Jakub, bez kompleksów, odważnie, w myśl, że zacytuję poetę: "razem, młodzi przyjaciele" idzie krok dalej, samo sformułowanie takiej ustawy byłoby już sukcesem, na skalę światową. Ale wracając do Z.G. PZW i tego o czym pisze Jędrula:
''Czyli rybak sprzedający zezwolenia podlegający pod ministra sportu!!! Takie coś to tylko w Polsce!!! ''
to tutaj Z.G. PZW sam się zapędza w kozi róg, bo istniejąca ustawa, wspominana już przeze mnie, mówi tak: wody płynące, publiczne, dzielone są na obwody rybackie i podmiot chcący je użytkować, proponujący najlepszy operat, wygrywa przetarg. W operacie największą wagę pełni zarybianie, by nie uszczuplać istniejącego zasobu, dalej mamy już patologię tego zarybiania.
Zatem PZW, w myśl tej ustawy musi, nie ma innego wyjścia, najpierw stać się "rybakiem" a potem dopiero, by wody płynące, użytkowane rybacko były także dostępne dla wędkarzy, sprzedaje zezwolenia w celach wędkarskich, stosując sztuczkę że zezwolenia (w zasadzie to jedno hurtowe, na wszystkie użytkowane obwody rybackie) rozdaje za 0zł swoim członkom, co oczywiście jest wybiegiem, bo aby być członkiem to trzeba najpierw zapłacić.
Z drugiej strony, aby dodatkowo finansować sport wędkarski-przynajmniej teoretycznie

Z. G. PZW wyciąga ręce w kierunku ministerstwa sportu, a dokładniej, w kierunku dotacji od ministerstwa sportu, rejestrując się jako związek sportowy. Efekt jest taki jak kol. Jędrula streścił zdaniem cytowanym powyżej.