Z racji braku wystarczającej ilości czasu i faktu że koledzy pojechali na zawody wybrałem się na okoliczne PZW . Taki staw w którym żyje ryba przez 2 tygodnie po zarybieniu. Plan był taki żeby zabrać minimum sprzętu i zaszyć się gdzieś z boku z dala od parkingu i zgiełku biwakowo dzwoneczkowego. O 5 jestem nad wodą. Niebo zachmurzone ale bez deszczu i wiatru, całkiem ciepło. Rozkładam sprzęt i łowie na metodę na około 45 m pod takim ala półwyspem druga wędka na bombkę żeby trenować skupienie strzałów. Po około pół godzinie melduje się pierwszy karaś pod 40 cm potem drugi i trzeci. Chwila przestoju i wyjeżdża piękny pełnołuski karp 60 cm. Łowie do 11 . Łącznie złowiłem 4 karpie ocalałe z jesiennych zarybień, tego łuskacza starszej daty kilka karasi najmniejsz miał 30 cm i masę leszcza w rozmiarze do 40 cm . Bombka bez kontaktu z rybą. Kończą zadowolony ale też mocno zaskoczony wynikami z tej wody. Niestety do lata znów ryba się skończy bo nie widziałem żeby ktoś jeszcze oprócz mnie wypuszczał rybki.
Wysłane z mojego XQ-CC54 przy użyciu Tapatalka