Czołem!
Ja, kiedy potrzebuję takiej właśnie precyzji (szczególnie podczas łowienia nocą i w sąsiedztwie roślinności), klipuję. Robię dokładnie tak, jak opisałeś. Po opadnięciu zestawu, zwijam zawsze taką samą ilość, licząc obroty korbki.
ale po głębszym namyśle jestem na 99% pewien, że zestaw będzie się diabelsko plątał przy szarpnięciu w momencie zatrzymania żyłki. Powód - spławik cięższy, lecący z przodu nagle się zatrzyma, a reszta zestawu wpadnie na niego w powietrzu.
Nie powinien. Wręcz przeciwnie. Rzucając wagglerem, gdzie większość obciążenia skupiona jest przy podstawie spławika, a reszta rozłożona na żyłce, zaleca się właśnie hamowanie zestawu w ostatniej fazie lotu. Anglicy mówią na to "line feathering". Hamowanie zestawu w locie pomaga zatrzymać spławik, zaś pozostała część zestawu wyprzedza wtedy spławik i w ładnym rozłożeniu opada na wodę przed spławikiem.
Taki feathering zwykle uskutecznia się ręką lub palcem, ale zaklipowana żyłka spełni tę samą rolę.
cięższe już lecą z impetem i klip odbija, cofa zestaw w locie co powoduje plątanie.
To też zależy od siły rzutu. Rzeczywiście, jeśli zamiast zatrzymania następuje odbicie spławika, to znak, że albo za mocny rzut, albo np. za sztywny kij. Z pewnością niełatwo jest łowić na większych odległościach. Podobnie jest z klipowaniem np. na metodę i zarzutami na +50 metrów. Nie zawsze da się tak ładnie wylądować podajnik.
Zawsze można się przed tym zabezpieczyć, podobnie jak w przypadku rzutów feederem na klipie, opuszczając nieco wędkę zaraz po uderzeniu o klip.
Ogólnie bardzo lubię łowić spławikiem z klipem. Choćby własnie ze względu na to dobrodziejstwo w postaci bezpiecznego (bez splątań) opadania zestawu. Nie muszę wtedy myśleć o tym, żeby wyhamowywać palcem. Markerem zwykle wtedy też zaznaczam, żeby w razie czego nie stracić odległości.