Witam
Dzień wolny od pracy - tradycyjnie pojechałem na ryby. Autobus o 6:40 i jedziemy!
Zaszedłem na miejsce, okazało się, że jest duża woda, ponad metr niż ostatnio co byłem... Myślę sobie, już połowiłem. Nie będę rzucał po krzakach. Trzeba ruszyć w drogę i poszukać jakiegoś miejsca. Wybrałem się tam, gdzie byłem dwa wpisy wcześniej - relacja ze spinngiem. Czekało mnie 2 km drogi.
Idąc po drodze, do mojego miejsca w którym postanowiłem wędkować, znalazłem ziemię. Spójrzcie jaka ładna. Wziąłem kilka garści i wymieszałem później z zanętą i gliną.
Idąc przez las, czułem się jak na grzybobraniu a nie na wędkowaniu. Nawet rzeka, która płynie koło lasu, tak wylała, że widać ją w lesie.
Idąc po drodze, nie mogłem w ogóle skręcić w stronę rzeki, bo co rusz to był teren prywatny, ogrodzona posesja. Błądziłem w kółko. Wracałem się i wchodziłem różnymi drogami. Aż w końcu natrafiłem na tą drogę co widzicie na zdjęciu. Myślę: w prawo jest płot - czyjaś posesja znowu, skręciłem w lewo - droga prowadziłą przez las.
Mówię, nareszcie. Jak widzicie z dala widać rzekę. Chyba dobrze wyjdę
Wyszedłem z lasu ale cóż, woda wylana na łąkach, znów daleko do koryta, przecież tu nie będę łowił.
Tu widzę za tym jest fajne miejsce, ale nie mogę się tam dostać, bo jest prywatna posesja.... Cóż narobiłem tyle drogi, wartałoby dzisiaj powędkować, a nie nałazić się tylko i wracać do domu. Nie! Postanowiłem się rozebrać i przejść ten kawałek.
Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Woda była bardzo zimna. Brrrrr... Musiałem zrobić AŻ 3 kursy, żeby przenieść swój sprzęt.
Tak jak widzicie na zdjęciu, przeniosłem wszystko za tamto drzewo. Tam jest koryto rzeki i ryba na pewno będzie stała.
Wybrałem to miejsce. Rozłożyłem wędkę. Wygruntowałem sticka. Przepuściłem parę razy. Ale coś mi tam nie pasowało. W niektórych miejscach za płytko, a tam gdzie było tylko możliwie były gałęzie w wodzie, po prostu dużo zaczepów.
Postanowiłem wziąć sprzęt i iść dalej, tuż przy samej posesji, przy płocie. Bardzo wąsko tam było i musiałem uważać, żeby się nie zawinąć w jakieś krzaki, lub po prostu wpaść do wody... Bo dopiero byłoby fajnie
Doszedłem do tego miejsca. Z wcześniejszej mojej relacji pamiętacie chyba to miejsce - z tym drzewem
Byłoby tam jak widzicie na zdjęciu poniżej kawałek wolnego miejsca. Akurat się tam zmieszczę ze swoim dobytkiem.
Rozłożyłem wędkę, oparłem za sobą o siatkę czyjejś posesji, dla przypomnienia, żebym nie zaśmiecał jest tabliczka
Będę pamiętał, dziękuję Panu właścicielowi, że mi udostępnił kawałek wysepki za swoją posesją
na której postanowiłem do końca wędkować
Wymierzyłem grunt. Głębokość około 2 m, przepuściłem sticka na sucho. Nie ma zaczepów, może być.
Biorę się za rozrobienie zanęty. Coś ponad kg z dodatkami zanęty, nie całe kg gliny i ta ziemia, którą znalazłem po drodze. Trochę atraktoru, zapachu i gotowe. Trzeba coś podsypać rybkom.
5 kul do wody. Nie daleko. Tam gdzie bardziej spokojniej.
Zestaw na który będę dzisiaj łowił - pinki, bolonka 5m, żyłka 0.16, przypon tradycyjnie 0.10, haczyki nr 12.
Założyłem 3 pinki na haczyk tak jak widzicie. Tak dzisiaj będę zakładać robaczki do wędkowania.
Jeszcze stick, nie wspomniałem o nim. Będę używał dziś innego 1 g. Z dłuższą antenką.
Ale zanim zarzucę zestaw do wody, muszę zobaczyć czy jest inna droga wyjścia z tego mojego cypelka... Przedostałem się dalej, po płocie jak to się mówi - po ogrodzeniu. Doszedłem jak widzicie, są ładnie porobione pomosty. Ale za pomostami nie ma wyjścia, bo woda odcięła wyjście mi z tego łowiska, więc będę musiał wrócić tym samym sposobem, co przyszedłem tutaj. Ale teraz wiem, że z powrotem czeka mnie przeprawa przez rzekę.
Jeszcze jakąś ładną fotkę, którą zrobiłem z czyjegoś prywatnego pomostu.
Jeszcze jedno
Bo też mi się podoba.
No i zaczniemy może w końcu łowić?
Jest pierwsza ryba! Uklejka. Zobaczcie jak na ręku wygląda. Nie wielka. Ale jak dla mnie to są duże uklejki.
Zobaczcie jakie duże te uklejki są. Zanętę którą wrzuciłem, podeszły mi ukleje. Jeden rocznik, bo wszytskie były w podobnym wymiarze.
Nawet złowiłem taką, która była ugryziona przez jakiegoś drapieżnika - była jedną z najmniejszych uklejek, którą dziś złowiłem.
Następna ukleja. Postanowiłem zamoczyć blachę, żeby rybę nie kłaść na suchej miarce i pokazać jakie mi dziś ukleje podeszły na łowisku. Telefon komórkowym mam w pokrowcu na szyi - więc jednym ruchem wyjmuję, cykam fotkę i rybka do wody
Następna uklejka. Jak weszły mi uklejki w łowisko to łowię dalej, na pewno weźmie mi inna ryba - leszczyk, krąpik, płoteczka, jelczyk. Łowię dalej.
Następna ukleja.
Jeszcze jedna!
Kolejna.
Postanowiłem wziąć ścierkę na kolano, żeby nie brudzić sobie spodni i szybko wycierać ręce. Czułem się jak na zawodach. Odhaczacz dla ryb za ucho, robaki wymamlane i hurtowo szły.
Sam do siebie mówię jak na zawodach
"Panie sędzio, ryba!"
Gdy brania były już po prostu słabsze, dodawałem tak jak widzicie pinkę z zanętą.
Robiłem nie duże kuleczki i wrzucałem do wody. To pomagało. Od razu były następne brania.
W między czasie nawet mnie łabędź odwiedził, przyglądał się jak wyjmuję nie wielkie ryby. Traktowałem go jak towarzysza wędkarskiego
I znów ryba.
Ryba. Coś waleczne te ryby były. Po zanurzeniu spławika - przycięcie - opór jak coś większego a tutaj ukleja, wyciągnięta z głębokości 2 m. Fajnie...
Godzina już późna, koło 15. Przypomniałem sobie, że dzisiaj moja drużyna gra mecz. Więc postanowiłem zakończyć wędkowanie, bardzo zdziwiony, że oprócz uklejek nic mi nie weszło na łowisku. Po prostu inny gatunek ryb... Ale tak szczerze, kto by się spodziewał, że w przeciągu kilku godzin, złowię ponad 70 sztuk uklejek takiej wielkości. I to o tej porze roku i takiej wodzie jak Wam pokazałem. Takim sposobem, jak zacząłem swoją przygodę dzisiaj, po prostu sobie połowiłem. Teraz czas wracać do domu, jeszcze mnie czekała droga powrotna i 3 kursy przez wodę...
Naprawdę Panowie ta woda jest bardzo zimna... Ale nie żałuję, warto było!
Pozdrawiam!