Panowie, nie tędy droga.
Zarybienia karpiem powinny polegać na tym, że ryba ma czas aby urosnąć. Dlatego wymiar ochronny nakarpia nalezy zwiększyć do 40 cm. Wtedy zabieranie ich zbyt małych jest złamaniem regulaminu. CO najważniejsze, ryba może urosnąć, więc po roku jest dwa razy więcej 'mięsa'. Karpik też się nauczy, że są pułapki w wodzie, będzie trudniejszy do złowienia. Po pewnym czasie będzie ten problem, że karpia w wodzie będzie zbyt dużo, bo każdego roku są zarybienia

Tutaj złą ideą jest samo pozwalanie na to, aby odławiać to czym się zarybiło, to jakby zasiać ziarno po to aby chwilę później je wybierać z ziemi. To jest marnowanie potężnych środków finansowych, które można wykorzystać znacznie lepiej. Czy jest jakiś hodowca/rolnik, który kupuje małego prosiaczka, co ma z 4-5 kilo, aby po kilku dniach robić 'świniobicie'? Oczywiście, że takich nie ma, każdy wie, że trzeba świnkę 'odchować', utuczyć. I to jest właśnie niesamowite, że w PZW i w Polsce kanonem stało się tłuczenie świeżo wpuszczonej ryby. Panowie, to jest tak idiotyczne, że pała boli. Jeżeli fani rybiego białka by poczekali zaledwie rok, to po tym czasie mieliby dwa razy więcej mięsa w wodzie do odłowienia! To jest wg mnie kierunek, nie zaś ściemnianie z datą zarybień i inne ciuciubabki.
ALe poruszamy inny problem

Otóż większość dyrektorów zarządów okręgów zarybiających mocno karpiem chce, aby to trwało dalej tak jak teraz. Wprowadzenie wymiaru 40 cm spowodowałoby, że karpia zrobiłoby się dużo więcej, i w wielu przypadkach trzeba by ograniczyć zarybienia. A to szkodzi lokalnym układom, gdzie kupuje się olbrzymie ilości kroczka. Tak, chodzi o biznes zarybieniowy. Dlatego lepiej rżnąć głupa i wychodzić naprzeciw żądaniom tych, co bez mięsa z karpików nie widzą sensu wędkowania.