prosze powiedziec dlaczego polowy kontrolne sa zle i w tym momencie rejestry maja wieksza wladze sprawcza
A wskaż mi proszę, moje słowa, że połowy kontrolne są złe.
Połowy kontrolne w zależności od metody i celu dają odpowiedź, co w danej wodzie jeszcze pływa, jest, lub prawdopodobnie jeszcze zostało. Czyli takie: stwierdzenie stanu bieżącego.
Jeśli połów kontrolny wykonywany jest co 5-30 lat, trudno na jego podstawie ocenić co łowi się w ciągu: 1 miesiąca, 1 roku itd.
A sądzę, że nie ma u nas w kraju miejsca, gdzie odłowy kontrolne prowadzi się corocznie, lub nawet comiesięcznie, bo księgowy dokonałby rytualnego samobójstwa lub zastrzelił w porywie desperacji paru „idiotów”.
Stąd prosta dedukcja (o której pisze od wielu lat), że rejestry połowów ryb są potężnym i ważnym źródłem wiedzy: o połowach ryb, o gatunkach poławianych, o ilości i wielkości ryb, o częstotliwości połowów itd. A im bardziej prawdziwe będą dane, im więcej będzie zwrotów rejestrów, tym lepiej będzie analizować każdy zbiornik wodny i planować kolejne działania gospodarcze.
Zastanawiam się jak to było przed erą rejestrów. Czy brak rejestracji w tamtych czasach był czymś gorszym? Czy to właśnie brak rejestrów przez tyle lat przyczynił się do obecnego pogorszenia stanu naszych wód?
Czy we wszystkich krajach europejskich, w których dozwolone jest zabieranie ryb stosuje się rejestry?
Od ponad 60 lat prowadzi się dokumentację połowów rybackich. Na jej podstawie (+badania i ekspertyzy) planuje się kolejne lata, gospodarowania rybostanem. Tak, dotyczy to głównie gospodarstw rybackich i niektórych wód PZW.
Rejestry wędkarskie zaczęto stosować na niewielu wodach, około 30 lat temu (może wcześniej, nie mam danych).
Zmiana prawa z lat 2005-2008, spowodowała, że każdy użytkownik rybacki, wypełnia corocznie zestawienie: połowów ryb gospodarczych (sieci itp.), połowów ryb wędkarskich, zarybień.
Nie jest to zapewne pełna odpowiedź na twoje pytanie, ale tyle zdążyłem w tym czasie przygotować.
Jak widać, hasła:
- że ryb nie ma,
- że wędkarze nic nie łowią,
- że rejestry połowu ryb są niepotrzebne itd.
są zupełnie złudne i szkodliwe dla wiedzy wędkarskiej i gospodarowania rybackiego.
Bez rejestrów połowów, bez odłowów kontrolnych, bez badań ichtiofauny, możemy tylko zgadywać co w wodzie „pływa” i co łowią/nie łowią wędkarze (rybacy ciągle dokumentują swoje połowy).
Osiągamy w ten sposób szczyt obłudy:

- ryb nie ma,
- wędkarze nic nie łowią (tak twierdzą i to pokazują nie wypełniając rejestrów połowów),
- wędkarze płacą składki (zezwolenia na połów) by nic nie łowić,
- wędkarze nic nie łowią, bo przecież ryb nie ma, a brak rejestrów utwierdza wszystkich w tym przekonaniu,
- rejestry są złe, bo wku..rwiają wędkarzy, a wędkarstwo jest po to by łowić, a nie wypełniać tabelki.
- itd., itp.
Jak dorzucimy do tego, że są wody uznawane za wędkarzy za bezrybne (ryby niewielkie, ryby z gatunków nieatrakcyjnych, trudne łowiska etc.), a połów kontrolny i późniejsza ekspertyza podważają ów mit (znam takie przypadki), to wniosek pojawia się taki:
- naukowcy kłamią,
- badania były sponsorowane i „kupione”,
- ryb nie ma, wędkarz Zenek, Antek itd. wie lepiej i nie może się mylić.
Jest za to światełko nadziei, oczekiwania wędkarzy związane z dużymi rybami (często karpie), można przekuć na współpracę z rybakami.
Coroczne 15 000 ton karpia (+/-) które produkowane są w stawach można wpuścić do łowisk komercyjnych. Rybacy sprzedadzą swój produkt (choć muszą sortyment wielkościowy dopracować), wędkarze nałowią się do syta, ryba i tak dokona żywota swojego, choć w inny sposób niż wigilijna wanna, zieloni też pewnie się ucieszą, środowisko wodne dostanie w kość ale to już nie pierwszy raz – „był czas przywyknąć przecie”.
