
Na wstępie zaznaczam, że to moje subiektywne spojrzenie, które sprawdziło się na wielu wielkich zbiornikach zaporowych. Nie znaczy to, że sprawdzi się zawsze i wszędzie. Woda „naturalna” to oczywiście skrót myślowy, bo praktycznie nie ma dzisiaj wód pozbawionych ingerencji człowieka.
Metoda została w pierwotnych założeniach wynaleziona do skutecznego odławiania głównie karpi na wodach komercyjnych. Nie zmienia to faktu, że jest równie skuteczna na łowiskach naturalnych.
Aby tak było, wymagane jest kilka modyfikacji. Jedną z nich to zmiana wielkości stosowanych przynęt. Ostatnio bardzo popularny stał się trend zmniejszania przynęt. Łowimy na waftersy 4 mm, kroimy lub nadgryzamy dumbelsy itp. Jest to często bardzo skuteczna taktyka. Pozwala łowić duże, ostrożne ryby pod warunkiem, że w łowisku nie mamy stad drobnicy.
Łowiąc na wielkich dzikich wodach, powszechnym błędem jest brak selekcji. Po kilku godzinach odławiania drobnicy rezygnujemy. Sądzimy, że w łowisku nie pływa nic większego. Często zastosowanie większej przynęty 14,16,18 mm potrafi przynieść zaskakujące rezultaty. Nie koniecznie muszą być to karpie. Na takie przynęty z powodzeniem biorą duże leszcze, jazie, a nawet zdarzają się płocie. Bywa, że typowo karpiowe przynęty okazują się skuteczniejsze niż te „metodowe". Jasne ograniczają ilość brań, ale pozwalają łowić większe ryby.
Czy zdarza się wam stosować duże przynęty podczas łowienia metodą? Jakie są wasze ulubione ? Może próbowaliście i taka taktyka okazała się nieskuteczna? Zachęcam wszystkich do dzielenia się swoimi przemyśleniami w komentarzach.