Ryba (nie tylko karp) na wigilijnym stole jest tradycją, a co za tym idzie, w żadnym innym okresie w roku nie sprzedaje się ryb w takich ilościach. Nadal się zdarza, że ryby sprzedawane są żywe. Taki raban jest podnoszony, aby ludzi edukować i uwrażliwiać na cierpienie tych ryb.
Niektórzy uważają, że jak karp popływa w wannie, to przestanie zalatywać błotem i że z mrożonego nie da się zrobić galarety.
Poza tym podobno karp na wigilię stał się tradycją za PRLu. Hodowla była tania i sprzedawało się ryby żywe, bo dzięki temu odpadały najwyższe koszty związane z obróbką. Powszechnie dostępny karp poprawiał nastroje ludzi, którzy na półkach widzieli tylko ocet i wszystko była na kartki, po uprzednim wystaniu w wielogodzinnej kolejce. Mama często opowiadała anegdotę o tym jak ubierała mnie do wyjścia na dwór. Podczas ubierania pytałem, gdzie idziemy, na co mama odpowiadała, że na spacer, a wtedy pytałem, do której kolejki.
Pamiętam, jak byłem dzieckiem, że rodzice kupowali żywe karpie, które później pływały w wannie. Wtedy dla mnie to była wielka atrakcja. Z czasem zabijanie stawało się coraz bardziej problematyczne i w pewnym momencie rodzice zaczęli kupować martwe.