Gratulacje dla wszystkich kolegów i dodatkowo dla Filipa za zajęcie 2 miejsca w zawodach!
W sobotę po dyżurze wybrałem się na jeziorko w lesie. Dziwna to woda, bo podczas gdy na innych wodach ryba ruszyła już dawno do ataku, tutaj panuje cisza. Byłem tam już dwukrotnie i czułem się, jakbym łowił w listopadzie.
Ostatnim razem padło parę płoci 25-28 cm na dumbellsy i pellety 10 mm.
Dziś z kolei pognałem 60 km na inną wodę. Już nie w środku lasu, więc po przyjeździe zastałem sporo wędkarzy. Później przyszła kolej na niedzielnych spacerowiczów.
Ciekawe jest to, że niektórzy potrafią stanąć za plecami wędkarza i tak stać przez długi czas. Zawsze wtedy czuję się jak zwierz w ZOO, który jest atrakcją dla tych ludzi. Dlatego staram się unikać wędkowania w niedziele, ale nie zawsze jest wybór.
Dzisiejsze wędkowanie nie było przyjemne. Po pierwsze naprawdę silny wiatr. W prognozach podawali 20 km/h i w porywach do 30, zaś było minimum 40 km/h, w porywach z pewnością >50. Obserwowałem jak ptaki nie dawały rady frunąć pod wiatr. Mimo dość wysokiej temperatury musiałem wyciągnąć kurtkę i czapkę.
Po drugie - wędkarze. Tym razem było 4, którzy chyba pobierali nauk w tej samej szkole. Wędki ustawione równolegle do linii brzegowej, przed szczytówkami sygnalizatory. Zestawy z rurkami antysplątaniowymi podciągane pod samą szczytówkę przy zarzucie. Do takiej techniki rzutowej powinni chyba skonstruować specjalne kije
Z racji wiatru sygnalizatory grały przez całe 5 godzin. Poczułem wielką ulgę, kiedy się pozwijali. Nie wiem jak sam wędkujący może wytrzymać pośród tych ciągłych pisków.
Była też ciekawa parka, siedząca z nocki. Pan koło 70 wraz z 25-letnim wnukiem. Z góry zaznaczam, że nie byli to ubodzy ludzie. Nie przyjechali furmanką, tylko średniej klasy samochodem. Mieli namiocik, butle gazowe i cały osprzęt potrzebny do komfortowego nocnego wędkowania. Na moje pytanie o wyniki starszy pan poinformował mnie, że sama drobnica i jeden leszczyk. Rozłożyłem się obok. Po godzinie panowie zaczęli się zwijać. Mogłem więc zaobserwować co znajduje się w wyciąganych siatkach. Leszczyk miał ok. 45 cm, zaś w każdej z siatek znajdowały się dodatkowo po 4 liny i karpiki. Wszystkie ryby zostały zabrane. Zapewne mają liczną rodzinę i każdy jest smakoszem ryb słodkowodnych. Chyba dobrze się odżywiają, bo pan miał grubo ponad 100 kg.
Dodatkowo, pobyt na tym urokliwym jeziorku umilały mi tony śmieci. Nie wiem czy kiedykolwiek widzieliście tak zaśmiecone miejsce. W lasku przylegającym do jeziora nie było miejsca bez śmieci. Miejsce to znane jest z biwakowania młodzieży w okresie letnim. Młodzi ludzie często robią tam konkursy na najlepsze "basy" w swoich samochodach. Wtedy wędkowanie utrudnione jest na całym akwenie. Mam nadzieję, że z pomocą programu 500+ przybędzie nam w kraju kulturalnej młodzieży, której rodzice przekazywać będą najwyższe wartości. Może kiedyś zrobimy jakiś konkurs zdjęciowy na najbardziej zaśmiecone miejsca nad wodą.
Po tej małej dygresji wstawię zdjęcia paru rybek z dzisiejszego wędkowania.
Karpik i jeden linek wzięły na waftersa. Jeden linek na czerwone robaki.
Przypomniało mi się, że byłem świadkiem śmiecenia również na tym jeziorku w lesie, nad które muszę kawałek przejść. W zeszłym roku widziałem dwukrotnie spore ilości śmieci pozostawione przez wędkarzy schodzących z nocek.
Tym razem (w zeszłym tygodniu) była to nasza młodzież. 6 lub 7 młodzieńców przyjechało na rowerach, siedli na pniu przewróconego przez bobry drzewa i zaczęli piwkować. Nie tylko piwko przyjmowali, bo słyszałem jak jedni radzili drugim - Wciągnij to do nosa. - Nie, lepiej wziąć to pod język. Jeden młodzieniec miał wyjątkowo zachrypnięty głos. Brzmiał, jakby naprawdę sporo w życiu wypił i wypalił. Z jego opowieści dowiedziałem się jak się to robi "na dwa baty" i jak to jedna dama poinformowała go, że jest w ciąży, ale on jej nie będzie płacił, bo musi mieć przecież mieć za co wypić. Ogólnie sporo o seksie, zasiłkach, trunkach i niechcianych dzieciach się dowiedziałem. Oczywiście, młodzieńcy pozostawili po sobie wszystkie śmieci. Obok mnie wędkowało dwóch panów. Jeden z nich był Niemcem. Kiedy panowie szli z ryb, Niemiec wskazał na ten śmietnik, coś powiedział i potem wrócił w to miejsce z reklamówkami i zabrał część tych śmieci.
Podczas gdy młodzież jeszcze bawiła nad jeziorem i łacińskie słowa rozbrzmiewały w lesie, koło mnie zjawiło się młode małżeństwo. Bardzo przyzwoicie wyglądający ludzie. Córeczka, pięknie wystrojona, na oko 4-letnia młoda dama. Pomyślałem, że zapewne zaraz oddalą się z tego miejsca, słysząc taką ilość najgorzej jakości przekleństw. W pewnym momencie do młodego taty zadzwonił telefon. Tata odebrał, chwilę porozmawiał, po czym zwrócił się do żony: - Kur.a, ten ch.j się spóźni. Popierd.lił drogę.
Można więc podejrzewać, że dziewczynka odbierze należyte wychowanie. Myślę, że z łaciny będzie mogła zdawać w przedterminie.
Gienku, kolejnym razem muszę chyba przyjechać do Ciebie połowić, bo najwyraźniej coraz ciężej przychodzi mi akceptacja rzeczywistości. Posiedzimy sobie w spokoju.