Otwieram ten wątek, ponieważ wiele dyskusji dotyczy samego karpia i sensowności zarybiania nim.
Uważam, że to bardzo ważny dla wędkarstwa gatunek. Jest to ryba szybko rosnąca, dająca wiele wędkarskich emocji. Niestety w dużej liczbie szkodzi ona zbiornikom, zwłaszcza rycie w dnie jest szkodliwe, gdyż sprawia, że rośliny zanurzone zostają 'wyrwane' jakby z podłoża, sam kolor wody staje się mętny, co utrudnia dostęp światła słonecznego - a to znów przeszkadza rozwojowi takich roślin. Bez nich wiele ryb rodzimych ma utrudnione warunki bytowania, tarło też jest słabsze, gdyż często właśnie 'zielsko' potrzebne jest do składania ikry, wylęg zaś ma się gdzie schronić (to tak w skrócie).
Dlaczego jednak nie robić tak, aby do łowiska wprowadzać 'dobrą ilość karpia'? Przeciez można zastosować taką dawkę, która nie będzie powodowała niekorzystnych zmian. Karp się nie rozmnaża w naszych warunkach, więc nie ma tutaj takiego problemu jak z karasiem srebrzystym.
Niestety - z jakiegoś powodu nie wolno zarybiać dużymi osobnikami. Nie rozumiem tego. Zamiast hordy małych karpików, można zasilić zbiornik (powiedzmy 10 ha) 50 sztukami o wadze 5-6 kilogramów. Jeżeli nie wolno by ich odławiać, wiadomo, ze byłyby świetnym celem wędkarskich wypraw. Jeżeli wszystko w wodzie byłoy OK, można wprowadzić by później mniejsze sztuki,które mżzna już zabierać.
Tak więc ktoś w dziwny sposób ustalił pewne przepisy. Jeżeli ryb jest w wodzie bardzo mało, mówię o większych sztukach, to przecież większy karp w niczym nie zaszkodzi. Może wcale nie trzeba zarybiać tyle rok w rok? Dlaczego w ogóle polskie przepisy zakładają, że wszystkie wody są gospodarowane rybacko - czytaj ryby trzeba zabierać? Nijak nie widzę zrozumienia wędkarzy w tym wszystkim, a przeciez karp to ryba, która właśnie ma być tez 'sportowa' i często wypuszczana. Łowiska 'no kill' to obowiązek i ktoś powinien o nich pomyśleć!
Wiem, że wielu z Was jest przeciwna karpiom. Ale tutaj chodzi o rozsądne zarybienia. Nie każdy zbiornik musi mieć karpia, można wody wyselekcjonować. Ale jak, skoro przepisy są takie a nie inne? Na co komu idiotyczny operat, jeżeli ryb jest mało w wodzie - ani nie ma równowagi, ani dzierżawca nie jest zadowolony. Kto stoi za takimi bublami prawnymi? Jak widzieliśmy - wcale nie dba się o ochronę wód, ekologię tutaj (zezwala się na zarybienia karasiem srebrzystym). Czy nie jest tak, że jako wędkarze powinniśmy mieć prawo głosu w pewnych kwestiach? Bo przecież nasi sąsiedzi mają wody z karpiami, i jakoś wszystko jest u nich w porządku! Czy czasem nie jest tak, że za tymi przepisami stoja ludzie, którzy nie mają o pewnych rzeczach najwyraźniej pojęcia? Dlaczego jako wędkarze nie mamy mieć tutaj prawa głosu? Przecież skoro instytucje państwowe nie potrafią poradzić sobie z wyjaławianiem polskich wód, to dlaczego nie spróbować nowych koncepcji, takich jak właśnie zarybienia większym karpiem i opcja 'no kill'? Czy może jest to spowodowane krótkowzrocznością i absolutną niewiedzą odnośnie wędkarskich oczekiwań? Po co w ogóle zarybiać małym karpiem, skoro można wprowadzić od razu większe, przebadane sztuki? To ma być ryba wędkarska, a nie wigilijna potrawa!