Pogoda ostatnio u mnie nie rozpieszcza, a szczególnie w świąteczny weekend dała się we znaki. Na otarcie łez, lany poniedziałek zaczął się słonecznie, co spowodowało moją obowiązkową obecność nad wodą. Tym razem trzeci raz odwiedziłem moją lokalną rzeczkę, w miejscu, w którym przez wszystkie moje lata nie było mi dane wędkować. Na ostatniej, krótkiej zasiadce udało się złowić kilkanaście wzdręg i płoci na przystawkę, a tym razem padło na feeder i łowienie w środku wąskiego koryta. Brania od początku bardzo energiczne, w tym mój pierwszy w życiu kleń z Baryczy, a przecież łowię tu prawie 33 lata

. Świadczy to o tym, że gatunek ten (razem z jaziem) zaczyna coraz częściej pojawiać się w moim regionie (co mnie bardzo cieszy), zapewne docierając tu z odcinka przyujściowego do Odry. Wpadło jeszcze kilka rybek przy bardzo efektownych braniach. Niestety nie będzie mi dane na dłużej rzetelnie zbadać tego odcinka rzeki, gdyż niedługo wysoka woda opadnie i zacznie się sezon kajakowy (=armagedon na wodzie

), a w tak wąskim korycie nie da rady połączyć wędkarstwa z kajakarstwem

.

Kolejne okno pogodowe pojawiło się w środę, a tym razem wybrałem klubową gliniankę. Jak zwykle brak czasu skutecznie skrócił moją zasiadkę (nieco ponad 2godz

), ale teren został rozpoznany

. Zanęciłem czterema średnimi spombami moim standardowym, wiosennym spod-mixem i metodowy podajnik spoczął na dnie łowiska.

Brania zaczęły się po ponad 20min, ale były bardzo agresywne i często hangerek uderzał o blank. Kilka brań niezaciętych, ale wpadł też rekordowy japoniec, tak więc krótki rekonesans był bardzo satysfakcjonujący.

Jeśli zdrowie pozwoli, to jutro zapowiada się dłuższa, metodowa zasiadka. Karpie już aktywne. Oby, oby

.