Nasza reprezentacja potrafi grać o niebo lepiej. Jakieś azjatyckie, afrykańskie tuzy mogą, a my nie? To co, jesteśmy upośledzeni technicznie? Serio? Afrykanie są bardziej wyszkoleni? Mają lepszy sprzęt, boiska treningowe, nakłady finansowe? Nie! Po prostu grają radosny futbol, przed meczem tańczą, śpiewają, posiadają luz w dupie. A my wiecznie jesteśmy spięci, wiecznie, kurwa, łeb w dół, powstanie listopadowe, styczniowe, warszawskie. Wieczne świętowanie porażek. Już Gintrowski śpiewał, że "potrafimy najpiękniej na świecie przegrywać". Dodajcie do tego trenera, który mówi, że gówno potrafimy, gówno gramy i mamy receptę na sukces. Przecież to jest takie zakompleksienie, DNA Polski. Trzeba wypierdzielić całą rodzimą myśl szkoleniową: frajerów, fryzjerów, wiecznych mataczeń, samobiczowania się i zacząć budować na nowo. Nie jesteśmy światowym potentatem, ale Arabia jest? Maroko? Japonia? Iran? No kurwa! Od najmłodszej kijanki naparzamy piłką o ściany i z kolegami wygniatamy trawę na murawie. I my, nie możemy w prawie 40-milionowym narodzie znaleźć 18 kopaczy, którzy godnie będą reprezentować biało-czerwone barwy? Nie twierdzę, żeby zdobywać medale, ale wyjście z grupy po 36 latach w żałosnym stylu to nasz szczyt? Niemożliwe. Mentalność przegranych, wiecznie popychanych, kopanych w dupę, a to przez zaborców, a to przez hitlerowców, komuchów... I nasza psycha jest krzywa. Dopóki nie wyleczymy poczucia własnej wartości, zawsze będziemy nędznymi chłopakami do bicia. Bycie dobrym zaczyna się w głowie. A u nas jest łeb w dół i tyle. Michniewicz to personifikacja tej żałosnej filozofii.
P.S. Beenhakker jadąc na Euro 2008 powiedział, że udajemy się tam po zwycięstwo, został wyśmiany przez pismaków. To pokazuje mental, który siedzi także w dziennikarzach. Minimalizm, aby coś, aby jakoś. I będzie.