Żyłka sama się nie skręca, skręca się w czasie łowienia, także, gdy jest wyciągana z kołowrotka przy zamkniętym kabłąku. I jest to przyczyna zależna od wędkarza, którą można ograniczyć, bo całkowicie wyeliminować jej się nie da.
Najczęściej przez to, że mamy zbyt lekko ustawiony hamulec w kołowrotku. Jeśli ryba zbyt łatwo, i tym samym zbyt dużo żyłki wyciąga w trakcie holu, to jest błąd, który popełnia wielu wędkarzy. Łatwo popełnić ten błąd, posługując się kołowrotkiem z hamulcem typu QD.
Widać to zwłaszcza na komercjach, jak weźmie większy karp, niewprawnemu w posługiwaniu się takim hamulcem wędkarzowi, to wyciąga przy zamkniętym kabłąku dużo żyłki, mocno tym samym ją skręcając. A jeśli taka sytuacja powtórzy się wielokrotnie, to żyłka jest naprawdę mocno skręcona. A gdy chce się wykonać kolejny rzut, zaczyna owijać się wokół szczytówki.
Zanim zarzucę zestaw precyzyjnie ustawiam hamulec kołowrotka tak, abym musiał go zmieniać tylko w ostateczności. W 99% sytuacji, nie dotykam się do hamulca, gdyż jest on ustawiony na wytrzymałość przyponu. I pamiętam przy tym, o jego „bezwładności”, spowodowanej tym, że współczynnik tarcia statycznego, jest zawsze większy od współczynnika tarcia dynamicznego.
Dzięki temu nie tracę większych ryb, bo wyciągają żyłkę z dużym oporem, i tym samym wyciągają jej niezbyt dużo, a mniejsze ryby nie wyciągają jej wcale, i tym samym jej nie skręcają.
Gdy kończę łowienie, a widzę, że żyłka z różnych powodów się skręciła, to odcinam zestaw końcowy, stawiam wędzisko na podpórce prawie pionowo, otwieram kabłąk i wyciągam ok. 20m żyłki, następnie ją powoli zwijam, a żyłka się przy tym rozkręca, następnie wyciągam dłuższy odcinek 35-40m i znowu powoli nawijam. I tak wydłużam odcinki jak na to pozwala teren.
Kiedyś nad zalewem, tak rozkręciłem odcinek 150m żyłki, przewiniętej ze szpuli innego kołowrotka.
Najczęściej jednak, na podwórku koło domu, rozwijam w ten sposób roboczy, ok. 50m odcinek żyłki, jeśli stwierdzę, że z jakiegoś powodu jest skręcona. Żyłkę wyciągam i nawijam od 3 do 5 razy.