porażkę, ponieważ nokillowców jest jeszcze mało a "normalni" wędkarze nie do końca kupują ideę absolutnego no-kill i nie będą za nią walczyć.
Ponadto trzeba wziąć pod uwagę to, że towarzystwo rządzące w PZW, to nie są leszcze w takich rozgrywkach i z niejednego, czasem nawet esbeckiego, pieca chleb jadło. Więc jeżeli chcemy wygrać te wody, to zwycięstwo musi być bezdyskusyjne i w pewnym stopniu druzgocące przegranych.
Uważam też, że łatwiej jest zarazić pozytywnymi zmianami dużą rzeszę danej grupy społecznej jeśli odbiera się tej grupie przywileje stopniowo, a nie taką szokową rewolucją. Większość normalnych ludzi nie lubi rewolucji, bo ta zawsze wprowadza zamęt, jęki zabijanych i nadmierny rozrost ego zwycięzców.
Co do przedstawionych przez Ciebie wyliczeń, to jakoś szczegółowo nie będę ich analizował, ponieważ musiałbym mieć więcej danych. Jednak zgadzam się, że kwota 150 mln prawdopodobnie okaże się niewystarczająca na osiągnięcie oczekiwanego stanu. Jednak znów odwołam się do wprowadzania zmian stopniowo, byle dążyć do właściwego celu.
Wg informacji podanych w tym wątku ilość wędkarzy w Polsce ocenia sie na 1,5 mln. Jeżeli PZW będzie związkiem dla wędkarzy a nie tylko dla działaczy i mięsiarzy, to zakładam, że niemała grupa z czasem przyjdzie/wróci na łono związku (łącznie ze mną).
Ponadto, podana przez Ciebie stawka 250 zł jest w mojej ocenie za niska. Nie sugeruję się tym co ogłaszają WP, bo to zwykła propaganda i póki co sprzedawanie tanio tego, czego się nie ma. Natomiast w PZW roczna kwota wnoszona przez statystycznego członka-wędkarza raczej oscyluje w okolicach 350 zł. Już sama ta zmiana powoduje, że z Twoich 150 mln robi się 210 mln. A gdyby ilość wędkarzy w PZW wzrosła o np. 100 tysięcy, co nie wydaje się nierealne, to mamy 245 mln. Oczywiście, to wszystko to tylko szacunki, bo nie mamy danych jakie są realne wpływy.
Natomiast jestem przekonany, że 1000 strażników PSR, to absolutny skok jakości w porównaniu do 300. Tutaj przyrost ilości kontroli w stosunku do ilości strażników nie jest liniowy. Jeżeli jest 3 razy więcej strażników, to jest zdecydowanie większa szansa na reakcję na jakieś informacje od wędkarzy. W tym momencie jest sporo zgłoszeń bez podjęcia żadnej akcji, ponieważ "nikogo w pobliżu nie mamy". A jak już PSR wjedzie nad jakąś wodę, to przy okazji przeleci pozostałych wędkarzy, czy im się przypadkiem coś nie mija z regulaminem, czy mają zgłoszonego szczupaka w siatce i czy ten nie przekracza już limitu na ten rok, czy mają uregulowaną opłatę itd. A budowanie w społeczeństwie przekonania, że prawdopodobieństwo kontroli jest duże i nie warto ryzykować, to nawet takie rutynowe kontrole. To nie muszą być od razu spektakularne akcje z zaangażowaniem nie wiadomo jakich środków.
I cały czas te zarybienia. Jeśli nie będziemy rabować wód z ryb, to nie są potrzebne żadne duże zarybienia. Dajmy naturze trochę oddechu, to resztę zrobi sama. Ewentualnie z naszą niewielką pomocą w miejscach gdzie już praktycznie nie ma się co odradzać.